Podobnie jak większość ludzi, otwierających dzisiaj przy porannej kawie portale informacyjne, wieści o przyznaniu Pokojowej Nagrody Nobla Barackowi Obamie wgniotły mnie w fotel, a żuchwa zatrzymała się na pulpicie biurka. Podróżując po mieście, słuchałem na gorąco komentarzy radiowych – wszędzie zdziwienie, niedowierzanie, że na wyrost, że za plany a nie realizacje, całość okraszona lekkim sarkazmem. Właściwie trudno nie zgodzić się z krytykami. Nagroda została przyznana, zgodnie z oficjalnym uzasadnieniem Komitetu Noblowskiego: „za wysiłki w celu ograniczenia arsenałów nuklearnych i pracę na rzecz pokoju na świecie”.
Nie jestem analitykiem politycznym i specjalistą od problemów międzynarodowych, jednak nawet laik widzi, że te zasługi są raczej w realizacji a nie realnie osiągnięte. Nagroda zatem na zachętę i lepszą przyszłość – też dobrze! Rozsądni ludzie niech kibicują a nie wybrzydzają, przecież Obama temu nie jest winny, że nagrodę dostał! Oczywiście mógł z niej zrezygnować, odmówić przyjęcia jak Jean-Paul Sartre, ale Obama jest politykiem a nie idealistą. Wykorzystuje nadarzające się możliwości do realizacji celów. Mandat międzynarodowy nabrał większej mocy. Dobre cele warto wspierać. Istnieje też możliwość podpisania się pod „arcynieinteligentną” wypowiedzią jednego z polskich posłów o „końcu epoki białego człowieka” – ten ma zapewne teraz namacalny dowód swoich „proroctw”.
Chciałbym tylko zabrać głos w kwestii, która nie jest poruszana w dyskusji o nowej nagrodzie. Chodzi mianowicie o widoczną zmianę jakości dyskursu politycznego, dokonaną przez wybór przedstawiciela murzyńskiej części społeczeństwa amerykańskiego. Mówiąc, że Obama nie ma zasług, deprecjonuje się fakt przełamania tej zmory, która uniemożliwiała udział w demokratycznym państwie połowy jego obywateli. Można powiedzieć równouprawnienie jest na papierze, w ustawach i przepisach – dyskryminacja jednak odbywa się na zasadzie cichych wykluczeń, poniżeń i zakorzenionych blokad, które są znacznie trudniejsze do niwelacji niż zmiana prawa. Tak w przypadku innych niż biała ras i wszystkich innych wykluczonych, poniżonych, dyskryminowanych. Dzisiaj jest święto wszystkich zepchniętych na margines. Uważam, że Nobel dla Obamy, choć kontrowersyjny, powinien dać do myślenia – to dobra zachęta do chociaż częściowej naprawy świata, do wielkiego dzieła emancypacji, do realizacji postulowanej od dziesięcioleci teorii krytycznej. Oddajmy głos fundatorowi Nagrody:
„Ja niżej podpisany, Alfred Nobel, oświadczam niniejszym, po długiej rozwadze, iż moja ostatnia wola odnośnie majątku, jest następująca. Wszystkie pozostałe po mnie, możliwe do zrealizowania aktywa, mają być rozdysponowane w sposób następujący: kapitał zostanie przez egzekutorów ulokowany bezpiecznie w papierach, tworzących fundusz, którego procenty każdego roku mają być rozdzielone w formie nagród tym, którzy w roku poprzedzającym przynieśli ludzkości największe korzyści.”
Tegoroczny Pokojowy Nobel ma swoją wartość w obszarze marzeń na przyszłość, został przyznany „prorokowi” i „poecie”, który zdobył rząd dusz. Nie widzę potrzeby deprecjonowania tej decyzji!
Niżej w tym kontekście słowa innych marzycieli – Martina Luthera Kinga i Johna Lennona – oba sny cały czas w realizacji:
„I have a dream that one day this nation will rise up and live out the true meaning of its creed: We hold these truths to be self-evident, that all men are created equal.”
Martin Luther King
„Imagine there’s no countries
It isn’t hard to do
Nothing to kill or die for
And no religion too
Imagine all the people
Living life in peace”John Lennon
3 comments
Straszne bzdury. Obama zwiększył (podkreślam zwiększył) kontyngent żołnierzy, zarówno w Afganistanie, jak i w Iraku. Ginie więcej ludzi. Zabijanie jest na topie. Jeżeli Obama zasługuje na pokojowego Nobla to niech dadzą też bin Ladenowi, bo również “stworzył nowy sposób komunikacji między narodami”. Zresztą pokojowa nagroda Nobla podupadła straszliwie od kiedy dostał ją terrorysta Arafat. I to jest prawda o tej nagrodzie. I o Obamie. I o tych co się podniecają tym faktem. Klapki na oczach to wygodna rzecz ;)
Nie, nie dobrze Panie Redaktorze. Nagrody otrzymuje się za osiągnięcia, a nie za obietnice osiągnięć, które mogą nigdy nie nadejść. Tym się różnią nagrody poważne od nagród politycznych, propagandowych i innych podobnych. Niestety Obama, póki co, Obama okazuje się być tylko świetnym PR-owcem, nie realizując żadnych ze swoich szumnie brzmiących obietnic. Na naszej lokalnej scenie też mamy takiego PR-owca – nazywa się Tusk.
Pierwszy silny głos krytyki Obama już otrzymał od społeczeństwa amerykańskiego w obecnych wyborach stanowych, gdzie jego partia poniosła klęskę. To bardzo szybko zważywszy, że dopiero rok temu partia Obamy wyraźnie pogrążyła konkurentów. Polska niestety wydaje się bardziej naiwna niż Ameryka przebaczając partii rządzącej po kolei serie afer o wadze państwowej. To wszystko bardzo niezdrowe, gdyż widać, że w polityce ważniejsze są pozory (PR, nagrody “na zachętę”, wizerunek, medialność) niż faktyczne osiągnięcia mężów stanu.
Może i dobrze ale mogło być jeszcze lepiej – mój typ na nobla to Sherman Klump.
Zapraszam pod http://tiny.pl/hxckl
jurciopan.com
Comments are closed.