Większość artystów i prac była znana, ale atutem ekspozycji było dla mnie przypomnienie zapomnianych bądź niedocenianych, czy też eliminowanych ze świadomości historycznej fotografii. Zwróćmy uwagę na realizacje Lucjana Demidowskiego, który zbliżył się w kierunku wizualizmu, nie zaś analizy konceptualnej, będąc bardziej poetyckim modernistą czułym na piękno krajobrazu, niż jego analitykiem. Największe wrażenie w tym gronie, aspirującym do klasyki polskiego konceptualizmu, zrobiły jednak na mnie prace Andrzeja Dudka-Dürera. Ale w konfrontacji z logicznym i metodycznym konceptualizmem ujawniła się w nich innego rodzaju wrażliwość bliska „poezji wizualnej” (Ingerencja I ,II, III), będąca metaforą epoki socjalizmu lat 70. XX wieku, jak też ogromna malarskość wciąż utrwalającej się i zmieniającej zabarwienie prawie abstrakcyjnej pracy pt. Meta… Energia I, II. III. Bardzo ciekawe były ekspresjonistyczno-surrealistyczne Panoramy Andrzeja Jórczaka powstałe chyba w relacji do jeszcze ciekawszej twórczości Janusza Bąkowskiego, którego niestety zabrakło na tej ekspozycji, podobnie jak Zdzisława Sosnowskiego i Zygmunta Rytki oraz przedstawicieli Seminarium Warszawskiego, którzy jako jedyni z tego kręgu zbliżyli się do refleksji postmodernistycznej, co nie zostało pokazane. Bardzo ciekawym odkryciem były natomiast zdjęcia Jolanty Marcolli, np. Linia 1, Linia 2 czy Low necks, świadczące o chęci tworzenia nowego rodzaju portretu o piętnie abstrakcji geometrycznej, co niezwykle trudno zwerbalizować. Szkoda, że pokazano tylko po jednej pracy Ewy Partum i Ireneusza Pierzgalskiego, który na przełomie lat 60. i 70. odegrał bardzo istotną rolę (Małpy). Za to zaprezentowano wiele prac Stefana Wojneckego, w tym Duogramy. Jest to przykład obrazów z pogranicza, bardziej o strukturze malarskiej niż fotograficznej, ale wyrastających z modernistycznego i eksperymentatorskiego myślenia o fotografii.
Dobrze się stało, że pokazano konsekwentne autoportrety Wacława Ropieckiego, który akcentował zarówno swą niezmienną fizjonomię, jak też aspekty polskiej rzeczywistości oraz swej osobistej ekspresji. Ten ważny twórca wart jest dużej wystawy. Przypomniano także bardzo ważne prace Kryspina Sawicza i Zbigniewa Staniewskiego, który był ważnym teoretykiem lat 70., oraz będące w opozycji do konceptualizmu realizacje Przemysława Kwieka i Zofii Kulik wyrastające z myślenia rzeźbiarskiego i performance. Zabrakło jednak dokonań Jerzego Lewczyńskiego, który posługiwał się, podobnie jak Jadwiga Przybylak, zdjęciami rodzinnymi, ale dużo wcześniej.
Natomiast dużym minusem ekspozycji jest przedstawienie fali twórczości bliskiej konceptualizmowi powtarzającej utarte wzorce czy będącej ciągłym udowadnianiem stylistyki konceptualnej, ale bez należytej refleksji filozoficznej czy artystycznej. Konceptualizm bardzo szybko „wtargnął” w struktury ZPAFu, a nawet towarzystw fotograficznych niwecząc tradycję reportażu. Można tu wymienić grupę ZOOM, interesujący dokument Krzysztofa Wojciechowskiego (Krutyn) oraz Wojciecha Wawrzonowskiego odwołującego się do refleksji Dłubaka.
Należy zadać pytanie, które z polskich prac z zakresu konceptualizmu fotograficznego przetrwają? Myślę, że realizacje łączące analizę strukturalną z refleksją teoretyczną, która w tym przypadku jest bardzo istotna. Ważną kategorią jest także oryginalność odróżniająca polską fotografię od konceptualizmu amerykańskiego, angielskiego czy środkowoeuropejskiego. Oczywiście trudno powiedzieć, kto spełnia tak zarysowane kryteria. Według moich badań i osobistych upodobań: Natalia LL, Andrzej Różycki, Zdzisław Jurkiewicz, Janusz Bąkowski oraz akcentująca feminizm w zakresie performance Ewa Partum.
Bardzo trudno przygotować taką wystawę, jaka miała miejsce w Łodzi. Ustanowiła ona określony standard czym jest konceptualizm w fotografii i jakie są jego historyczne granice. Nawet jeśli wydają mi się one zbyt szerokie, to ze względu na bardzo dobrze przygotowany katalog refleksja ta będzie wykorzystana dla następnych badaczy.