Obecnie pracy nie starcza już dla wszystkich a będzie jeszcze gorzej. Oczywiście pracy etatowej, regularnej od do, z wypłatą co miesiąc, uzależniającej od siebie miliony ludzi. Ci co znają ustrój socjalistyczny, pamiętają że pracowali wszyscy – wynikało to jednak ze strategii pacyfikowania społeczeństwa i zacofania technologicznego. Przejście od łopaty do komputera było szokiem cywilizacyjnym, z którego całe pokolenia nie mogą się otrząsnąć.
Postęp technologiczny wyeliminował roboty uciążliwe, niebezpieczne, taśmowe i mechaniczne, gdzie pogardliwie kiedyś traktowana klasa „roboli” została zastąpiona przez maszyny i roboty. Krąży opinia, że technologia odebrala ludziom pracę, być może, ale pracę debilną i niewolniczą, gdzie człowiek był upodlony, wykonując całymi godzinami powtarzalne czynności bez konieczności używania mózgu (którego funkcje z czasem zamierały). Technologia w to miejsce przynosi zaawansowane rozwiązania, w dodatku bardziej wydajne ekonomicznie.
Jesteśmy świadkami przejścia z pracy rozumianej kolektywnie do indywidualnego zajęcia, nie koniecznie obowiązkowego. Ideologia pracy mas nie ma już najmniejszego sensu. Dawne funkcje pracy takie jak relacje socjalne, integracja społeczna czy identyfikacja zawodowa po prostu straciły rację bytu.
Tak więc stara populacja usypiana przez struktury społeczne, znalazła się w dość krótkim czasie na marginesie biegu historii, reklamując powrót dawnych niewolniczych warunków. Jest to wynik epoki industrializacji, pogłębiony socjalistycznym ogłupieniem, obietnicami szczęścia i dobrobytu przez prace mas. Tymczasem stare już nie wróci.
Bezrobocie jest koncepcją wyrosłą z pracy etatowej, jest koncepcją administracyjną i społeczną, wprowadzającą w błąd miliony ludzi, którzy domagają się pracy od kogoś innego.
Ktoś, kto nie pracuje czy nie pracował na etacie, nigdy nie jest na bezrobociu; pracuje intelektualnie, odpoczywa, bawi się, robi coś dla pieniędzy i żyje, nie będąc w terrorze wypłaty na koniec miesiąca.
Zrozumiały to w sposób naturalny nowe pokolenia, porzucając myślenie statyczne, windując swoje ambicje do nowych warunków społecznych i technologicznych. Już nie przedsiębiorstwo zarządza pracownikiem i planuje za niego, ale on sam jest swoim szefem na miarę swoich ambicji i możliwości.
Pracy jest wystarczająco – ale inaczej pojmowanej, pracy wymagającej świadomej mobilności, inwencji i ciągłego doskonalenia czy wręcz periodycznej zmiany kwalifikacji.
Na całym świecie miliony młodych pracują pojedynczo lub w małych grupach, często kreując nowe zawody, tworząc nieznane dotąd dynamiczne struktury nowego życia.
Najtrudniej jest uświadomić sobie, czym jestem, gdzie jestem i co robić innego niż wszyscy w tym kontekście.
A jak w tym wszystkim wygląda enklawa sztuki, jedna z ostatnich dziedzin wolności?
Co roku Akademie Sztuki wypuszczają setki robotników sztuki zdolnych malować, rzeźbić…
Robotnicy ci potrafią „rozstrzygać” problemy „artystyczne” na płótnie lub w tzw. przestrzeni. Problemy te dotyczą wyłącznie podstaw zawodu plastyka i angażują garstkę wtajemniczonych „specjalistów”. Co ambitniejsi malują o malarstwie lub usiłują podjąć dyskurs społeczny, polityczny czy obyczajowy, jednak to medium straciło swoją kreacyjną nośność i całkowicie nie przystaje do oczekiwań i wymogów obecnej rzeczywistości.
Oczywiście nie dotyczy to tylko technik klasycznych. Najweselej jest jak artysta maluje ściany, podłogę, siebie i widzów, w dodatku do muzyki, co w oficjalnych mediach uchodzi obecnie za awangardę. W imię nowoczesności i postępu dołącza się od czasu do czasu elementy mediów elektronicznych, ale ze starym myśleniem, co w rezultacie wychodzi w najlepszym wypadku na to samo.
Na setki tysięcy dzieł sztuki nie ma już nabywców, ba nie ma nawet miejsca na ich składowanie. Trwają niekończące się dyskusje nad kryzysem sztuki, ożywieniem rynku, promocją kultury wyższej. Oczywiście wszystko to na nic, gdyż dotychczasowa koncepcja artysty i jego produktu zaczyna się całkowicie mijać z potrzebami rzeczywistości.
W dotychczasowym rozumieniu praca zarobkowa w sferze sztuki była produkcją i wymianą dóbr na zasadzie: oto przedmioty sztuki, które są obrazem i dowodem mojej koncepcji artystycznej, sprzedaję ci je, byś mógł to spożytkować według swoich, czasem nawet nieuświadomionych, potrzeb. Tym samym artysta pokrywał zapotrzebowanie na dialog intelektualny, informacje o świecie, emocje estetyczne i pozycję społeczną.
Ale dzisiaj, wszystkie te funkcje przejęły mass-media i nowe technologie, sprowadzając przedmiot sztuki do roli sentymentalnego świadka swojej epoki (intelektualnej bądź czasowej). Oczywiście nie znaczy to, że jak artysta użyje teraz nowych mediów już będzie znowu ok. Niestety nie chodzi o zamianę pędzla na komputer, ale o zmianę myślenia, o zmianę stosunku do formy pracy. I tutaj w sztuce tak jak wszędzie, trzeba sformułować sobie pytania o to, co robić, dlaczego robić i w jakim kontekście.
Pozornym paradoksem stało się, że nowe pola dla sztuki zakreślają aktywności spoza jej zasięgu, nieskażone zachowawczym myśleniem konieczności produkcji dzieł. Pozornym – gdyż w rzeczywistości jest to jedyna realna szansa na wpuszczenie świeżego powietrza do tego obszaru działalności.
Jeszcze niedawno była to rzeczywistość banalna, która zostając anektowana do sztuki (z całym swoim arsenałem narzędzi produkcji i komunikacji), otworzyła zupełnie nieznane możliwości dla znakowania i dla produkcji nowych form – dała nową pracę milionom artystów.
Nowa forma artystyczna przez pewien okres nadążała za rozwojem czasu, ale jak zwykle, wkrótce zaczęła zostawać w tyle. Z następną generacją produkty nowatorskich koncepcji nabrały barokowych aspektów i zaadaptowały się do wymagań rynku by na nowo kuśtykać razem z nim. Czyli wszystko wróciło do normy, wróciły również lamenty, że praca artystyczna nie daje ekwiwalentu. Normalne, ponieważ w takiej formie nikomu już nie jest przydatna i pełni jedynie funkcje antykwaryczne.
Media elektroniczne lat 90. zlikwidowały definitywnie manualne i unikalne procesy kreacji czy reprodukcji rzeczywistości na korzyść ich banalizacji i zalewu informacją, eliminując tym samym artystę jako nieodzownego kreatora znaku.
I oto od pewnego czasu znajdujemy się w okresie radykalnego przewartościowania stosunku do pracy. Jak już wspomnieliśmy powyżej, dzięki nowym technologiom, ale również obecnie przede wszystkim dzięki Internetowi. Chyba po raz pierwszy dotyczy to wszystkich dziedzin życia a więc i sztuki.
Nagle zdaliśmy sobie sprawę, że zostaliśmy wszyscy połączeni w sposób permanentny przez systemy sieci dynamicznych technologii. Dysponujemy przeogromną i ciągle uzupełniającą się bazą danych, mamy do dyspozycji nowe płaszczyzny do stawiania pytań, produkcji i rozpowszechniania. Pierwszy raz w historii ludzkości możemy pracować interaktywnie na globalną skalę.
Daleki jestem od zachwycania się technologią dla niej samej, zdaję sobie sprawę, że jest ona narzędziem w służbie wymiany pomiędzy naszymi świadomościami, ale faktem jest, że ona te świadomości w jakiś sposób też kształtuje. To dzięki Internetowi jednostronny przepływ informacji charakterystyczny dla mass mediów został zastąpiony wielokierunkowym, czy wręcz natychmiastową dyfuzją kontr-informacji. Winduje to niesłychanie wysoko współczynniki demokracji i dyskredytuje wszystkie zakusy zawładnięcia opinią czy totalitaryzmu politycznego.
Oczywiście, również jest co najmniej tyle samo śmieci informatycznych, co pozytywnych zawartości, ale jest to nieunikniona cena wolności dla zaistnienia zjawisk alternatywnych.
Dla artysty Internet jest przestrzenią nieograniczonych możliwości pracy1. O ile dotychczas w sztuce artysta znajdował się obok medium, którego używał, to w Internecie jesteśmy rozpuszczeni w medium, sami prawie jesteśmy jakby narzędziem, którym się posługujemy, i które posługuje się jednocześnie nami. Nie ma już podziałów na poszukiwanie, kreację, odbiór i interpretacje – wszystko to odbywa się jednocześnie i właściwie jest jednym, i tym samym. Po raz pierwszy mamy szansę uczestnictwa w rozwijaniu poznawania i tworzenia bez potrzeby produkcji przedmiotów.
Takie jest moje zdanie w tej materii, co nie oznacza wcale, że Ty Czytelniku nie możesz mieć zupełnie innej opinii, jako że każdy z nas postrzega i doświadcza rzeczywistości na swój sposób.
1 Drobna uwaga: nie myślę ani przez chwile o „artystach – grafikach”, którzy nadają formę grom wideo i on line – zadziwia mnie ich reakcjonizm estetyczny rezultatem, którego prawie wszystkie gry wyglądają jakby żywcem wyjęte z obrazów Beksińskiego lub w najlepszym wypadku z surrealizmu sprzed stu lat! Jest to dowód nie rozumienia istoty medium elektronicznego i namacalna porażka myślenia anegdotycznego charakterystycznego dla skostniałego systemu edukacji artystycznej.
Nie myślę też o rożnego rodzaju publikacjach internetowych obrazów, muzyki czy filmów wideo, jak również wszelkiego typu galerii wirtualnych, gdyż w tym wypadku to są ciągle reprodukcje
2 comments
Nie no, ten gość z Video jest hardcorowy :)
Internet niestety ma dwa oblicza. Dla uczciwych artystów owszem może być niezłym polem do działania… dla nieuczciwych i bez pomysłu – polem do zrzynania. Już niejednokrotnie byłam tego świadkiem. Zbyt wiele nazwisk by wymieniać a poza tym po co takich promować… Dlatego trzeba mieć oczy i uszy otwarte.
Podoba mi się powyższy tekst. Chętnie odniosłabym się szerzej do tego ale czas mnie goni właśnie….. pozdrawiam. Maggi
Comments are closed.