Po wakacyjnej przerwie (zero komputera, zero Internetu, zero telefonu) przystępujemy na nowo do tworzenia świata. Lekko ociągając się, rozglądając, przeciągając i ziewając. Przede wszystkim wspominając miłe wakacyjne wałęsanie się. Na przykład spacery po Wenecji: upał, słońce, tłumy turystów, straszne tłumy. Ale wystarczy odejść nieco dalej od Placu św. Marka lub poczekać na wieczór, gdy spokojnie z balkonu hoteliku (koniecznie z widokiem na falujące morze) możemy obserwować, biegające po nabrzeżu szczury. Środek lata a już nostalgicznie jak w filmie Steve’a McQueena Giardini, który był prezentowany w pawilonie brytyjskim. Film lekko nudny, półgodzinne obserwowanie ślimaczków, kamyczków, piesków, kropelek deszczu, wizualnie odprężające, intelektualnie rozprężające.
Jakie było to tegoroczne Biennale w Wenecji? Nieco wyciszone, nieepatujące, refleksyjne, zanurzone we własnych małych historiach. Sporo malarstwa, rysunku, instalacji, trochę wideo i environment. Ciekawy był pawilon rosyjski, choć tytuł Victory Over the Future nieco przerażał – oczywiście. Utopia (ach ta piękna utopia) w wydaniu Pavela Peppersteina okazała się niezwykle zabawna, doprawdy trafia w jakieś jądro naszego świata. Do amerykańskiego podchodziłam trzy razy – połowa ekspozycji była ciągle nieczynna. Za to dwa pawilony, nordycki i duński, tworzyły rodzaj silnej alternatywy. Położone w Giardini dwie autonomiczne przestrzenie: całe domy – niczym skończone światy urzekały przyjemną i kameralną atmosferą, a jednocześnie bardzo niepokoiły. Nad całością wnętrz, wystudiowaną do najmniejszych szczegółów, unosiło się nieprzyjemne odczucie strachu, niczym z horroru – coś się wydarzy… lub już się stało: pęknięty stół, kuchnia z psychodelicznymi naczyniami, program o wychowywaniu dzieci w telewizji, zwalone schody, trup w basenie przy całości jakby najmniej wzruszający – śmierć to śmierć.
Daniel Birnbaum chciałby w ramach Biennale przeszłość widzieć, jako możliwość początku – „tworzenie jest przetworzeniem” – a wspomniane domy jakby uniemożliwiają kreowanie w ich ramach, mimo że są totalnie inne i sąsiadują z sobą nieoddzielone płotem, (jeden nowoczesny i wyzwolony, drugi modernisty i konserwatywny) to jednak ich pamięć może uczynić chorym każde kolejne pokolenie, które je poznało.
A przecież chciał kurator, (co napisał w katalogu Biennale) aby każda artystyczna wypowiedź stała się zarzewiem konfliktu i zderzenia, które wytworzą iskry innowacji. Na uchu katalogu napisano Making Worlds na 46 sposobów – wielość języków to wielość światów, na początku dwie transparentne kartki pokryte są w całości flagami, ta przeźroczystość umożliwia powstanie nowych kompozycji barwnych. Jak pisze Birnbaum: „dzisiejszy świat jest zespoleniem idei indywidualnych narodów z siłą globalizacji” i czy powiedzenie tego otwiera nam oczy na kształt świata? „Może świat wyłania się tam, gdzie spotykają się światy a budowanie zakłada stworzenie czegoś wspólnego, co można dzielić” – napisał Birnbaum, to czy postawione tezy są dość radykalne? Czy, nawiązując do postulatów Žižka, odpowiedzi są na tyle radykalne, aby mogły nas zaspokoić lub odpowiednio opisać świat a tym bardziej pokazać, że ich siłą jest tworzenie świata, dowolnych światów?
4 comments
Tekst pani Kwiecień tak jak wspomniany film Steve’a McQueena – lekko nudny
Biennale chciałoby się zobaczyć, te tłumy nieco mniej…
Trup w basenie jest jedną z ciekawszych analiz naszej wszechobecnej znieczulicy społecznej. To dlatego, jak przewrotnie akcentuje autorka, koncentrujemy się być może na stworzonym nastroju, a jak już widzimy meritum, to go unikamy, obawiamy się lub …się przyglądamy bez reakcji.
pisane z dystansem czasu, tak sobie, aby uzupełnic wakacyjne zaległosci na blogu:)
Comments are closed.