Piśmiennictwo o sztuce czy kulturze charakteryzuje się raczej niewielką nadprodukcją. Czasopisma, które wychodzą raz na miesiąc, co kwartał, co dwa miesiące leżą na półkach i wabią okładkami, w Internecie znajdziemy ich strony nierzadko z „przedrukami” artykułów, kulturalne portale, blogi pisane przez historyków sztuki, literatów, kuratorów. Krytyków zdaje się być dużo, ludzi piszących o sztuce jeszcze więcej. Gdzieś z nadmiaru wszystkiego wyłaniają się rzeczy nieco bardziej wartościowe, nieco bardziej przyciągające i intrygujące. Na szczęście, mając dostęp do Internetu, nie musimy dodatkowo płacić, aby czytać. Na nieszczęście dla krytyków nie musimy im płacić zbyt wiele za artykuł – przecież chcą się promować, chcą zaistnieć w świecie sztuki, literatury, muzyki, teatru. Pragną swoim głosem zmienić wspólny świat. Czy mogą? Jeżeli świat właściwy podzielę na mniejsze światy i uznam, że jednym z maleńkich jest świat sztuki współczesnej to mogą próbować zmieniać ten właśnie.
Jaka właściwie jest ta krytyka współczesna? Piśmiennictwo o sztuce – bywa nudne, nieciekawe, pełne powtarzanych do znudzenia teorii, przepisywania i cytowania. Na przykład pewna praktykowana metoda skrytykowania jakiegoś dzieła sztuki polega na wyliczeniu przykładów wcześniejszych a podobnych, prosty zabieg, wystarczy, najlepiej na początku tekstu napisać: to już było i przepisać kawałek podręcznika historii sztuki, dodać końcowy wniosek: było, więc po co było znów marnować nasze pieniądze. Czasem oczywiście wystarczy napisać, że praca nie jest sztuką, że artysta jest z całą pewnością, skoro coś takiego jak to, zrobił, faszystą, lub że dzieło jest do dupy. Tym samym sposobem można czyjąś pracę nobilitować, podając listę znakomitych twórców, którzy wcześniej zrobili już rewelacyjną czaszkę.
Bywa też piśmiennictwo interesujące, wciągające, mądre, inteligentne, wykorzystujące nowe teorie, bywa indywidualne! Czasem niestety współcześnie indywidualność jest nieco nadużywana, swoboda stylu rozumiana nazbyt fanatycznie. Żadnych reguł proszę Państwa! Proszę wymienić choć jedną! – Prawda? – Jest wiele prawd. – Umiejętność pisania, budowania zdań? – Nie rozpoznajesz oryginalności stylu jełopie!
Eh na szczęście jest parę takich osób, których pisanie zachwyca. Jak nie zachwyca? – Skoro naprawdę szczerze jestem pod wrażeniem.
Jest światełko w tunelu: gazety donoszą dzisiaj o narodzinach w Japonii robo sapiens – 130-centymetrowego androida. Oto możemy tak go stworzyć, aby czytał krytyków, filozofów, historyków sztuki i literatów. Już uczy się chodzić i mówić jak dwuletnie dziecko. Sugeruję, aby w następnej kolejności uczyć go czytać artykuły o współczesnej kulturze, krytyki, recenzje z wystaw i spektakli a potem koniecznie wykształcić w nim pragnienie uczestnictwa w wydarzeniach światka kultury. Wówczas, gdy odbiorcy się znajdą, nie będzie mnie już gnębić pytanie o faktyczne istnienie odbiorcy. I problem edukowania dzieci ludzkich do świadomej partycypacji w kulturze i wykształcenia w nich potrzeby takiego, przestanie być aktualny. I człowiekowi szczerze i naturalnie niezainteresowanemu niepotrzebnie głowy zawracać nie będą i krytyk będzie cały.
5 comments
Myślę, że problem leży w intencji piszących o sztuce. Brakuje im często pokory, chęci otwarcia się na artystę i zjawiska, które opisują. Czasem jest to z góry przyjęta opcja, szybka ocena – warto, nie warto, czasami chęć dogodzenia własnemu ego, bo dlaczego tylko artysta ma do tego ego prawo?
Artysta ma prawo, piszący niestety jednak nie, ponieważ zamienia się role. Tak, wiem, żyjemy w czasach twórczości kuratorskiej i artyści są częstokroć tylko materiałem do projektów. Artystów zwykle się nie słucha, to artyści mają słuchać krytyków, piszących o sztuce. Przepraszam, że wrzuciłem krytyków i kuratorów, do jednego worka, ale to ostatnio częsty przypadek head & shoulders.
Zgadzam się, istnieją – co prawda nieliczni – piszący inteligentnie, zrozumiale, prosto, wnikliwie, stawiający wysoko poprzeczkę. Niektórzy z nich bywają też mądrymi kuratorami, bo nie tu leży problem. Jeśli tak naprawdę nie kocha się artystów tylko siebie, trudno przekonać o ich wartości czytelników i tu jest problem.
Czy Japończycy tworzą robo sapiens po to, aby był odbiorcą kultury? Wątpię. Gdzie leży problem, nie wiem. Dlaczego słowo “artysta” w Polsce jest synonimem słowa leń, nie wiem. Ale póki sztuka nie zyska w hierarchii wartości Polaków, będą potrzebne roboty.
Wraz z grupą znajomych pracujemy właśnie nad stworzeniem niewielkiego, lokalnego, niezależnego serwisu kulturalnego. I jakoś tak między wierszami zadajemy sobie podobne pytania: komu i po co potrzebny krytyk, ktoś kto o kulturze pisze? Czy potrzeba ich w ogóle? W zasadzie to, co robimy, jest w 100% wolontariackie, więc nie myślimy kategoriami zarobku. A krytyka uprawiana przez nas ma sens jedynie wobec interakcji czytelników. Zdajemy sobie sprawę z własnych ograniczeń, braku talentu. Ale z drugiej strony myśl, że spotkamy się z głosami innych, nawet skrajnie krytycznymi, jest tym co napędza naszą pracę. Opisane przez Ciebie przypadki nie są odosobnione – ile razy spotkałem się z podobnymi tekstami. Ale patrząc na sposób ich fukncjonowania w sieci, można czasem stwierdzić, że to dyskusja pod nimi stanowi prawdziwą ich esencję. Dlatego lubię teksty, które każą wypowiedzieć się od siebie, postawić autorowi swoje kontrargumenty.
Zajmować się pisaniem o sztuce, a nie sztuką, to raczej puste.
Zastąpić krytyka robotem – przemawia przez panią zniechęcenie, a może frustracja. Myślę jednak, że poczucie misji jest bardzo ważne. Niech pani nie traci entuzjazmu.
PP
Comments are closed.