Wystawa w bytomskim Centrum Sztuki Współczesnej, o dość prowokacyjnym tytule „Katolicy w Kronice” to artystyczna próba przyjrzenia się zjawisku tożsamości religijnej, podejmująca zagadnienia języka i definicji katolicyzmu w polskiej sztuce. Sam tytuł ekspozycji nawiązuje do wielkich, przeglądowych wystaw zbiorowych, traktując podjęty temat jako „katolicki coming out”, w którym inne głosy i inne języki (religijne) nie są brane pod uwagę. Wystawa jak w soczewce skupia wszelkie przejawy życia duchowego Polaków, którego rytm wyznaczają rytuały, symbole i bezwarunkowo wykonywane czynności związane z obrzędami.
Kobas Laksa w swoim filmie Pojechałem z mamą na pielgrzymkę (2001) snuje opowieść o wycieczce do Lichenia, którą organizuje jego matka. Wesołe, niczym nie skrępowane uczestniczki śpiewają, tańczą, chwalą się zakupionymi licheńskimi gadżetami. Artysta zastanawia się, co skłania ludzi do uczestnictwa w takich wyprawach, które stają się parodią ich samych? Na to pytanie trudno jest znaleźć jednoznaczną odpowiedź, która byłaby pozbawiona chociaż częściowej indoktrynacji, nie tylko ze strony osób wierzących. Rozwinięciem katolickich zainteresowań Laksy staje się jego tegoroczny happening, Spycifestum który odbył się w trakcie Bożego Ciała w małej wsi Spycimierz. Mieszkańcy od przeszło 200 lat kultywują tradycję układania kwietnych dywanów z okazji tego wielkiego święta. Jego układanie zaczyna się około południa. Po nabożeństwie wierni z duchownym trzymającym monstrancję z hostią przechodzą po dywanie z kwiatów, którego długość przekracza 2 kilometry. Sprzątanie podeptanego dywanu ma miejsce dopiero po kilku dniach.
Kobas Laksa podczas obchodów Bożego Ciała razem z matką usypał z kwiatów napis „Panie, ratuj nas, giniemy”1. Jest to cytat z Ewangelii św. Mateusza (Mt 8:25), często przywoływany w historii Polski podczas wielkich narodowych zrywów, które kończyły się katastrofą2. Według kuratorki tego plenerowego projektu, Joanny Wesołowskiej, działanie Kobasa Laksy w Spycimierzu ma charakter eksperymentu. „Trudno przesądzić, co stanie się dziełem: happening – współuczestnictwo w katolickim, ludowym obrzędzie, hasło – cytat usypany z kwiatów, czy dokumentacja, która pozwoli nieobecnym podczas wydarzeń widzom badać wielowątkowość tego przedsięwzięcia. Czy wspólne działania świeckiego artysty z zaangażowaną w kulturę chrześcijańską matką będą niosły ze sobą te same treści? Czy w obrębie tradycji i kultury ludowej jest miejsce dla sztuki współczesnej”? – z takimi wątpliwościami zostawia widza kuratorka.
Prace Kobasa Laksy, pomimo z pozoru zdystansowanego podejścia, nie są pozbawione wyczuwalnego podskórnie subiektywizmu. Laksa przedstawia środowisko katolików jako jednostki podległe pewnego rodzaju rytuałom, które wyznaczają ich absolutystyczny światopogląd, będący jedynym właściwym kryterium pojmowania świata. Wszelkie wyłamywania się z ogólnie przyjętych ram, prowokują burzliwe dyskusje na temat obrazy uczuć religijnych, a w efekcie dość silne podziały z którymi bardzo często boryka się sztuka współczesna. Stanisław Ruksza w tekście dotyczącym wystawy zauważa, że spór pomiędzy Polską A i B, czyli Polską katolików i reszty obywateli nie znajduje odzwierciedlenia w sztuce współczesnej. Miejsce ostrych spięć zajęły pozycje nie wchodzące ze sobą w otwarty konflikt. „Funkcjonuje brak sporu i prawomocnych form ekspresji antagonizmów, widocznej nieusuwalności konfliktowego wymiaru życia społecznego, które Chantal Mouffe widzi jako ważny element demokracji” – pisze kurator wystawy. Czy rzeczywiście tak jest? Może nie do końca.