„Dudek Bluesy” to dopiero trzeci bluesowy album Ireneusza Dudka. I pierwszy, na którym ikona polskiego bluesa śpiewa tę muzykę po polsku. Płyta jest już w sklepach, za nami także pierwszy koncert promocyjny.
Dudek zbudował polską scenę bluesową, tworząc w 1981 r. festiwal Rawa Blues, do dziś najstarszy, najważniejszy i najbardziej prestiżowy w naszym kraju, wysoko ceniony na całym świecie. Wirtuoz harmonijki ustnej, do niedawna miał w dorobku tylko dwie stricte bluesowe płyty (więcej nagrał ze swoją rock’n’rollową grupą Shakin’ Dudi, która uczyniła go wielką gwiazdą). „No.1″ z 1986 r. była pierwszą polską płytą bluesową zaśpiewana tylko w języku angielskim, pierwszą nagraną z udziałem big-bandu. Na „New Vision of Blues” z 1994 r. artysta wizjonersko zaprezentował bluesa symfonicznego, łącząc elektryczny zespół z klasyczną sekcją smyczkową. Z tym programem Dudek odniósł sukces za granicą, mimo że wiele utworów w jego symfonicznym repertuarze miało polskie teksty. Już wtedy mówił w wywiadach, że dojrzał do śpiewania bluesa po polsku. Ale na jego płytę z polskojęzycznymi bluesami trzeba było czekać aż do roku 2010. I znów okazało się, że nagrał coś, czego jeszcze w naszym kraju nie było.
Najpierw Dudek zarejestrował swoje piosenki sam. Potem do jego głosu, gitary, harmonijki i skrzypiec swoje partie dograli jazzmani: doświadczony perkusista Arek Skolik i dwaj młodzi, 20-letni muzycy, studenci katowickiego Instytutu Jazzu: pianista Kuba Płużek i kontrabasista Max Mucha. Muzycy mieli pełną swobodę: jak wspominają „nie było żadnych nut”. Nie mieli ani jednej próby, najczęściej nagrywali w pierwszym podejściu. Każdy dźwięk był improwizacją.
– Tytuł jest przewrotny. Bo to nie są tylko bluesy nagrane przez Dudka. Po angielsku „bluesy” to okołobluesowy: a ta płyta przybliża blues do jazzu. Podnosi rangę bluesa, który w Polsce traktowany jest jak „dla plebsu”. A to poważna muzyka – twierdzi Dudek.
Powagi dodają teksty Darka Duszy – zupełnie inne od tych, które znamy z Shakin’ Dudi. Dużo tu wątków autobiograficznych, dużo poezji. Są odwołania do życiowych tragedii. Ale ten blues nie dołuje, raczej daje do myślenia. Chyba nigdy teksty nie były tak ważnym walorem muzyki Dudka, jak na tej płycie.
Było to też słychać na żywo. 6 maja 2010 r., dzień przed premierą płyty, Dudek zagrał koncert promocyjny w Studiu Radia Katowice, gdzie kilka miesięcy wcześniej nagrał swój ostatni album. Spontaniczne granie z płyty na koncercie wypadło znakomicie. Muzyka zyskała jeszcze więcej przestrzeni, utwory nabrały nowych walorów – niektóre zabrzmiały zupełnie inaczej. Jazzowe trio zaimponowało luzem, profesjonalizmem, skromnością i wzajemnym siebie słuchaniem. Czujne granie muzyków, genialne solówki, preparowanie instrumentów, nagłe zmiany brzmień i rytmów. I ciągła współpraca z liderem, który, prócz gry na trzech instrumentach, śpiewał i niewymuszoną konferansjerką zabawiał publiczność. Ale przede wszystkim potrafił pociągnąć za sobą muzyków, którzy na co dzień reprezentują przecież inną scenę.
– Jeżeli chcesz nagrać płytę bluesową, to musisz podejść do tego z namaszczeniem i pokorą. Musisz coś przeżyć, a potem pokazać, po co ją nagrałeś. Nie mógłbym robić tego co rok. Przez 25 lat nagrałem tylko trzy płyty bluesowe: big-bandową, symfoniczną i teraz tą, akustyczną. To jest mój blues. Zawsze chciałem grać tak, jak nikt wcześniej – mówi Dudek. Znów mu się udało.
To był jedyny koncert Dudka promujący tę płytę. Następna okazja, by usłyszeć ją na żywo dopiero 9 października, na 30. Rawa Blues Festival w katowickim Spodku. Warto się tam wybrać nie tylko z okazji jubileuszu, nie tylko dla zagranicznych gwiazd (m.in. James „Blood” Ulmer i Vernon Reid – bilety na www.ticketpro.pl), ale dla samego gospodarza i jego własnej muzycznej propozycji – gwarantuję, że takiego Dudka jeszcze nie słyszeliście.