W 1986 roku Roman Polański nakręcił Piratów. Za zgodnym chórem speców, którzy zarzucili reżyserowi przerost formy nad treścią i mezalians z niskim gatunkiem, film zrobił spektakularną klapę finansową. Potrzeba było niemal dwóch dekad, aby nastąpił faktyczny renesans takiego kina. Kolejne odcinki Piratów z Karaibów, opowiadające o przygodach owładniętego manią wielkości, ciapowatego kapitana Jacka Sparrowa, przyciągają tłumy widzów. Niewielu w tym kontekście przypomina sobie podobny wcześniejszy film, poczytywany reżyserowi jako występek artystyczny.
Nie znam emocji towarzyszących projekcjom Piratów w latach 80. Wiem natomiast, że dzisiaj film jest świeży, inteligentny i śmieszny. Chętnie do niego wracam co kilka lat, bo gwarantuje doskonałą zabawę. Scena, w której wielki Walter Matthau, przybierający wyraz twarzy niczym „psie spojrzenie” skierowane w swego oprawcę, zajada ugotowanego szczura, jest godna wszystkich Oskarów świata. Umierając ze śmiechu, wymiotuję z obrzydzenia!
Pod koniec lat 90. uczestniczyłem w krakowskiej premierze Dziewiątych wrót. Impreza z udziałem reżysera odbyła się w kinie Wanda przy ul. Św. Gertrudy. (Na marginesie, tam współcześnie są delikatesy spożywcze.) Podobnie film nie spodobał się widzom żądnym rozterki moralnej na miarę Dostojewskiego, przyprawionej dreszczykiem a la Hitchcock. Kolejny zarzut na temat niskiego poziomu jaki współcześnie reprezentuje, reżyser skwitował – „najwyraźniej inaczej definiujemy pojęcie artyzm”. Atmosfera w kinie była ciężka. Po premierze nie miałem odwagi przyznać się do znakomitego samopoczucia, w jakie wprowadził mnie ten baśniowy kryminał z demonami i poszukiwaczami klucza do nieśmiertelności.
Krytyka, oparta o wielkie media masowego przekazu, nie jest skłonna do rachunków sumienia i rzadko rewiduje sądy. Mass media będące środkiem udostępniania prostych wyroków, nie poniosą odpowiedzialności za hamowanie intelektualnego rozwoju społeczeństwa. „Oświeceni” luminarze dziennikarstwa nie wiedzą, kiedy milczeć. Nie jest w ich interesie, aby lud odkrył, że poza białym i czarnym – skrajnymi, jest jeszcze szary – pośredni.
1 comment
Skala szarości jest źle widziana na ekranie telewizora, równie fatalnie w gazetach czy czasopismach. O wiele lepiej przedstawiają się kolory intensywne, choćby czerwień. Dokładnie tak samo rzecz ma się z emocjami. Po co pokazywać wielowymiarowość zjawiska, po co zadawać mądre pytania i kto ma to zrobić? Jedna głupia, rzucona pod wpływem zaskoczenia czy emocji wypowiedź, staje się tak łatwo reprezentatywną. Dzisiejsze społeczeństwo z wielką ochotą oddaje się ekstremalnym emocjom, wierzy w nieskomplikowaną strukturę świata. Człowiek jest zły albo dobry, inny być nie może?
Comments are closed.