Codzienność festiwalowa Off Plus Camery to ponownie słaba organizacja. Mailowo i smsowo informowano uczestników o kolejnych przesuwanych lub w końcu odwoływanych pokazach. A jeśli do pokazów dochodziło, to niejednokrotnie okazywały się tak nieudane jak np. seans Starej kochanki Catherine Breillat. Film francuskiej reżyserki wyświetlano z napisami angielskimi i polskimi – niestety te ostatnie zostały prawie w całości wyświetlone poza ekranem. Po przerwie technicznej polskie tłumaczenie już niestety nie wróciło, a angielskie stało się nieczytelne. W tej sposób z około czterdziestu na sali pozostało zaledwie kilkoro widzów.
Duże emocje budziły także spotkania widzów z takimi twórcami jak Sławomir Idziak, Aparna Sen czy Mike Figgis . Todd Solondz ostatecznie nie dotarł do Krakowa, ale na otarcie łez pozostał jego film Życie w czasach wojny. To kolejny film Solondza dokonujący wiwisekcji relacji intymnych. Depresja, pedofilia, perwersja i nerwica to, jak się okazuje, codzienność życia przeciętnej amerykańskiej rodziny. Film dość udany, momentami przesycony elementami nadprzyrodzonymi. Nic niestety nie było w stanie ukoić bólu kinomanów po odwołanej wizycie Colina Farrella mającej uświetnić pokaz jego najnowszego filmu Ondine (reż. Neil Jordan).
Ogólne wrażenia po festiwalu pozostają mieszane. Niezbyt satysfakcjonujące filmy, uciążliwa organizacja, brak atmosfery cechującej inne imprezy filmowe. Niewątpliwą nowością tegorocznej edycji okazał się filmowy „codziennik” festiwalowy, krótki news emitowany przed każdym seansem odnośnie tego, co danego dnia warto obejrzeć i co właśnie się wydarzyło. Miało być miło, a okazało się irytująco. Słuchanie trzy lub cztery razy dziennie lokalnych „sensacji” z Offa może stać się męczące dla nawet najbardziej wytrwałego widza. Ogólne zafrapowanie wzbudził szczególnie pierwszy codziennik, w którym to dyrektor programowa festiwalu informowała oglądających, że film otwarcia (Dobre serce, reż. Dagur Kári) to „kwintesencja dobrego kina”. Co to właściwie znaczy – niestety już nie powiedziano…
4 comments
OFF Camera to ponad 9 sekcji w tym “konkurs główny” i projekcje w ponad 9 salach kinowych (większych, mniejszych, czasami wygodnych a czasami nie). Oczywiście nie o liczby tu chodzi, ani licytowanie się, która sala jest bardziej przystosowana do pokazów. W ramach tegorocznego festiwalu na pewno można było zobaczyć wiele filmów i właściwie jeśli ktoś chciał zaznaczyć mocno swoją obecność na nim to musiał zrezygnować praktycznie ze swoich dotychczasowych obowiązków. Szkoda zetem, ze autorka tekstu ograniczyły się jedynie do 4 tekstów i samych wad festiwalu.
Rzeczywiście jeśli chodzi o organizację festiwalu to można by tak wymieniać i doszukiwać się, ale przecież nie to jest tutaj priorytetem. Opóźnienie festiwalu o trzy dni wydaje mi się, że nie powinno podlegać dyskusji. Chyba nikomu nie trzeba przypominać czym kierowali się organizatorzy podejmując taką decyzję. Podobnie jeśli chodzi o zaplanowane wizyty twórców… To, że spotkań z twórcami było mniej przecież nie wynikało, z tego, że nie zostały one zorganizowane. Na pewne zdarzenia, siły natury nie mamy wpływu. I można by pokusić się o stwierdzenie, ze pod tym względem była to pechowa edycja.
Jeśli chodzi o filmy to festiwal (dla mnie osobiście) pokazał kino z jednej strony subtelne, bardzo osobiste a jednocześnie mocne i poruszające. Oczywiście zdarzały się nietrafione seanse, ale z pewnością można było odnaleźć filmy, które angażują, wstrząsają i odkrywają to co jest najtrudniejsze – prawdziwe emocje. Pisząc to mam na myśli głównie jeden film: Precious. Prawdziwa, brutalna historia opowiedziana naturalnie z nutką humoru i optymizmu.
Pośród wielu filmów, które były dostępne w 9 sekcjach można było odkryć wiele ciekawych, pięknych i dobrze opowiedzianych historii chociażby: Away from her, A single man, Douchbag, Easier with Practice.
Myślę, że warto wspomnieć i o tych udanych pokazach, z których wychodzimy z jakimś doświadczeniem.
zastanawiam się ile filmów podczas festiwalu widziała autorka tekstu (który jak mniemam ma być tekstem przekrojowym, refleksją po), skoro nie znalazła ani jednego filmu, o którym można by napisać coś ponad stwierdzenie “film dość udany”? a może to kwestia pechowych wyborów, które mnie, jako uczestnika, też nie ominęły. nie winię jednak za to organizatorów, tylko wychodzę z sali (co w tym roku też mi się zdarzyło) i biegnę na inny film, który może okazać się strzałem w przysłowiową dziesiątkę. i takich strzałów na tegorocznej edycji festiwalu nie zabrakło. piękny, wzruszający i głęboki “Away from Her”, doskonały “Single Man”, udana sekcja nordycka. szkoda spotkań z twórcami, które często są jedną z największych atrakcji każdego festiwalu (i przyciągają widzów), ale ich nieobecność w Krakowie nie powinna podlegać tak krytycznej dyskusji. wiadomo dlaczego ich nie było, a informowanie o zmianach powinno się raczej zapisać jako pozytyw: przynajmniej nikt nie stał pod salą w oczekiwaniu i napięciu.
Przyłączę się do głosów, że autorka raczej “zlała” brzydko mówiąc temat. Nie wiem czy to brak czasu czy brak zastanowienia za tym stoi. Pewnie jak inni podpowiadają: brak czasu na obejrzenie filmów i budowanie na “małej próbie” jednej wielkiej czarnej opinii. A naprawdę da się tutaj wymienić filmy bardzo udane!
Zgadzam sie tylko z jedna krytyka zawarta w tym artykule: film Campion jest nudna opowiastka dla dwunastolatek, postaci sa egzaltowane, aktorzy nieporadni. Wielkie rozczarowanie. Autorka nie wspomniala np. “Precious”, filmu genialnego, a takze np. “A single man”, filmu bardzo udanego. Organizacja byla jaka byla, bo byla zaloba i byl wybuch wulkanu. Czepianie sie jest w tym wypadku zenujace.
Comments are closed.