Oglądając skromną, ale bardzo dobrze zaaranżowaną ekspozycję Zbigniewa Łagockiego Pozdrowienia z Muszyny zastanawiałem się nad medium fotografii, służącym innej formie druku użytkowego, jakim jest pocztówka. Prezentowane prace wykonane były z myślą o ich powielaniu, nie zaś jako praca artystyczna. Czym jest zatem ekspozycja przygotowana przez Katarzynę Kowalską, w której oglądamy prace z archiwum Marii Pyrlik i Narodowego Archiwum Cyfrowego?
Klasyczna historia fotografii (Beaumont Newhall, Naomi Rosenblum, Wolfang Kemp) podążając śladami historii sztuki (Heinrich Wölfflin), poszukiwała określonych przemian, twórców, kierunków starając się zbudować historię w formie swoistego „drzewa genealogicznego”. Zwracano przy tym uwagę na styl (klasyczny lub ekspresyjny) mistrzów i uczniów, raczej nie interesując się epigonami. Taka formuła metodologiczna nie obejmowała prac reklamowych czy rzemieślniczych, a priori pozbawionych wymiaru ontologicznego, z trudem akceptując inne niż klasyczne tematy. Ten wyidealizowany do pewnego stopnia obraz zmieniła antropologia kultury, w tym w odniesieniu do fotografii książka Hansa Beltinga Antropologia obrazu, inspirowana pracami Davida Freedberga i Georgesa Didi-Hubermana. Belting zaakcentował inne rozumienie obrazu, określone jako „miejsce obrazów”[1]. Nie ma w niej hierarchii ani wartościowania. „Obrazy, które stwarza, dowodzą, że jedyną ciągłością, jaką człowiek rozporządza, jest zmienność”[2]. Oczywiście można polemizować z takimi arbitralnymi poglądami, ale otworzyły one drogę do innego typu badań, w tym socjologicznych, których przedmiot, jak też cel jest zupełnie inny niż w klasycznej historii fotografii, która ciągle jest modyfikowana i zmieniana, ponieważ jej przedmiot badań jest znacznie większy niż np. malarstwa.
Pozdrowienia z Muszyny jako modernistyczna chałtura?
Z jakach powodów Łagocki wykonał cykl fotografii, którego finalnym efektem były propagandowe pocztówki w ilości czternastu wydrukowanych prac? Nie były to oczywiście powody artystyczne, ponieważ w końcu lat 50. i na początku 60. uprawiał on dokument, nazywany wówczas reportażem artystycznym. Określenie „dokument” nie funkcjonowało w ówczesnej polskiej krytyce, ponieważ interpretowane było jako forma rzemiosła z zakładów fotograficznych. Dokument oznacza fotografię z kategorii mimesis z wyraziście oznaczonym miejscem i czasem określonego wydarzenia. Nie należy do formy fotografii awangardowej, ale co warto zauważyć, miał także modernistyczne spełnienia (np. André Kertész, Brassaï). W tych latach Łagocki działał w Grupie Trzech wraz z Wacławem Nowakiem i Wojciechem Plewińskim[3]. W końcu lat 60. razem ze Zbigniewem Dłubakiem był inicjatorem Wstawy fotografii subiektywnej (1968), która z jednej strony była nawiązaniem, ale już anachronicznym, do idei twórczości subiektywnej z lat 50. Ottona Steinerta, a z drugiej była otworzeniem drogi dla fotografii neoawangardowej, która od początku lat 70. rozwijała się w dużej mierze pod teoretycznym wpływem Dłubaka, ale już nie Łagockiego.
Oczywiście na swych wystawach krakowski fotograf nie pokazywał prac służących do wykonania pocztówek, jak w Starej Galerii ZPAF-u w Warszawie (2001).
Jak się one prezentują dzisiaj w perspektywie kultury wizualnej i w jaki nurt się wpisują? Zacznijmy od drugiej kwestii. Idea pokazania pięknej Polski była oczywiście planem bliskim „fotografii ojczystej” Jana Bułhaka z okresu międzywojennego, a realizowana była za pomocą pocztówek fotograficznych przez lwowską Książnicę Atlas. Był to nurt fotografii krajoznawczej, ukazujący regionalność (w tym „urodę” krajobrazu), tzw. typy ludowe z kresów oraz architekturę. Do tego przesłania, jednak już w nowym kostiumie modernizmu socjalistycznego w architekturze uzdrowisk, nawiązują prace pokazane w Łodzi. Wszystkie zdjęcia Łagockiego skomponowane były tak, aby pokazać modernistyczną architekturę (à la Le Corbusier), wyrwaną z tradycji i kontekstu polskich uzdrowisk. Świetlana teraźniejszość musiała być nowoczesna i socjalistyczna w wyrazie, choć epatująca śmiesznymi nazwami, jak np. Dom wczasowy Alchemik.
Jeśli spojrzymy na bardzo dobre komponowanie zdjęć, umiejętne wybranie planu zdjęciowego w Krynicy Zdroju, Muszynie i Szczawnicy, fotografowane w słońcu tak, aby barwy były kontrastowe, to niekiedy zauważymy sztafaż ludzki. Łagocki wiedział jak fotografować architekturę, wpisywał się w niektóre schematy, jakie stosował np. Edward Hartwig, Jan Bułhak czy Leonard Sempoliński, ale nie ma w tym nic zdrożnego. Fotograficzna pocztówka w latach 30., jak też w PRL-u, odgrywała ważną rolę kulturową, propagandową i informacyjną jednocześnie. Oczywiście w tym momencie historycznym, kiedy telewizja była jeszcze innym medium – nieskomercjalizowanym i nie nastawionym na reklamę.
Czy określenie „chałtura” nie jest zbyt negatywne? Być może. Wszystko zależy z jakich pozycji ideologicznych czy politycznych kształtujemy swoje zdanie. Dla osób poszukujących wolności i niepodległości, a przynajmniej niezależności, wpisywanie się w socjalistyczny kontekst jest oczywiście działaniem koniunkturalnym, typowym dla PRL-u. Trudno powiedzieć, kto w propagandowym ukazywaniu miast, uzdrowisk wykonał najciekawsze prace pod kątem krytycznym, choć ten aspekt musiał pozostać ukryty. Czy było to możliwe i czy są takie fotografie? Osobiście nie znam. Dotychczas brak jest takich wystaw, i co z tym się wiąże – badań. Tak więc wystawa Katarzyny Kowalskiej rozpoczyna badania szczegółowe dotyczące dotychczasowego marginesu fotografii artystycznej. 17 fotografii Łagockiego wykonane na zamówienie Krajowej Agencji Wydawniczej obecnie należą do prywatnego archiwum Marii Pyrlik i Narodowego Archiwum Cyfrowego.
W swojej pracy magisterskiej Pozdrowienia z Muszyny! Miejscowości uzdrowiskowe i ośrodki sportowe na fotografii pocztówkowej Zbigniewa Łagockiego. Projekt wystawy obronionej na Uniwersytecie Jagiellońskim (promotor dr hab. Andrzej Szczerski) Katarzyna Kowalska analizowała także aspekt prawny i polityczny Funduszu Wczasów Pracowniczych (FWP) działającego w Polsce od 1949 roku i powołanego dzięki ustawie sejmowej na wniosek Komisji Centralnej Związków Zawodowych. Właśnie wykonane przez Łagockiego slajdy (format 6 x 6 cm lub 6 x 9 cm) poprzez pocztówki socjalistyczne miały reklamować państwo, troskliwie opiekujące się pracownikami.
Jak badać pocztówki Łagockiego?
Kolejnym aspektem, pojawiającym się przy okazji przyglądania się wystawie, może być analiza fotografii w kontekście nowoczesnego mitu państwa konsumpcyjnego (Roland Barthes), społeczeństwa spektaklu (Guy Debord) czy może hiperrzeczywistości (Jean Baudrillard), ale należy być ostrożnym w przenoszeniu zachodnioeuropejskich analiz krytycznych, dotyczących społeczeństw konsumpcyjnych, do Polski Ludowej, w której propagandzie wizualnej widzę bardziej idee „fotografii ojczystej” oraz realizmu socjalistycznego jako wytworu modernizmu w jego wersji architektonicznej, nie fotograficznej. Znaczenie szczególne ma tu fotografowanie architektury funkcjonalnej wtopionej w witalność przyrody! Na ile były to bezdroża, na ile twórcza architektura i fotografia? Odpowiedź nie jest prosta, ale sądzę, że tego typu propagandowa fotografia lokowała się po drugiej stronie fotografii dokumentalnej, jaką np. w zakresie Zapisu socjologicznego 1978-1990 tworzyła Zofia Rydet. W jej twórczości pojawiły się także krytyczne aspekty: skromnego domu, biednych ludzi, jak też oznaki kultu religijnego, w tym Jana Pawła II.
Łagocki pokazywał uzdrowiska ze strony władzy ludowej, bez konfrontacji z dawną architekturą, ponieważ reprezentowała ona zupełnie inny, miniony i kapitalistyczny świat. Fotografowie, w tym przypadku także Łagocki, najczęściej działali po stronie władzy i panującego systemu. Jest to typowa cecha z pozoru mechanicznej i obiektywnej fotografii, od jej początku, kiedy dokumentowała Komunę Paryską z 1871 roku czy upadek Getta Warszawskiego. Oczywiście później, choć trudno powiedzieć kiedy, stała się ona także formą krytyczną czy formą oporu i wręcz walki z określonym systemem, np. zdjęcia z czasów Wielkiego Kryzysu wykonane przez członków Farm Security Administration, Henryka Rossa z getta łódzkiego czy Eugeniusza Lokajskiego z Powstania Warszawskiego.
Istota przekazu
Wyidealizowany świat uzdrowisk Łagockiego posiada atmosferę bajki i oniryzmu. Wpisuje się w szeroko rozumiany dyskurs modernizmu sięgający czasów Le Corbusiera, Władysława Strzemińskiego czy Katarzyny Kobro, którzy walczyli o przyszły lepszy, zracjonalizowany świat. Świat uzdrowisk i domów wczasowych Łagockiego był już jedynie fikcją z czasów Edwarda Gierka, kiedy propaganda państwowa przedstawiała Polskę jako potęgę gospodarczą ówczesnego świata.
Ciekawe, że zasadnicza twórczość Łagockiego była inna, zaczęła się we Lwowie piktorialnymi zdjęciami z katedry w czasie II wojny czy montażowymi aktami z końca lat 60. i 70., które bardziej stawały się fotografią artystyczną niż nowoczesną. Tym bardziej powinno pojawić się pytanie o „prawdę” i „iluzję” przekazu fotograficznego. Pomimo wątpliwości z przyjemnością i bez uwzględnienia kontekstu politycznego, w jaki uwikłane są te prace, obejrzałem wystawę w Galerii Starej, która podkreślała nieświadomie, jak przypuszczam, także formę rzemiosła, czyli techne, socjalistycznej fotografii.
- H. Belting, Antropologia obrazu, tł. M. Bryl, Kraków 2007, s. 13.↵
- Tamże.↵
- Fotografia i dydaktyka. Rozmowa ze Zbigniewem Łagocki, 2001, rozm. M. Grygiel i A. Mazur, „Fototapeta”, http://fototapeta.art.pl/2001/lagocki.php [data dostępu 22.12.14].↵
2 comments
Widokówki wydawał KAW czyli Krajowa Agencja Wydawnicza. Fotografie robił ten kto dostał zlecenie, zlecenie dostawał ten kto był znany. Pan Zbyszek był miłym facetem, rzeczowym, bardzo przystojnym i był znany. Nic dziwnego, że dostał takie zlecenie. W latach 60. i 70. kartki pocztowe prócz funkcji czysto komunikacyjnych miały też przynosić Poczcie Polskiej wpływa ze sprzedaży znaczków. Młodzież pewnie nie wie, ale każdy kuracjusz wszystkim znajomym, rodzinie, współpracownikom wysyłał pozdrowienia. Pamiętam jak w czasie kolonii pod koniec lat 60. jedna 24 osobowa grupa dzieci w kiosku RUCHU kupowała około 100 kartek i tyleż znaczków. Z trzy tygodniowych kolonii należało wysłać do pocztówki 2-3 razy. Chociaż socjalistyczny był to duży biznes.
Zamiast długiego zagmatwanego tekstu wystarczyło chyba zapytać pana Wojciecha Plewińskiego, przyjaciela pana Zbyszka, dlaczego, jak i za ile robiło się widokówki. Pieniądze były duże, robota łatwa, pokoje gościnne często za darmo, zwrot kosztów dojazdu.
Tu nie było żadnej sztuki. Miał być oczojebny widoczek więc był.
Proszę czytać uważnie, nie pisałem że to sztuka. Polecam książkę Beltinga. Współczuję potencjalnym czytelnikom za określenie “oczojebny” i współczuję jednocześnie autorowi wpisu.
Comments are closed.