Są młodzi, spragnieni wrażeń, znudzeni monotonią, a jednocześnie wciąż pragnący bliskości i uczucia. Szukają tożsamości, ale każda spójna i przewidywalna jest dla nich opresywna. Chcą krytycznie diagnozować, ale są zbyt niecierpliwi, by na dłużej zatrzymać się na jednej obserwacji. Wulgarni, zachłanni, bezkompromisowi. To pokolenie dwudziestoparolatków, opisywane przez jego reprezentantów – autorów i autorki, wchodzących do życia literackiego. Bohaterowie ich prozy przyjeżdżają do dużych polskich miast, nie stronią od narkotyków, eksperymentują z seksualnością, chcą demaskować tabu i piętnować zakłamaną moralność. Często mają małomiasteczkowe pochodzenie, a wejście w życie wielkiego miasta traktują jako wyzwolenie i otwarcie, choć jednocześnie wciąż czują uzależnienie od wpojonych im norm i reguł życia. Seksualność jest dla nich soczewką, poprzez którą widoczne są sposoby konstruowania społecznych norm, wykluczeń i modeli egzystencjalnych. Czy jednak jest to proza wyzwalająca? A może raczej tylko petryfikuje zastane modele? I wreszcie – co o współczesnej rzeczywistości mówią nam te środowiskowe fantazje?
Ktoś mógłby obruszyć się o słowo „fantazje”, bo przecież mamy do czynienia z „autentycznym językiem młodego pokolenia”, jak sugeruje wydawca Półpełnego (wyd. Muza), debiutu Piotra Leśniaka. Przede wszystkim czytelnicy powinni bowiem uwierzyć, że to portret młodego pokolenia, świat studentów, rozbijających się po imprezach, eksperymentujących z narkotykami i szukających ekstremalnych doświadczeń. Bohater powieści Leśniaka, student prawa, przenosi się z Warszawy do Krakowa, by „nauczyć się młodego Polactwa”. Pielgrzymuje więc po klubach, domówkach, kultowych miejscach spotkań różnych radykalnych grup, poznaje dresów, hipsterów, pseudoartystyczną bohemę, by wszystko to „pojąć i matematycznie opisać”. Wikła się również w osobliwy, pełen przemocy fizycznej i psychicznej romans z początkującą pisarką, Antoniną, który staje się kluczowym zwornikiem jego działań. Mówi o sobie, że jest nikim, że szuka własnej definicji, gdzieś pomiędzy strachem, śmiechem, fobią i dumą. Mówi, piję, wciąga, wypala, traci przytomność, budzi się, uprawia seks i znów… Ostatecznie jego prawdziwa motywacja przyjazdu do Krakowa okazuje się dotkliwa, ale zbyt prozaiczna, pozbawiona widowiskowości. Do tego stopnia, że pisarka Antonina, która chce wykorzystać Półpełnego dla swojej historii, nie pragnie prawdy, bo jest ona zbyt mało ekscytująca. Bohater książki Leśniaka w chwilach świadomości krytykuje świat otaczających go ludzi, zafiksowanych na ładnie podanym jedzeniu, klubowym graniu, modnych ubraniach. On chciałby treści, chciałby poważnych pytań o człowieka. Im bardziej rzeczywistość zalewa się alkoholem i seksualnymi wydzielinami, tym bardziej Półpełny podnosi skalę swoich egzystencjalnych dywagacji. W takiej krytyce nie ma niczego wyzwalającego, bo opiera się wyłącznie na pozornie radykalnym kontraście. Nie ma też żadnego szoku w opisywaniu konwencjonalnie zwulgaryzowanych stosunków seksualnych w pociągowej toalecie czy erotycznej ekwilibrystyki na pralce. Leśniak operuje na zmianę zbanalizowanym patosem i równie banalną obscenicznością. Na zmianę lub łącznie. W efekcie czytelnik może poczuć się jak na schyłkowej imprezie, kiedy losowo wybrany pseudointelektualista u schyłku konania wygłasza egzystencjalne frazesy o życiu, człowieku i pragnieniu treści, która wypełni pustkę przypadkowych relacji i powierzchownych stylów życia. I taką imprezę należy wówczas opuścić, podobnie jak debiutancką powieść Piotra Leśniaka.
Nieco inaczej jest w przypadku powieści Daj mi więcej! (wyd. Muza) Pauliny Klepacz, choć i tu mamy motyw pisania debiutanckiej powieści z wyraźną, nienormatywną erotyką w tle. Pola i Tomek przyjeżdżają do Miasta, jako para. Poznajemy ich, kiedy wspólne oczekiwania i plany zaczynają się kruszyć. Tomek porzuca Polę pod wpływem ekspansywnego, wpływowego towarzysko Emiliana. Dla pozostawionej Poli to chwila graniczna, moment porzucenia złudzeń i otwarcia się na przypadkowe, niezobowiązujące doświadczenia. Przestaje być zależna od wpojonych jej norm obyczajowych i chce sprawdzać na sobie inne typy relacji. Zaczyna traktować tożsamość seksualną jako coś przypadkowego, niezobowiązującego, formowanego doraźnie i tymczasowo. Studia polonistyczne łączy z pracą redaktorki w portalu plotkarskim, w którym codziennie przygotowuje gotowe, kolorowe i dosadne iluzje dla czytelników. Stopniowo widoczne staje się, że taka kolorowa iluzja, przeniesiona na grunt życia, skutecznie je zastępuje. W książce Klepacz nie chodzi jednak o to, by konfrontować tę iluzję z jakimś prawdziwym życiem, autentycznym i ważnym, w odróżnieniu od nieważnych znajomości i relacji. Celem jest raczej wskazanie, że nie ma niczego prawdziwszego ponad te iluzje, za który każdy odpowiada indywidualnie, wybierając i kształtując siebie tak, by przetrwać w miarę bezboleśnie, udowadniając przy tym nieustannie swoją wielkość i ważność dla świata. Różnorodność erotyczna, jej płynność, jest takim samym mirażem, jak poważne, trwałe związki, które w każdej chwili mogą nie wytrzymać naporu rzeczywistości. Zależności, w które wpędza młodych ludzi rzeczywistość ekonomiczna, kulturowa i emocjonalna zostają tu przedstawione poprzez różnorodne konfiguracje erotyczne. Seks jest narzędziem osiągania zysku i prestiżu, chwilowego, bo w świecie o takim poziomie dynamiki nie ma mowy o niczym stałym i niezmiennym.
Siłą Daj mi więcej jest brak dydaktyzmu i moralizatorstwa. Cały nadmiar seksualnych różnorodności, momentami nużący i przewidywalny, służy tu bowiem stworzeniu pewnej spójnej fantazji o dzisiejszym społeczeństwie, czy raczej – jego wycinku, w którym znajdują się ludzie wkraczający w dorosłość. I nie chodzi o poszukiwanie wiernego odzwierciedlenia tej prozy w jakiejś konkretnej rzeczywistości. Bardziej znaczące okazuje się dostrzeżenie, że stany, mechanizmy, zależności i pragnienia, o których w mocno przejaskrawiony sposób pisze Klepacz, są niezwykle wpływowe jako te, które podtrzymują nasze społeczne fantazje o byciu znanymi, rozpoznawalnymi, popularnymi i lubianymi. Można temu debiutowi wiele zarzucić – psychologiczną sztampowość, przewidywalność postępowania, dość mało pogłębione tło systemowe rzeczywistości. Ale jest w tej powierzchowności i przewidywalności pewna symptomatyczność, wiele mówiąca przede wszystkim o podejściu do literatury, która w tym przypadku służy jako narzędzie konstruowania pokoleniowej fantazji o świecie, w którym show business jest zarazem celem i środkiem życia.
Jeśli w Daj mi więcej erotyka jest pewnym nieformalnym środkiem umożliwiającym osiąganie wymiernych zysków, to w Wenus bez futra (wyd. Black Publishing) Saszy Różyckiej, erotyczne transakcje zostają całkowicie sformalizowane. Autorka stworzyła w niej opowieść opartą na swoich doświadczeniach w strip-biznesie, jako tancerki erotycznej. To historia interesująca poznawczo, wciągająca czytelnika w świat fantazji, które w codziennym życiu kuszą, obiecują, ale często pozostają niedostępne. Figura striptizerki jest też naznaczona silną społeczno-kulturową mitologią – łatwo wskazać generalizujące reprezentacje kobiet, które zmuszone trudnymi okolicznościami (najczęściej ekonomicznymi) decydują się na „upodlenie” (taki język, pełen wartościowania, jest częsty w odniesieniu nie tylko do pracy, ale i osobowości striptizerek). Różycka pisze przeciwko takiej mitologii i językowi nienawiści, stawiając przede wszystkim na autentyczność przekazu. Znudzona pracą w korporacji i związanym z nią stylem życia, z ciekawości trafia do klubu ze striptizem. Kobiety, które w nim widzi wydają się jej pewne siebie i pozbawione kompleksów, choć z perspektywy aktualnych kanonów urody, wcale nie wyglądają idealnie. Właśnie ta pewność siebie i niezachwiane przekonanie o swojej atrakcyjności imponują dziewczynie najbardziej. W branży nie spotyka kobiet idealnych, ale produkty idealnie przeprowadzonego marketingu, który pozwala opakować i wypromować powierzchnię każdego ciała. I autorka dodaje wprost, że nie ma w byciu produktem niczego uwłaczającego, bo jest to świadomie podjęte wyzwanie – próba sprawdzenia innej, tymczasowej tożsamości. Nie jest to jednak pean na cześć pracy striptizerki, raczej autoironiczna, dowcipna opowieść o kształtowaniu swojej świadomości i oswajaniu się z biznesem, który nie ma pochlebnej renomy. „Lekkie czytadło”, jak wskazuje sama Różycka, ale niepozbawione ważnych rozpoznań dotyczących społeczeństwa i kultury, które odbijają się w oczach gości, spoglądających na ciała przy rurze w klubie ze striptizem.
Trzy debiutanckie opowieści, w których seksualność służy do negocjowania swojej pozycji w społeczeństwie bazują na osobistych doświadczeniach autora i autorek. Autentyzm jest w nich ważnym elementem, mają bowiem portretować środowiska młodych, postawionych wobec konieczności konfrontacji swoich postaw z regułami życia w miastach, w których posiadanie norm jest czynnikiem hamującym. Jednak wszystkie trzy teksty najwięcej mówią o pewnych fantazjach i pragnieniach młodego pokolenia, które dążąc do erotycznego otwarcia, wciąż natrafia na kolejne formy zniewolenia i alienacji, bo płynne, teatralnie przybierane tożsamości czasami odsłaniają pustkę, której zapełnienie wymaga innego rodzaju decyzji. I niewątpliwie zmaganie się z tymi decyzjami jest jednym z istotniejszych elementów prozy debiutujących niedawno autorów i autorek.