Moja pracownia ma podstawę prostokąta o bokach: półtorej metra szerokości i dwa metry długości. Na wysokości dwóch metrów nad podłogą buduje się przezroczyste sklepienie o kształcie rozłożonego wielościanu, regulowane w razie potrzeby pół metra w górę. Na prostokąt podstawy nakłada się w jej prawym dolnym narożniku oparcie kanapy, znajdującej się już poza obrębem mojej pracowni, na terenie pokoju, który jest swoistą otuliną dla istotnego miejsca, o którym mowa. Pośrodku, nad niebieskim stolikiem, kilkoma kolorowymi pudłami z zagranicznymi napisami powkładanymi jedno w drugie na zasadzie mechanizmu rosyjskiej babki, stoją połączone ze sobą dwa elementy, z których pierwszy, ten po lewej ma pięć guzików, pokrętło, płaski poziomy otwór, wysuwaną po naciśnięciu guzika szufladkę, cztery światełka kontrolne i mały otworek. Część wymienionych elementów zasłanianych jest prostokątna klapką, z zawiasem po prawej stronie, na wzór konstrukcji zawieszenia drzwi w bardzo popularnej pięćdziesiąt lat temu w Polsce Syrenie 105. Drugi element, który znajduje się teraz przede mną, umieszczony na okrągłej podstawce przypomina domek na kurzej stópce. Ma cztery małe okrągłe przyciski i jeden duży. Po lewej stronie od dużego przycisku znajduje się światełko kontrolne i niebieski napis. Środkowa kwadratowa część jednej ze ścian drugiego elementu powleczona jest szklistą powłoką mieniącą się rożnymi kształtami i kolorami, których pojawianie się i zmienianie w różnych układach i konfiguracjach mogę regulować specjalnym przyrządem, mającym charakter wymienny i użytkowy, i, na który od czasu do czasu wylewa się mi kawa. Przyrząd jest płaski o wysokości pół dłoni i szerokości czterech; podparty z jednej strony dwoma nóżkami; ustawiony jest pod kątem ok. pięciu stopni do poziomu podłogi. Na jego powierzchni znajduje się sto siedem guzików ułożonych w specjalnych rzędach i konfiguracjach. Pierwszy górny rząd liczy szesnaście guzików, pod nim, oddzielone na zasadzie akapitu znajdują się dwie prostokątne kolumny – lewa część o wiele szersza zawiera sześćdziesiąt jeden przycisków i oddzielona jest od prawej obejmującej niedużą ilość przycisków w liczbie siedemnastu, kolejną nieregularną tym razem kolumną guzików w liczbie pechowej trzynastki, która konfiguracją przypomina dźwiękoszczelny poemat Stanisława Dróżdża.
W pracowni, gdzie tworzę i pracuję nie ma ścian, mogę wyjść z niej o każdej porze dnia i nocy. W razie potrzeby położyć się na przylegającą obok kanapę, której narożnik częściowo nachodzi na prostokątną podstawę omawianego miejsca, lub specjalnym korytarzem przedostać się w inne części domu.