Trzy dni opóźnienia, goście rezygnujący z przyjazdu, filmy bez tłumaczenia, odwołane pokazy. Czyli codzienność kinomanów w przedostatnim tygodniu kwietnia. Właśnie minęła trzecia edycja festiwalu filmu niezależnego Off Plus Camera.
Kwintesencja dobrego kina?
W tegorocznym konkursie głównym nazwanym Wytyczanie drogi pokazano dwanaście obrazów z całego świata. Zwycięzcą okazała się czesko-niemiecka produkcja Protektor. Nagrodzony reżyser – Marek Najbrt odebrał z rąk organizatorów festiwalu 100 tysięcy dolarów. Akcja filmu rozpoczyna się przed drugą wojną światową. Jesteśmy w Pradze. Główni bohaterowie to Emil Vrbata – spiker radiowy i Hanka – jego żona, aktorka, odnosząca pierwsze sukcesy w branży filmowej. Do tego zgrabnego opisu dodać jednak należy fakt, że Hanka jest Żydówką. Mijają kolejne miesiące i obserwujemy, jak młoda kobieta musi zrezygnować z pracy, z wychodzenia do kina, jak musi nosić znaczącą jej tożsamość opaskę z gwiazdą Dawida. W końcu przestaje wychodzić z domu. Oficjalnie. Bo kiedy mąż zdobywa kolejne szczeble radiowej kariery ściskając dłoń z okupantem – Hanka wymyka się ratując swoją duszę przed wojennym bezwładem.
Film nakręcono sprawnie, w ciepłych, sepiowych kolorach, z wprawą posługując się efektownym refrenem stylizowanym na kino przedwojenne. Atmosfera wydaje się lekka, ironiczna, czasem dowcipna pomimo oczywistego koszmaru całej sytuacji. Twórcy pozostają w wyraźnym dystansie do opowiadanej historii; trochę jak autorom Rewersu (film Borysa Lankosza również był pokazywany w konkursie) udało się lekko i nie dotykając widza opowiedzieć historię „od podszewki”, inaczej. Tak więc mamy tu zabawę formą, autotematyzm, lekkie romanse i zabawy – mimo wojny. Rewers to jedno z pierwszych skojarzeń narzucających się zaraz po obejrzeniu Protektora, drugie to Bękarty wojny Quentina Tarantino. Trudno zapomnieć finałową jatkę, pożar i śmierć nazistowskich dygnitarzy. U Tarantino kino spłonęło w imię wyższego celu – zwycięstwa nad historią. U Marka Najbrta Hanka wciąż wymyka się do kina, ogląda fragmenty własnych filmów, także tam nieomal traci życie, ale niewiele z tego wszystkiego wynika. Niestety trudno wyjść poza tę konstatację, bo Protektor ani nie bawi ani nie wzrusza.
Niewątpliwie ważnym wydarzeniem festiwalu był przyjazd Jane Campion do Krakowa. Podczas gali poprzedzającej seans jej najnowszego filmu Jaśniejsza od gwiazd – reżyserka odebrała nagrodę Against the current award. Jane Campion to autorka m.in. takich filmów jak Fortepian, Portret damy czy Anioł przy moim stole. W swoim kinie skupia się przede wszystkim na postaciach kobiecych, to im najczęściej oddaje narracje, analizuje postawy. Nie bez powodu uznawana jest za czołową przedstawicielkę feminizmu w kinie.
Jaśniejsza od gwiazd to opowieść o ostatnich latach krótkiego życia Johna Keatsa i jego znaczącym romansie z Fanny Brawne. Spotykają się właściwie przypadkiem, stają się współlokatorami, Keats zaczyna udzielać pannie Brawne lekcji poezji.
Niestety film mający pokazywać miłosną historię dwójki niedoświadczonych młodych ludzi okazuje się dość toporny i, co najgorsze, pozbawiony emocji. Brawne i Keats nie wymieniają ukradkowych spojrzeń, muśnięć dłoni, wieloznacznych słów, które mogą dawać nadzieję, ale nigdy nie pewność. Jeśli mówią o miłości to słowami poezji, które niestety w ustach dwójki aktorów (Abbie Cornish, Ben Whishaw) stają się chłodne i bezdźwięczne. Opowieść jest nużąca i przewidywalna. Ale estetycznie bez zarzutu, zarówno zdjęcia, scenografia i kostiumy stają się prawdziwą przyjemnością dla oka.
Charakterystyczną cechą kina Campion było do tej pory portretowanie głównych bohaterek w sieci relacji z innymi kobietami. Ada i córka z Fortepianu, Ruth i matka ze Świętego dymu, Isabel Archer i Madame Merle w Portrecie damy – to wszystko relacje istotne, nie zawsze pozytywne, czasem męczące i toksyczne, ale zawsze obecne, kształtujące, wymagające odniesienia. W Jaśniejszej od gwiazd główna bohaterka ma – matkę, siostrę, krewne, w domu pojawia się także służąca. Ale brak tu jakichkolwiek związków, zwierzeń czy siostrzanych złośliwości – jest tylko Keats, który pozostaje młodzieńcem niezdrowo wychudzonym i niezbyt pasjonująco mówiącym o poezji. Doprawdy trudno pojąć zachwyt panny Brawne.
4 comments
OFF Camera to ponad 9 sekcji w tym “konkurs główny” i projekcje w ponad 9 salach kinowych (większych, mniejszych, czasami wygodnych a czasami nie). Oczywiście nie o liczby tu chodzi, ani licytowanie się, która sala jest bardziej przystosowana do pokazów. W ramach tegorocznego festiwalu na pewno można było zobaczyć wiele filmów i właściwie jeśli ktoś chciał zaznaczyć mocno swoją obecność na nim to musiał zrezygnować praktycznie ze swoich dotychczasowych obowiązków. Szkoda zetem, ze autorka tekstu ograniczyły się jedynie do 4 tekstów i samych wad festiwalu.
Rzeczywiście jeśli chodzi o organizację festiwalu to można by tak wymieniać i doszukiwać się, ale przecież nie to jest tutaj priorytetem. Opóźnienie festiwalu o trzy dni wydaje mi się, że nie powinno podlegać dyskusji. Chyba nikomu nie trzeba przypominać czym kierowali się organizatorzy podejmując taką decyzję. Podobnie jeśli chodzi o zaplanowane wizyty twórców… To, że spotkań z twórcami było mniej przecież nie wynikało, z tego, że nie zostały one zorganizowane. Na pewne zdarzenia, siły natury nie mamy wpływu. I można by pokusić się o stwierdzenie, ze pod tym względem była to pechowa edycja.
Jeśli chodzi o filmy to festiwal (dla mnie osobiście) pokazał kino z jednej strony subtelne, bardzo osobiste a jednocześnie mocne i poruszające. Oczywiście zdarzały się nietrafione seanse, ale z pewnością można było odnaleźć filmy, które angażują, wstrząsają i odkrywają to co jest najtrudniejsze – prawdziwe emocje. Pisząc to mam na myśli głównie jeden film: Precious. Prawdziwa, brutalna historia opowiedziana naturalnie z nutką humoru i optymizmu.
Pośród wielu filmów, które były dostępne w 9 sekcjach można było odkryć wiele ciekawych, pięknych i dobrze opowiedzianych historii chociażby: Away from her, A single man, Douchbag, Easier with Practice.
Myślę, że warto wspomnieć i o tych udanych pokazach, z których wychodzimy z jakimś doświadczeniem.
zastanawiam się ile filmów podczas festiwalu widziała autorka tekstu (który jak mniemam ma być tekstem przekrojowym, refleksją po), skoro nie znalazła ani jednego filmu, o którym można by napisać coś ponad stwierdzenie “film dość udany”? a może to kwestia pechowych wyborów, które mnie, jako uczestnika, też nie ominęły. nie winię jednak za to organizatorów, tylko wychodzę z sali (co w tym roku też mi się zdarzyło) i biegnę na inny film, który może okazać się strzałem w przysłowiową dziesiątkę. i takich strzałów na tegorocznej edycji festiwalu nie zabrakło. piękny, wzruszający i głęboki “Away from Her”, doskonały “Single Man”, udana sekcja nordycka. szkoda spotkań z twórcami, które często są jedną z największych atrakcji każdego festiwalu (i przyciągają widzów), ale ich nieobecność w Krakowie nie powinna podlegać tak krytycznej dyskusji. wiadomo dlaczego ich nie było, a informowanie o zmianach powinno się raczej zapisać jako pozytyw: przynajmniej nikt nie stał pod salą w oczekiwaniu i napięciu.
Przyłączę się do głosów, że autorka raczej “zlała” brzydko mówiąc temat. Nie wiem czy to brak czasu czy brak zastanowienia za tym stoi. Pewnie jak inni podpowiadają: brak czasu na obejrzenie filmów i budowanie na “małej próbie” jednej wielkiej czarnej opinii. A naprawdę da się tutaj wymienić filmy bardzo udane!
Zgadzam sie tylko z jedna krytyka zawarta w tym artykule: film Campion jest nudna opowiastka dla dwunastolatek, postaci sa egzaltowane, aktorzy nieporadni. Wielkie rozczarowanie. Autorka nie wspomniala np. “Precious”, filmu genialnego, a takze np. “A single man”, filmu bardzo udanego. Organizacja byla jaka byla, bo byla zaloba i byl wybuch wulkanu. Czepianie sie jest w tym wypadku zenujace.
Comments are closed.