Festiwale, festiwale… Ta szczególnie popularna forma rozrywki doskonale sprawdza się w Polsce. Na myśl nie przychodzą już wyłącznie skojarzenia z dużymi imprezami muzycznymi, ale coraz częściej pojawiają się te związane ze sztuką: Festiwal Sztuki i Przedmiotów Artystycznych, Festiwal Sztuki Ulicy, Festiwal Designu, Festiwal Architektury.
W Toruniu powstała idea powrotu do architektury i wzornictwa drugiej połowy XX wieku, czyli do czasu, kiedy panował szał na meblościanki, wersalki, kiedy jak grzyby po deszczu wyrastały nowe bloki, a główną ideą architektów stała się prostota i funkcjonalizm. Postrzeganie architektury tamtego czasu przez współczesnych odbiorców jest dość sceptyczne. Powojenne budownictwo przeciętnemu Polakowi kojarzy się głównie z szarością i wyposażeniem tworzonym tzw. tanim kosztem. A przecież w tamtych czasach powstawały doskonałe realizacje światowej klasy, jak chociażby katowicki Spodek, Przyczółek Grochowski w Warszawie czy toruński Dworzec PKP.
Organizatorzy toruńskiego Festiwalu Architektury i Wzornictwa Tormiar w Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” zwracają uwagę na przestrzeń publiczną widzianą „od środka”, od strony użytkownika – eksponują jej detale, dekoracje, a także niedociągnięcia. Koncentrując się na Toruniu, przywołują zapomniane miejsca i ludzi, podkreślając, że toruńska architektura to nie tylko gotyckie skarby, ale też modernistyczne perełki, o które warto się zatroszczyć. Dobrze, że coraz częściej zwraca się uwagę na architekturę tego trudnego okresu. Warto o niej pisać, warto ją wspominać, aby na jej miejscu nie powstały współczesne „Biedronki” czy nowoczesne parkingi.
Główne wydarzenia festiwalowe przypadły na ostatni tydzień czerwca, jednak same wystawy można oglądać aż do września. W ramach festiwalu organizatorzy przygotowali szereg wydarzeń: spotkania z kuratorami, warsztaty dla rodzin, Targi Dizajnu, konferencję naukową. Uruchomiony został także PeKaeF, czyli Plenerowy Klub Festiwalowy na Bulwarze Sztuki CSW. Jak na większości tego typu imprez – każdy znajdzie coś dla siebie.
Otwarcie festiwalu rozpoczęło się wernisażem dwóch wystaw. Pierwsza z nich, Plastyka toruńska, prezentuje architekturę wnętrz lat 1945-2000, druga to II Indywidualna wystawa Franciszka Michałka. Projekty dekoracji wnętrz. Franciszek Michałek do tej pory był dla mnie architektem kompletnie obcym. Czy wynika to z faktu, że program studiów historyczno-sztucznych traktuje modernistyczną architekturę „po macoszemu”? Być może. Cezary Lisowski, jeden z kuratorów wystawy, podkreśla, że nawet dla większości toruńskich historyków sztuki nazwisko Michałek jest kompletnie nieznane. „Studiowałem historię sztuki na UMK i podczas studiów nigdy nie zetknąłem się z tym artystą” – mówi Lisowski – „Pomysł zorganizowania wystawy projektów Franciszka Michałka, narodził się po telefonie syna artysty, który jest w posiadaniu dużej ilości prac ojca”.
Franciszek Michałek był animatorem nowych rozwiązań przestrzennych w Toruniu, a przy tym malarzem i dekoratorem wnętrz. Tytuł wystawy bezpośrednio nawiązuje do pierwszej prezentacji dzieł artysty w toruńskim BWA, która odbyła się w 1965 roku. Najdziwniejszy wydaje się fakt, że Michałek pomimo tego, że był artystą niezwykle „płodnym”, nie doczekał się ani konkretnego opracowania, ani dużej wystawy. Ekspozycja prac Michałka zorganizowana w ramach tegorocznego festiwalu to zatem jak dotąd największa ekspozycja dorobku twórcy. Dzięki współpracy z rodziną Michałka organizatorom udało się zgromadzić na wystawie dużą ilość autorskich projektów, które nie były prezentowane. Ekspozycja została zaaranżowana w niezwykle interesujący sposób – obok samych projektów znalazły się na niej dwa obiekty zrealizowane według pozostawionych przez artystę rysunków. Pomysłodawcy odtworzyli wielkoformatową, ceramiczną kompozycję, której projekt pierwotnie przeznaczony był dla Hotelu Pracowników Zagranicznych Zakładów Azotowych we Włocławku, a także świetlno-malarską dekorację sali projekcyjnej Kina „Górnik” w Łęczycy. Pierwsza mozaika została wykonana dzięki żmudnej pracy pracowników CSW oraz wolontariuszy – trzeba przyznać, że efekt końcowy jest nad wyraz profesjonalny. Centrum Sztuki Współczesnej poszukuje teraz miejsca, gdzie mozaika mogłaby pozostać na stałe.
Druga wystawa zorganizowana w ramach festiwalu prezentuje toruńską plastykę i, jak wspomniałam, skupia się na architekturze wnętrz w latach 1945- 2000. Skąd akurat te ramy czasowe? Ten okres zawiera w sobie proces transformacji państwa, a przy tym odbudowy kraju po powojennych zniszczeniach, jest etapem tworzenia innowacyjnej architektury, nowych rozwiązań. Organizatorzy wystawy, chcąc pokazać architekturę wnętrz jako formę odrębnej, artystycznej aktywności, z mapy Torunia wybrali miejsca charakterystyczne dla tego przełomowego czasu. Na wystawie znalazły się przykłady wnętrz zarówno socrealistycznych, jak i postmodernistycznych.
W zrozumieniu powojennej, toruńskiej architektury z pewnością pomógł film dokumentalny Projektując nowoczesność. Rozmowy o architekturze Torunia, zrealizowany przez Waldemara Bujaka i Martę Nowicką. Bohaterami filmu zostali architekci i projektanci, którzy przyczynili się do stworzenia bardziej nowoczesnego oblicza miasta. Wśród nich znaleźli się: Jerzy Brzuskiewicz, Romuald Drzewiecki, Lech Kłosiewicz, Henryk Sobczyk i Jan Tajchman. Film zaprezentował takie toruńskie wnętrza, jak hol Dworca PKP w Toruniu, wnętrze gmachu Wydziału Biologii UMK, wnętrze winiarni „Zamkowa” czy wnętrze hotelu „Helios”. Praca architekta w PRL-u nie była łatwa, ciągle brakowało materiałów, pieniędzy, najbardziej liczyła się jednak wyobraźnia, idea, co możemy zobaczyć na przykładzie wspomnianych realizacji.
Ciekawym pomysłem, który doskonale sprawdził się w głównych dniach festiwalu, było zorganizowanie spotkań-spacerów, na które mógł wybrać się każdy. Uczestnicy, podążając szlakiem architektury i wzornictwa z okresu powojennej Polski, mogli bliżej przyjrzeć się budynkom Kampusu UMK, a także w nieco inny niż zazwyczaj sposób zwiedzić starówkę. Spacer po starówce miał być próbą zwrócenia uwagi na modernistyczną część Torunia. Organizatorzy wybrali trzy wnętrza: Dom Dziecka przy Szerokiej 6, Karczmę pod Kotwicą przy Łaziennej 2 i Hotel Zajazd Staropolski przy Żeglarskiej.
Prawdziwym rajem dla fanów dobrego designu były Targi, na których można było znaleźć przedmioty prezentujące najnowsze trendy we wzornictwie, jak również te, które pochodzą z poprzednich dekad. Na potrzeby festiwalu zostały nawet wykonane specjalne, autorskie koszulki inspirowane twórczością Franciszka Michałka.
Parafrazując tytuł książki Filipa Springera, architektura PRL-u została źle urodzona, dlatego tak wiele osób jej nie lubi. Może gdyby architektura tamtego okresu „przyszła na świat” trochę później, byłaby dziś uznawana za prawdziwy skarb. A może po prostu potrzebujemy więcej czasu, żeby ją docenić. Wydarzenia takie jak Festiwal Tormiar z pewnością pomogą ją zrozumieć.
2 comments
Wielce Szanowna Pani Dominiko,
nazywanie Przyczółka Grochowskiego “doskonałą realizacją światowej klasy” jest absurdem, bez względu na to, że zamieszkał tam autor książki o Hansenach oraz bez względu na modny hałas wokół tej postaci. Należy odróżnić wkład Hansena w teorię formy, czyli jego nauczanie o formie otwartej, od kompletnie nieudanych (i to już w fazie pomysłu) architektonicznych realizacji i totalnych propozycji urbanistycznych, promujących mega blokowiska od morza do gór. Przyczółek miał być ich pierwsza częścią, dzięki Bogu nic z tego nie wyszło, bo np.tam gdzie mieszkam, czyli na Ursynowie, mielibyśmy przestrzeń zniszczoną na stulecia.
Pozdrawiam i namawiam do wnikliwszych studiów, Droga Doktorantko Komparystyki Artystycznej, a promotora namawiam, aby poświęcił Pani więcej czasu.
Sławomir Gzell
Szanowny Panie Sławomirze,
Dziękuję za komentarz, jednak nie zgodzę się z Panem. Nie uważam, żeby Przyczółek Grochowski był kompletnie nieudaną, architektoniczną realizacją. Sam pomysł był dobry, a to co zrobili z tym ludzie, np. wstawiając kraty w okna (wiem, że mogli bać się złodziei), to już inna sprawa. Być może Hansen był idealistą, nie pomyślał o wielu praktycznych rzeczach, jednak czytałam opinie ludzi, którzy mieszkali na Przyczółku i może poza mało rozkładowymi mieszkaniami, bardzo cenią sobie to osiedle. Ludziom łatwiej było nawiązywać znajomości, rozmawiać, zawierać przyjaźnie.
Być może ma pan rację, że określenie ,,doskonała realizacja” jest nieco górnolotne, jednakże Pańskie określenie, że to ,,kompletnie nieudana, architektoniczna realizacja”, według mnie także nie jest słuszne.
Pozdrawiam,
Dominika Plewik
Comments are closed.