Listopad i grudzień, w „gorączce” licznych festiwalów młodej sztuki, to szczególny czas dla artystów wchodzących na scenę artystyczną. Z jednej strony takie wydarzenia są dla nich szansą zaistnienia i odnalezienia się pośród różnorodnych kierunków oraz tendencji w sztuce, a z drugiej strony festiwale młodej sztuki mają również istotne znaczenie dla galerników i kuratorów wystaw. Warto w tym miejscu postawić pytanie o wartość, jaką dziś ma młoda sztuka. Czy aktualne kierunki w sztuce są dyktowane trendami, decyzjami i wyborami galerników i kuratorów, pieniędzmi wraz z rynkiem sztuki, czy też może istnieje jeszcze pojęcie „niezależności” młodych artystów?
Staram się udowadniać, że polska sztuka najnowsza jest wartościowa i wymaga uwagi – dla Magazynu O.pl mówi Michał Borowik, kolekcjoner z Warszawy.
Michał Borowik od 2005 roku tworzy kolekcję sztuki najnowszej pod nazwą Borowik Collection. Kolekcja Michała Borowika została doceniona przez grupę krytyków sztuki i kuratorów za ponadczasowy charakter oraz osobiste przesłanie. Wymieniana jest wśród najważniejszych światowych kolekcji sztuki współczesnej, Rubell Family, Saatchi Gallery, Zabludowicz Collection i wielu innych.
Idealiści zawsze są seksowniejsi od realistycznych cyników – o coś im chodzi, o coś walczą, zamiast narzekać na kanapie.
Kolekcjonowanie staje się sexy za sprawą młodych ludzi. To konsumenci bardzo wybredni i bardzo świadomi, ukształtowani przez różnicujący się na specjalistyczne nisze kapitalizm. To pokolenie łowców, którzy wiedzą, że chcą czegoś nietuzinkowego i unikalnego, autentycznego w swojej niepowtarzalności. Z całej produkcji kulturowej tylko dzieła sztuki spełniają te wymagania.
Nasze pokolenie zbierało kiedyś historyjki obrazkowe z gum do żucia, potem karteczki z notesów, vlepki, resoraki. Teraz tworzy swoje pierwsze świadome kolekcje. Kultura stwarza niewyczerpane pole do eksploracji i jest naprawdę złotonośnym terenem. Przygotowały nas do tego inne dziedziny rynku – sukcesy młodych designerów i projektantów mody są znakiem tej samej przemiany.
Sztuka jest jednym z kierunków na moim kompasie. Jest północ, południe, wschód, zachód i… sztuka. Śpię sztuką. Artysta nie staje się artystą z dnia na dzień, tak też do bycia kolekcjonerem dojrzewałem dłuższy czas. W sumie ten proces trwa do dziś. To kwestia uzależnienia. Nie da się tego ukryć – sztuka uzależnia, a koszulki z napisem „Buy art not cocaine” głoszą szczerą prawdę. Jeśli fascynujesz się sztuką, ale świadomie rezygnujesz z ASP, z malowania, bo uznajesz, że to co robisz nie jest do końca tym, czego szukałeś, to rozbijasz się o klasyczny, powodujący dotkliwą alienację, rozziew między pragnieniami a możliwościami ich realizacji. Przechodzisz wszystkie symptomy odstawienia i głodu sztuki – brakuje ci terpentyny, materii sztuki, uświadamiasz sobie, że potrzebujesz jakiejś formy ekspresji. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że kolekcjonowanie, eksploracja pola sztuki, wybieranie z całego ogromu istniejącej sztuki, jest formą kreacji. Że można w ten sposób pozostawić ślad, sygnaturę, która będzie niezaprzeczalnie twoja. Kolekcja to ja, ja to kolekcja – w pełni się z nią identyfikuję.
Wybór prac to wzajemna i intensywna relacja
Moja kolekcja koncentruje się na młodej, wschodzącej sztuce polskiej – to kwestia osobistej wrażliwości i gustu, nie programowa. Dla mnie to przede wszystkim scena, na której rozgrywa się spektakl teraźniejszości w pełnej palecie kolorów, wyrazistych form, kształtów i ulotnych chwil.
Figurują w niej prace często nadal nieznanych artystów, większość z nich znalazłem, kiedy jeszcze byli studentami, albo świeżo upieczonymi absolwentami. Młodzi artyści są niewinni. Kiedy kupuję od nich prace, przyczyniam się do budowania przez nich pewności siebie oraz tożsamości. Nie chodzi tu zresztą tylko o kupno prac, ale też o zaangażowanie się w czyjeś życie i w to, gdzie dokąd ono zmierza. To wzajemna i dość intensywna relacja. W przeciwieństwie do innych branż, w których kupujący są anonimowi i wymienni, tutaj reputacja artysty jest wzmocniona lub zszargana przez ludzi posiadających jego dzieło. Na przykład, w przypadku Michała Gayera z Katowic, kupiłem jego pracę dyplomową i zainteresowałem nim warszawską galerię. Udało się, artysta miał nawet wystawę w Centrum Sztuki Współczesnej na Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Wspaniale jest patrzeć na rozwój artysty, którego się gdzieś, kiedyś zauważyło. Wartościowe rzeczy rodzą się w ciszy, dlatego docieram do artystów ukrytych, pracujących w spokoju, raczej z dala od mediów. Kupuję też na aukcjach dobroczynnych czy internetowych.
Ważne jest dla mnie nie tylko posiadanie dzieł, ale także ich upublicznianie i pomaganie artystom. Kolekcja jest rodzajem platformy, sceny, na której mogą zaistnieć młodzi, jeszcze szerzej nie znani artyści. Jej upublicznienie ma podwójny cel – promocji artystów i edukacji społeczeństwa. Sztuka powinna być dostępna dla wszystkich. Samo istnienie kolekcji, do której powstania posłużył jedynie kapitał w postaci pasji, a nie miliardów we frankach szwajcarskich, potwierdza tę tezę.
Kolekcjonowanie to proces kreatywny – kupowanie sztuki wcale nie jest takie proste, jeśli nie ma się takiego zaplecza finansowego jak Djajadisastra. Wówczas każda decyzja jest znacząca i niezwykle przemyślana. Duchamp wskazywał, że interpretacja i obieg prac, promocja artystów, są częścią współtworzenia i nie da się oddzielić ich od procesu kreatywnego wkładu całej maszynerii rynku sztuki, której kolekcjoner jest elementem.
W moim przypadku jest jeszcze inaczej. Kolekcja jest oparta na wyrzeczeniach – decyzjach dotyczących bezpośrednio mojego życia. Również w takim sensie, że ani nie chcę, ani nie mogę mieć „wszystkiego”.
Osoba, która wie jeszcze bardzo mało o współczesnej sztuce z Polski, ale ma trochę gotówki do zainwestowania, powinna kupić obligacje. Sztuka to nie inwestycja – chyba, że jest się ogromnym szczęściarzem potrafiącym pobić profesjonalistów w ich własnej grze. Należy więc kupić coś, co nam się podoba. Da to wieloletnią przyjemność wartą wydanej gotówki. Warto też poświęcić trochę czasu na wyszukanie czegoś naprawdę specjalnego – bo wyszukiwanie to już połowa zabawy.
Dwadzieścia pięć lat temu większość kolekcji była narodowa. W dzisiejszych czasach ciężko znaleźć uznaną kolekcję, która pokazuje tylko prace artystów-rodaków. To by oznaczało, że jest prowincjonalna i ograniczona. Moja kolekcja oparta jest na bardzo subiektywnych, osobistych kryteriach. Jest kroniką towarzyską, pudełkiem z pamiątkami, moją prywatną podróżą po Polsce w poszukiwaniu ciekawej sztuki, wspomnieniem spotkań z artystami, rozmów, wystaw. W naszej zaśmieconej kulturze multimedialnej znacząca kolekcja nie tylko powstaje; ona jest stwarzana.
Między pracami mojej kolekcji istnieje nić porozumienia, którą snułem przez wiele lat. Dramatyczne i radosne momenty w moim życiu – to wszystko jest w moim zbiorze. Kolekcja to więcej niż suma poszczególnych elementów. To coś wyjątkowego. To poszukiwanie spójności między pracami a ich twórcami. Kolejnym etapem rozwoju mojej kolekcji jest jej poszerzanie o prace artystów zagranicznych, na przykład z Rumunii.
Ideą kolekcji jest uwrażliwianie społeczeństwa i „pokazywanie, że można inaczej, lepiej, nie tak prosto i banalnie”. Do tego edukowanie i pokazywanie, że mamy w Polsce różne obszary działań kulturowych. Mamy Katowice, Wrocław, Poznań… Wszędzie jest sporo ciekawych, młodych artystów.
Zasady doboru prac są wręcz intymne. Konkretne realizacje są dla mnie formą zapisu odczuć – zmaterializowanych cudzą ręką. Równie ważna jak umiejętność dodawania nowych elementów do tych puzzli, jakimi jest kolekcja, jest umiejętne odejmowanie. Pozbywam się tych prac, które zaczynają mnie denerwować, przestają pasować do całości, która się wyłania, tych które z czasem stają się zbędne, znaczeniowo wyeksploatowane, puste.
Najważniejsza w kolekcjonowaniu jest przyjemność. Parafrazując: „Cel kolekcji byłby osiągnięty, gdyby komuś oglądającemu ją ze zrozumieniem sprawiła przyjemność”. Następnie pomoc i promowanie artystów. Jesteśmy w momencie, kiedy promocyjna rola galerii się kończy, a ciężar tych działań spada na artystów, instytucje… i kolekcjonerów.
Władza kolekcjonera polega na tym, że ponosi on największe ryzyko finansowe – choćby z tego powodu gest zakupu jest gestem promocji. Działanie ekonomii w środowisku sztuki jest dzisiaj może nie tyle silniejsze niż kiedykolwiek, ale dobitniejsze, bardziej widoczne. Neoekspresjonizm tak naprawdę stał się modny i kupowany wbrew opinii krytyków i do dzisiaj nie znalazł żadnej wspierającej go teorii poza silną predylekcją konsumentów… Ogromna popularność wspaniałych prac Aleksandry Waliszewskiej doskonale to ilustruje.
Moja kolekcja istnieje w formie wirtualnej jako strona internetowa, dostępna dla wszystkich; można tam obejrzeć poszczególne prace i znaleźć informacje o artystach. Przy okazji pierwszej wystawy prac z kolekcji w BWA w Zamościu wyzwaniem było między innymi przetłumaczenie tej wirtualnej struktury na fizyczną przestrzeń galerii.
3 comments
So true, genialny! Uwielbiam jego teksty i cenię za świeżość spojrzenia.
Zobaczylam link na facebooku, przeczytalam… wiecej takich tekstow, bo rozpalaja do czerwonosci potrzebe tworzenia. Dziekuje…
To tchnęło we mnie chęć do dalszego tworzenia. Zdałem sobie sprawę ,że to co robię, nie robię na darmo.
Świetne świeże spojrzenie na współczesnych młodych artystów. Oby jak najwięcej takich kolekcjonerów :)
Comments are closed.