Podczas wystawy Nauka / Edukacja w Galerii „Oranżeria” w CRP w Orońsku, Jan Mioduszewski odsłonił swoje mniej znane oblicze konceptualisty. Po szczegółowej analizie jego prac okazuje się, że artysta od dawna ciążył ku sztuce pojęciowej.
Jan Mioduszewski jest fabrykantem. Od 2002 roku tworzy Fabrykę Mebli – swoisty trade mark, artystyczne przedsięwzięcie, niejako usprawiedliwiające oddanie artysty jednej tylko dziedzinie (meblarstwu) oraz bardzo intensywną, pogłębioną pracę z materiałem. Jest tu też zawarta pewna przewrotność oraz poczucie humoru od lat towarzyszące działaniom Mioduszewskiego.
Orońska wystawa została zorganizowana w miejscu szczególnym. W położonej wśród zieleni oranżerii Józef Brandt, właściciel majątku, urządził bowiem letnią pracownię malarską. Tu, w otoczeniu starego parku, w atmosferze odmiennej od surowości zwykłego atelier, powstawały obrazy. Do historii tego miejsca Mioduszewski nawiązuje poprzez stworzenie wystawy składającej się z dwóch części – pracowni oraz klasy. W tej pierwszej widzimy charakterystyczną dla artysty pracę, o której sam autor mówi, że jest zawieszona pomiędzy imitatio a inventio. Dodałabym jeszcze jeden element – cano (grać). Gra z widzem – jego percepcją, a także doświadczeniem i pamięcią, zdaje się być bardzo istotną kategorią w sztuce Jana Mioduszewskiego.
Artysta puszcza do nas oko – w dawnej pracowni malarskiej zamiast modelki stawia szafę (jakżeby inaczej), a na sztaludze jej malarski wizerunek. W ten sposób częściowo odkrywa przed widzem tajniki swojego warsztatu. Wszystko jednak mieści się w granicach podejmowanej gry, swoistego spektaklu oraz ciągłej konfrontacji obiektu z obrazem i poszukiwania odpowiedzi na pytanie o przedmiotowość obrazu, co z jednej strony prowadzi wprost do rozważań czysto konceptualnych, z drugiej zaś każe myśleć o trompe l’oeil i iluzji w malarstwie. W rozmowie przeprowadzonej przeze mnie w 2008 roku przy okazji wystawy w lokalu_30 w Warszawie Mioduszewski tak wspominał swoje spotkanie z iluzjonizmem: W okolicach dyplomu zobaczyłem na przykład małe trompe l’oeil Corneliusa Norbertusa Gijsbrechtsa, XVII-wiecznego malarza, znajdujące się w polskich zbiorach. Wisi w jednej z komnat Zamku Królewskiego w Warszawie. Jest to iluzyjnie malowana deska z przypiętymi przedmiotami, paletą, utworem muzycznym na skrawku papieru nutowego, zalakowanym listem, różnymi drobnymi nieznaczącymi przedmiotami. Ten obraz udaje planszę do przyczepiania przedmiotów. Poziom iluzji, wykonanie i pomysł mnie uderzyły. Teraz, kiedy więcej wiem o Gijsbrechtsie moja fascynacja nie ustąpiła ani trochę. To był taki dziwak, namalował odwrocie obrazu, precyzyjnie przedstawił to, co widzimy z tyłu obrazu: blejtram i surowe płótno. To zadziwiające dzieło, taki obraz nic, który teoretycy określają mianem meta-malarstwo. To był człowiek zupełnie awangardowy, jakiś Marcel Duchamp XVII wieku. Okazuje się zatem, że malarstwo Mioduszewskiego, bardziej niż nam się to wydaje łączy w sobie konceptualizm z fascynacją dawnymi mistrzami, antycypującymi późniejszą o ponad 200 lat rewolucję filozofii przedstawienia.