Tak wielu architektów, tak mało budowli – załamywał ręce Hubert Vautrin przebywający na początku XIX wieku na Ziemiach Polskich[1]. Co mógł zobaczyć? Być może to, o czym 150 lat wcześniej pisał Krzysztof Opaliński, który narzekał, że to fatum u nas, że rzemieślnik nędzny, bo niedbały i wszystek pijaństwu oddany[2]. Być może opisywane przez Ignacego Krasickiego trzy karczmy, bram czterech ułomki, klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki[3]. Minęły kolejne wieki i oto Filip Springer na stronach Wanny z kolumnadą zastanawia się, dlaczego wokół jest tak brzydko. Czyżby zatem na przestrzeni stuleci nie zmieniło się nic, a bylejakość była immanentną cechą naszej architektury?
Przez lata próbowaliśmy znaleźć nasz własny „styl narodowy”. Próbował Witkiewicz, próbował Sas-Zubrzycki, próbowali architekci doby socrealizmu i postmoderniści. Za każdym razem efekty owych poszukiwań były w najlepszym razie nieprzekonujące. Być może zatem nie istnieje coś takiego jak polska tradycja budowlana? Być może nie posiadamy własnej tradycji a styl narodowy jest mrzonką i mirażem garstki zapaleńców. Bo i czym ów „styl narodowy” miałby być – budowlanym wspólnym mianownikiem dla Mazur i Podkarpacia, Śląska i Mazowsza?
Witkiewicz popełnił brzemienny w skutkach błąd sugerując, iż architektura regionalna może stać się ponadregionalną. Błądzili piewcy stylu dworkowego, gdy przenosili formy zarezerwowane dla wiejskiego lub podmiejskiego budownictwa rezydencjonalnego w obcy im kulturowy kontekst. Efekty tych pomyłek widoczne są do dziś. Mimo upływu dekad odżywają niczym głowy hydry. Odnajdziemy je w stylizowanych góralskich karczmach przy drogach szybkiego ruchu na wielkopolskich równinach i w pseudo-dworkach gęsto poustawianych na przedmieściach metropolii. Próby powrotu do przeszłości, przywołania historii w styropianie i tynku, sąsiadują ze neo-modernistycznymi prostymi bryłami i spontaniczną działalnością dekoracyjną domorosłych „budowniczych”. Różnorodność form zwana przez niektórych chaosem.
Znamienne wydają się słowa wypowiedziane przez Tadeusza Chrzanowskiego: Polska tradycji nie posiada, wręcz przeciwnie – zmieniała swoje tradycje jak rękawiczki[4]. Nie istnieje polska tradycja, czy zatem istnieje polska architektura? Zglobalizowany i pluralistyczny ponowoczesny świat wbrew pozorom nie dąży do jednorodności. Architektura nie staje się zjawiskiem homogenicznym – tak jak nie była nim nigdy w historii, poczynając od gotyku międzynarodowego, kończąc na modernistycznym „international style”. Przeciwnie, w ramach globalnej jedności wyraźnie dostrzegalna jest lokalna różnorodność. Polscy architekci chętnie sięgają po elementy i detale wywodzące się z lokalnej tradycji. Betonowe ściany biblioteki politechniki w Białymstoku przeprute zostały ażurami o kształtach stanowiących przetransponowaną formę podlaskich koronek. Podobne rozwiązanie zaprezentowali kilka lat wcześniej młodzi projektanci z WWAA, twórcy polskiego pawilony na wystawę EXPO w Szanghaju. Archetypiczny kształt domu jednorodzinnego krytego dwuspadowym dachem stał się już niemal obowiązującym kanonem dla tych, którzy pragną nawiązać do lokalnego kontekstu. Pokryty drewnianym gontem zdaje się być współczesną wariacją na temat budownictwa wernakularnego (Muzeum Wsi Opolskiej – db2 architekci, dom w Libertowie – Biuro Architektoniczne Barysz i Saramowicz). Czy ta architektura, świadomie nawiązująca do tradycji miejsca w którym powstała, może stać się Polską Architekturą Narodową? Takie posunięcie, cokolwiek ryzykowne, zbyt wyraźnie przypomina witkiewiczowską utopię. Czym bowiem byłaby kaplica Votum Aleksa (pracownia architektoniczna BETON) na Podlasiu czy Dom z gontu (ns MoonStudio) na Żuławach, jeśli nie architektonicznym fałszem. Architektura Narodowa nie może być lokalna. Winna być zjawiskiem ogólnym i poniekąd unifikującym różnorodność regionów. Stylem bazującym na tym co wspólne dla Mazur i Dolnego Śląska, Łodzi i Zamościa. Gdzie zatem szukać tych pierwiastków?
Odpowiedź może wydać się kontrowersyjna – w działalności domorosłych budowniczych ostatnich 70 lat! Cóż bowiem bardziej „naszego” niż wszelkie przejawy tego, co Marta Leśniakowska określiła jako „rodzimość negatywną”[5]?
Od Karpat po Bałtyk polski krajobraz usiany jest domami-kostkami, barwną betonową kostką brukową oraz betonowymi płotami. Kicz, tandeta, przejaw złego smaku – krzykną zapewne architektoniczni puryści, którzy wiedzą że „więcej” można uzyskać tylko przez „mniej”. Tymczasem Kaas Oosterhuis podczas wizyty w naszym kraju zwrócił uwagę właśnie na te niechciane peerelowskie klocki, które zobaczyć możemy we wszystkich wsiach i miasteczkach. W jego oczach były czymś nowym, świeżym, inspirującym. Na początku lat osiemdziesiątych Marek Budzyński projektując kościół p.w. Świętej Rodziny na warszawskim Ursynowie wpadł na odważny pomysł, by fasadę udekorować we współczesnym „stylu ludowym”. Zamarzyły mu się barwne kwiaty układane z tłuczonych talerzy i szkiełek[6]. Z planów nic nie wyszło, ale architekt zwrócił uwagę na to, ze takie dekoracje stały się już częścią naszej tradycji. Stanowią ją także znienawidzone przez fachowców betonowe płoty – bogate, zdobne, nierzadko malowane dla wzmocnienia efektu. I niezmienne. Niezależnie od tego, czy odwiedzamy okolice Elbląga czy Kotlinę Kłodzką, betonowe parkany są takie same. Podobnie identyczna w każdym miejscu w Polsce jest kostka brukowa z barwionego betonu układana niekiedy w fantazyjne wzory i ornamenty. To jest właśnie prawdziwa architektura narodowa początku XXI wieku. To jest pole działania dla architektów! Nie możemy z niesmakiem odwracać głowy podsumowując otaczającą nas krzewistość krótkim i stygmatyzującym słowem „kicz”. To wszystko, tak dalekie od wyróżnianych w fachowych pismach realizacji, powstało w oparciu o pierwotne uczucia i emocje. Izabela Ullman stwierdziła, że te właśnie cechy sprawiają, że kicz jest niezwykle bliski idei sacrum. A zatem – skoro nie można z nim walczyć, może nie należy potępiać, lecz oswoić go i oswoić się z nim[7].
Czy w świecie architektury początku XXI wieku jest miejsce na Polską Architekturę Narodową? Z pewnością. Mieniąca się feerią barw ponowoczesność buduje swój pluralistyczny charakter na wielości postaw twórczych i nurtów. Może zamiast po raz kolejny powtarzać to, co już wymyślili inni powinniśmy poszukać nowych pierwiastków we własnej tradycji. Miast starać się przenieść lokalne obyczaje w skalę kraju, należałoby postarać się znaleźć pierwiastki wspólne dla całej Polski. Współczesna Polska Architektura Narodowa może przecież powstać na bazie niechcianej i odrzuconej tradycji ostatnich dekad, wyrastać z tego, z czym bezskutecznie od lat walczymy. Dom-klocek, mozaiki ze szkła i tłuczonej ceramiki, kostka bauma, betonowe płoty… niewyczerpane źródło inspiracji którego istnienia nie powinniśmy negować i odrzucać.
- H. Vautrin, L’Observatteur en Pologne, Paryż 1807, za: Z. Rewski, Majstersztyki krakowskiego cechu murarzy i kamieniarzy XVI-XIX wieku, Wrocław, 1954, s. 33.↵
- K. Opaliński, Satyry, Warszawa 1987, s. 262.↵
- I. Krasicki, Monachomachia czyli Wojna mnichów, Kraków 2005.↵
- Cyt. za: E. Węcławowicz-Gyurkovich, Postmodernizm w polskiej architekturze, Kraków 1998, s. 28.↵
- M. Leśniakowska, O rodzimości negatywnej, [w:] Architektura XIX i początku XX wieku, red. T. Grygiel, Wyd. PAN 1991, s. 127-135.↵
- Architekt marzeń państwowych. Z Markiem Budzyńskim, jednym z najwybitniejszych polskich architektów współczesnych, laureatem nagrody honorowej Stowarzyszenia Architektów Polskich rozmawia Dariusz Bartoszewicz, [w:] „Gazeta Wyborcza – Magazyn Gazety”, 17 czerwca 1994.↵
- I. Ullmann↵