Kino obrazuje depresję nie tylko jako poważną chorobę psychiczną. Równie często skłania się ku „paradepresji” rozumianej szerzej: jako egzystencjalna beznadzieja, nagła zapaść i poczucie bezcelowości. Sytuuje ją na niższych, czasem komediowych rejestrach. Bywa, że – jak w prawdziwej komedii – proponuje optymistyczne rozwiązania oraz dobre zakończenia.
Depresja – jak wszystko, co stałe – rozpływa się w powietrzu. Inflację i nadużycie tego terminu obserwujemy od wielu lat. „Depresja” oderwała się od klinicznej diagnozy i swobodnie dryfuje do centrum popkultury. Kiedyś – poważne zaburzenie afektywne, dziś – pojęcie-worek, mieszczące przewlekły smutek i chroniczny kryzys, marazm i życiowe otępienie. Współczesne kino bardzo szybko zareagowało na tę osobliwą popularność paradepresji i do filmowych wizerunków schorzeń psychicznych dodało kolejny – lżejszy, bardziej przystępny, wręcz komediowy.
Kompletując filmografię zjawiska najprościej udać się do krainy programowego optymizmu, gdzie bezproduktywny smutek nie idzie w parze z ideologią sukcesu. W Stanach Zjednoczonych reprezentują je m.in.: Wes Anderson, Sofia Coppola, Woody Allen oraz filmy: American Beauty (1999, S. Mendes), Ona (2013, S. Jonze), Poradnik pozytywnego myślenia (2012, D.O. Russel). W ideologicznie zniuansowanej Europie przykładami filmów o paradepresji będzie twórczość Roya Anderssona oraz Oh, boy (2014, J.O. Gerster), Samba (2014, O. Nakache, E. Toledano) i Wilbur chce się zabić (2002, L. Scherfig).
Zaburzenia nastrojów, zaburzenia rejestrów
Wizerunkiem depresji z reguły rządzi prastara zasada decorum, czyli odpowiedniości tematu oraz stylu. Inaczej mówiąc: o rzeczach wzniosłych piszemy z powagą, rzeczy pomniejsze traktujemy z lekkością. Zaburzenia afektywne jako poważny temat przedstawiany zostaje w „wysokim stylu”, np. artystycznym minimalizmie czy mainstreamowej powadze, które często wieńczy tragiczne zakończenie. Alternatywą dla takiego ujęcia jest zaburzenie rejestrów – ujęcie poważnego tematu w stylu lekkim, bliższym komediowemu. Trawestacje konwencjonalnych wizerunków depresji bynajmniej tego stanu nie trywializują. Życiowy impas bohaterów podkreślają komiczny kontrast lub ironia.
Filmy paradepresyjne raczej stronią od dramatów i ujmują fabuły w bardziej skodyfikowane i przystępne (pod)gatunki: komedię (Mów mi Vincent [2014, T. Melfi]) i komedię romantyczną (500 dni miłości [2009, M. Webb], Poradnik pozytywnego myślenia, Samba), film animowany (W głowie się nie mieści [2015, P. Docter, R. del Carmen]), teen movie (Całkiem zabawna historia [2010, R. Fleck, A. Boden], Kochankowie z księżyca, [2012, W. Andersson]), miejskie kino drogi (Frances Ha [2013, N. Baumbach], Oh, Boy), a nawet parodię filmu gangsterskiego (Depresja gangstera [1999, H. Ramis]).
W odróżnieniu od kinowej melancholii, depresja i paradepresja zakleszczone są regułami mainstreamowej wiarygodności psychologicznej. Człowiek nie jest z natury smutny – zdają się mówić filmy tego nurtu. Niezbędne do wyleczenia i powrotu do względnego optymizmu będzie więc zidentyfikowanie przyczyny stanów depresyjnych. Najczęściej okaże się ona tłumioną lub wypartą traumą z przeszłości: śmiercią rodzica czy małżonka, utratą dziecka, rozłąką z przyjacielem, rozwodem, małżeńskim kryzysem. Mniej radykalne w pop-psychoanalizie wydaje się kino europejskie i niezależne. Nico z Oh, Boy i Frances Ha, jego duchowa siostra zza oceanu, wydają się cierpieć na depresję z powodów tyleż nieokreślonych, co generacyjnych. Z kolei bohaterka Samby (Charlotte Gainsbourg) doznaje zapaści w wyniku przedawkowania zawodowych ambicji. Stany emocjonalne, w których się znajdują, doskonale oddają nazwy popularnych „paradepresyjnych” stron na Facebooku: „Trochę nie mam życia, trochę je przegrywam”, „Smutni ludzie z poczuciem humoru”, „Metafizyczna zgroza”, „Dead inside”.
W odróżnieniu od filmów utrzymanych w poważnej tonacji, paradepresja raczej nie będzie tu metaforyzowana środkami stricte-obrazowymi: światłem, przytłumionym kolorem, kompozycją kadru czy aranżacją przestrzeni (o tym pisze Rafał Syska). Ekspresja przemożnego smutku najsilniej uobecni się w warstwie słownej, a filmowi bohaterowie bardzo często będą go bezpośrednio komunikować: „Budzę się i jestem pusta” (Poradnik…), „Nie jestem jeszcze prawdziwą osobą” (Frances Ha), „Nie poczuję już niczego nowego. Tylko słabszą wersję tego, co czułem już kiedyś” (Ona), „Pustka, jakby zupełnie nie miało znaczenia, czy wstanę, czy nie wstanę, czy zrobię coś, czy nie zrobię… Ja pierdolę, kurwa” (Dzień świra [2002, M. Koterski]). Dzięki obniżeniu rejestrów i zwiększeniu dosłowności filmy o paradepresji wydają się bardziej przystępne, a tym samym bliższe życiu.