Nie tylko nie ma już kierunku od drzwi do okna, ale potyka się ona w jednym filmie a upada w drugim, sama puka do drzwi i sama boi się tego pukania, najpierw się boi a potem puka, a kiedy puka nie jest już blondynką, a wszystko to trwa parę sekund i na dodatek akcja jest powtarzana parę razy.
Czy w tej sytuacji jeszcze mamy do czynienia z jakimś linearnym opowiadaniem?
Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej w sztuce interaktywnej, gdzie autor dzieła np. Instalacji odstępuje nie tylko od linearnego opowiadania , ale również od układania zawartości w ciągi, dostarczając interaktorowi jedynie materiału i technologii do wytworzenia przedmiotu jego własnej percepcji.
Interaktor (dawny odbiorca) swobodnie “buszuje” po instalacji, przekształcając lub tworząc formę według własnego uznania, limitowany jedynie materiałem i technologią przetwarzania, konstruuje produkt czasoprzestrzenny wewnątrz którego może sobi podrgać we własnym rytmie, korzystając z cudzej energii.
Cudze obrazy, dźwięki, teksty (jako skończone całości) są mniej interesujące niż wyobrażenia własne, a jeśli interesujące to jedynie jako przywłaszczenie ich drobin tworzywa do transformacji.
Transformacja jest tu przed reprezentacją, proces przed skończonym produktem, drobina przed całością. Kompozycję stanowią drobiny złapane na filtr własnej kondycji cielesnej i wyobraźni w danej chwili. Działa tu raczej mechanizm “galaktycznego rozproszenia” przypadkowych zderzeń i indywidualnego porządkowania tego, co przewija się przed zmysłami. Wydaje się, iż analogie ziemskiego zaścianka zostają przekroczone, tracą na wartości linie podziału-topografia płaska i hierarchia pionowa.
Być może sztuka interaktywnych mediów ma już swoje analogony w przestrzeni pozaglobalnej (pozaziemskiej), kosmicznej – galaktycznej. Romantyczny autor miał ambicje tworzyć wielkie narracje i trafiać z nimi “pod strzechy”, być może dzisiejszy autor wysyła swoje drobiny w przestrzeń kosmiczną w nadziei że to odwieczne Tohuwabohu przemieni je w coś wartościowego.
Transwersalny rozum nie szuka już punktów na zorientowanej biegunowo mapie oglądanej z lotu ptaka, przepływa raczej przez rzeczywistość jak drobina kurzu przyciąganą przez różne pola energetyczne współtworząc raz skupiska a raz rozproszenia. Wyobrażenia interaktora za niczym nie muszą nadążać, przemieszczają się raczej jak cząsteczki gazu, wchodząc ciągle w nowe styki energetyczne.
Sensem jest życie w ciągłej interakcji z najbliższym otoczeniem, nie szukając sensu jako widniejącego gdzieś punktu docelowego, wszystko jest w ruchu, kiedy tam dotrzemy punkt docelowy zmieni kontekst i wartości. Kiedy informacja oddzieliła się od transportu, zginęła droga, są bezdroża którymi podążają wszyscy potrącając się o siebie wzajemnie.
Medialne dzieła stykają się ze sobą, popychają się, nakładają na siebie, mieszają się z nie dziełami (reklamą, hałasem) są cytatami z cytatów, lub remiksami remiksów. W świecie tym trudno orientować się sposobami przynależnymi kulturze wyższej, w ogóle nie wiadomo które wartości są wyższe ( nie ma górnych półek) ani też nie wiadomo gdzie góra a gdzie dół, jakby wyparowała grawitacja.
Stosunkowo dobrze radzi sobie z tym światem uzbrojona w nowe technologie popularna kultura uczestnicząca. Uczestniczyć znaczy przekształcać, głównie informację, sposoby i punkty przekształceń są systemem orientacyjnym, jedynie operacje kontekstują nasze miejsce w szybko zmieniającym się środowisku.
Korzenie musiały mieć swoje stałe miejsca, a antenom wystarcza częstotliwość. Tak jak cywilizacja koła wymagała wyobraźni podążającej koleinami, tak cywilizacja telematyczna wydaje się potrzebować wyobraźni dyspersyjnej, której cechą nie jest łączenie się w linearne ciągi, lecz raczej dobrowolne zgromadzenia molekuł, które mogą być wszystkim pod warunkiem, że za każdym razem zdołamy uchwycić zasadę porządkującą wszystko. Być może dlatego, tak szybko nudzi nas to co rozwija się linearnie i co nie dopuszcza naszej interwencji w ten przebieg. Choć nie jest jeszcze jasne, czy “skacząc” po kanałach telewizji szukamy interesującego programu, czy też bronimy się przed lewatywą kultury nadawców, jedno wydaje się pewne, spełniamy w ten sposób potrzebę interaktywności, związaną z transakcyjnym typem komunikacji której sens powstaje w trakcie dialogowania a nie jest jednostronnie transmitowanym sensem nadawcy.
Prosceniczne dzieła, (te zgrabne piękne całości) stają się marginalne nie z braku szacunku dla kultury i talentu ich twórców, lecz znikomej ich użyteczności w formowaniu człowieka interaktywnej i telematycznej cywilizacji.
Tak jak dzieło epoki industrialnej nie mogło istnieć bez swojej reprodukcji, tak dzieło sztuki interaktywnej nie może istnieć bez operacyjnej percepcji interaktora, który dokonuje transformacji budulca i struktury. Dawne uprawnienia przynależne artyście, czyli interaktywne posługiwanie się technologią w tworzeniu formy dzieła, przechodzą dziś również na dawnego odbiorcę, czyli interaktora, ten jednak tworzy dzieło sam dla siebie, z materiału i technologii udostępnionych przez autora. Autor występuje w podobnej roli jak właściciel automatów do gier elektronicznych, dzierżawi odbiorcy pewne możliwości techniczne, oraz sposoby ich wykorzystania, użytkownik decyduje czy chce się rozwijać, poznawać, uczyć, tworzyć, czy się “ogłupiać”.