Wchodząc na wystawę, nie łatwo zachować zimną krew i zapominając o fakcie, że Bruce Nauman jest jedną z najważniejszych postaci na światowej scenie sztuki, spróbować spojrzeć na jego prace świeżym okiem. Zdaję sobie sprawę, że jest to w rzeczywistości taktyka złudna i fałszywa. To trochę tak, jakby autor Życia seksualnego dzikich Bronisław Malinowski starał się wkręcić na spontaniczną plemienną orgię. Mniejsza jednak o percepcję i oko uprzedzone, bo oto przed nami ekspozycja NIE/NO w CSW Zamek Ujazdowski i Bruce Nauman, którego sztukę znać się powinno, a nie znać nie wypada.
Staram się jednak zapomnieć o wszelkich powinnościach i unikając nadmiernej ekscytacji, dziarskim krokiem wchodzę na wystawę. Drogę zastępuje umieszczony w pierwszej sali osobliwy korytarz (Korytarz z lustrem i białym światłem). Minimalistyczna praca z jednej strony wciąga swoją nieskończonością, z drugiej trzyma na dystans, nie pozwalając do niej przeniknąć. Jest coś pociągającego w tej klaustrofobicznej, jasno oświetlonej przestrzeni. Wpatrując się w „optyczny zakręt” na jej końcu, czuję narastające rozdrażnienie, jak się okaże, bardzo stymulujące w dalszej części ekspozycji. W sali za korytarzem umieszczona została praca Trzy duże zwierzęta, a także trzy litografie: Podwójna twarz, Żywe ciało-Wojna, Nie (Czarna wersja). W skupieniu przyglądam się chaotycznie zestawionym częściom zwierzęcych ciał. Patrzę na gry autora ze słowami FACE i WAR umieszczone na ekspresyjnym tle grafik. Poszukując punktu zaczepienia, staram przypomnieć sobie opis kuratorski. Pamięć jednak krótka, skłonności do kontemplacji brak, a atrakcyjność wizualna prac jest na tyle niska, że wlepiając wzrok w niewinne ślepia jelenia czuję, jak narasta moja irytacja. Jej złagodzeniu bynajmniej nie sprzyja następna sala, w której od ciężkiego sklepienia odbija się echem, płynący z głośników dźwięk lejącej się wody. Prezentowana symetrycznie po dwóch stronach pomieszczenia instalacja Fontanny weneckie nie daje widzowi pretekstu do niewinnej choćby interpretacji. Umieszczone naprzeciwko siebie odlewy twarzy artysty, plują woda, która uderza o dno zlewów spływając do wiadra i rurką powraca do gipsowej rzeźby. Powstrzymuję absurdalną chęć, aby przyłożyć do wklęsłego negatywu swoją twarz i uzupełnić obieg.
W trzeciej, ostatniej sali, znajduje się praca Opisywanie przestrzeni pracowni II (Bez szans, Johnie Cage). Z miejsca rzuca mi się w oczy ciekawy układ zawieszonych pod sufitem rzutników multimedialnych; jak pisał Brian O’Doherty: „hydrant w nowoczesnym muzeum nie wygląda jak hydrant, ale jak estetyczna zagadka”1. Trudno wyobrazić sobie żeby ktokolwiek był w stanie przez prawie sześć godzin oglądać zniekształcony obraz pracowni Naumana, na którym z rzadka pojawia się jakiś ruch. Siadam z resztką dobrej woli na ławce umieszczonej wspaniałomyślnie w sali i oglądam enigmatyczne filmy. Apogeum rozdrażnienia osiągam, kiedy patrzę na kanciasty klaustrofobiczny trójkąt: „Trzy przylegające do siebie tunele bez wyjścia, nie połączone”, umieszczony w narożniku sali. Sformułowanie „bez wyjścia” dobrze oddaje wrażenie, jakie towarzyszy widzowi, kiedy błądzi wzrokiem po metalowej strukturze, stojąc pomiędzy nią a niepokojącymi filmami.
1 comment
Bardzo zachęcająca recenzja, muszę przyznać. Na pewno się wybiorę!
Comments are closed.