Ciężkim krokiem wracam do poprzedniej sali, aby spokojnie zastanowić się, gdzie popełniłem błąd i jaki fałszywy dźwięk tak rozstroił mój aparat odbioru, że nic poza konfuzją i irytacją wykrzesać z siebie nie mogę. Wpatruję się w litografię, na której widnieją dwie litery wciśnięte w nieporządek linii i plam.
Nie/No! Za niewinnym znakiem kryje się piękne w swej negacji puste zaprzeczenie. Nie/No! Słowo, które wyłania się z chaosu znaczeń, będąc zarazem jego częścią. Uświadamia złudność uproszczeń i rozbija fałszywy porządek rzeczy. Z dziecięcą, dadaistyczną perfidią niszczy resztki nieudanych interpretacji sprawiając, że zamiast wtłaczać dzieła w śliskie foldery zagadnień na ekranie percepcji wyskakuje niewygodny błąd.
Zdecydowane „Nie” to jedyne możliwe wyjście z patowej sytuacji, a w tym wypadku klucz do odczytania wystawy. Patrząc na grafikę, przypominam sobie zdanie o artyście, padające w kuratorskim teście dotyczącym ekspozycji: „gniew i frustracja to uczucia, które silnie go motywują; sprawiają, że idzie do studia i zaczyna pracować”.
Zapominam o irytacji i postanawiam iść za tropem kontestującego „Nie”, odczytując na nowo przedstawione na wystawie prace. Analizuję swoją nieporadność, obserwując jak artysta wkrada się na równe grządki semantyki, żeby – jak przysłowiowy pijany zając – narobić trochę zamieszania. Zaprzecza konkretnym i wygładzonym pojęciom i bawi się, gra nie tylko z wnętrzem rzeczy, ale przede wszystkim z widzem.
Trudno mi ubierać jego pracę w duże, solidne i konkretne słowa. Nie umiem połączyć tych obiektów z żadnymi jasno sformułowanymi zagadnieniami „ciała w opresji” czy „przemocy dyskursywnej”. Instalacje, grafiki, korytarze i tunele wyprowadzają nas w przestrzeń niewiedzy i chaosu, i tam pozostawiają, abyśmy się zmagali z sensem i bezsensem, znaczeniem i brakiem znaczenia rzeczy. Patrząc na jego dzieła, znany nam porządek rozmywa się, pozostawiając nas na chaotycznym semiotycznym poligonie, o którym zapominamy na co dzień.
Obserwując wewnętrzną stronę rzeczy, w rzeczywistości patrzę w samego siebie, czując mimo woli, że uczestniczę w ekskluzywnej terapii. Polega ona na przebiciu się przez reakcję oporu i skupienia swojego wzroku by dostrzec to, co jest poza. Aż korci, żeby za Marią Poprzęcką zacytować Herlinga-Grudzińskiego: „Przechodzimy przez życie z jednym okiem nadmiernie aż wyostrzonym, z drugim ślepym zaciągniętym bielmem. Wystarczy, by widzieć? Nie, nie wystarczy”2. Widzę na swoim przykładzie jak bardzo potrzebne jest poczucie frustracji i rozdrażnienie, które towarzyszyło mi przez całą wystawę. Na jego strunach Bruce Nauman gra swoją melodię jeszcze bardziej drażniąc i irytując. Wytrąca nas z pozornej równowagi codzienności, sprawiając, że z niedowierzaniem przecieramy oczy. Lakoniczna wystawa znakomicie wykazuje błędy percepcji. W sposób przemyślany prowadzi nas po sztuce Naumana. Sprawia, że zamiast roztkliwiać się nad warstwą wizualną, musimy skupić się na strukturach znaczeń i relacjach słów, na które na co dzień nie zwracamy uwagi. Wybija z dobrego samopoczucia, wywołując rozdrażnienie artykułowane w bezwolnie wypowiadanym „nieeeee”.
1 comment
Bardzo zachęcająca recenzja, muszę przyznać. Na pewno się wybiorę!
Comments are closed.