W ms2 w Łodzi możemy obejrzeć jedną z najważniejszych wystaw, jakie prezentowano w Polsce w ostatnich latach pt. Robert Morris. Uwagi o rzeźbie. Obiekty, instalacje, filmy (do 24.10.2010). Jest to wybór kilkunastu prac z ekspozycji, która w maju br. zakończyła się w Niemczech w Museum Abteiberg w Mönchengladbach (kurator wystawy Susanne Titz).
Artysta na tle sztuki amerykańskiej i oczywiście światowej wciąż jest niedoceniany. Z pewnością jest znanym twórcą z zakresu minimal artu i sztuki konceptualnej, obok takich postaci jak Carl Andre czy Donald Judd. Ale wszystko wskazuje na to, że jego pozycja będzie wzrastać w stosunku do formalistów reprezentujących ten nurt w sztuce współczesnej z kilku powodów: intermedialności i przede wszystkim bardzo wyrafinowanej refleksji teoretycznej. Dzięki takim tekstom, jak Kilka uwag o fenomenologii wytwarzania: poszukiwanie tego, co umotywowane (1970) można w nim widzieć wnikliwego komentatora tradycji filozoficznej, analizującego sam proces tworzenia oraz odwołującego się do swej biografii. Ta „biograficzność” zawarta jest także w wielu pracach. Artysta powołując się na Ludwiga Wittgensteina mówi: „I am my world. (The microcosm)”1.
Wystawa pokazuje, w jaki sposób artysta doszedł na początku lat 60. do skrajnej geometrii w swej twórczości i na czym polega jego minimalizm. Jego twórczość świadomie wchodziła w relacje z innymi technikami i metodami pracy twórczej lat 60. i początku 70., jak happening, film strukturalny czy land art. Nie zgodziłbym się z określeniem Susanne Titz, która napisała: „Nie charakteryzował jej [twórczości R. Morrisa] styl czy forma, lecz zmienne środki artystyczne […]2. Oczywiście celem jego różnorodnych działań był minimalizm i konceptualizacja, polegająca na Duchampowskiej intelektualizacji w kontekście refleksji krytycznej, a nie odrzucenia dawnej tradycji artystycznej. Morris wybrał w związku z tym trudniejszą drogę niż konstruktywiści, bądź większość artystów z kręgu amerykańskiego i angielskiego minimal-artu czy polskiego neokonstruktywizmu, którzy odrzucając sztukę dawną przeszli do konkretyzmu i związanych z nim analiz strukturalnych materiału i formy, przez co ich działania szybko okazały się skończone w swej nieskończoności i przede wszystkim nieistotne z punktu filozoficznego, choć trwają do dziś na całym świecie.
Ma rację kurator wystawy, która we wstępie do folderu wystawy podkreśliła znaczenie multimedialne, nie zaś tylko minimalistyczne jego prac, co widoczne jest w takich obiektach, jak: Bez tytułu (Cztery lustrzane sześciany) czy Bez tytułu (Trzy belki w kształcie L). Ale najważniejszy w latach 60. był świadomie zminimalizowany rys teatralny, tak widoczny w Miejscu i Waterman Switch. W swym tekście Titz przypomina, że słynny krytyk Michel Fried już w 1967 zarzucał artyście „teatralność” jego prac. Z dzisiejszego punktu widzenia, kiedy nie patrzymy już na sztukę przez pryzmat jej autonomiczności, możemy powiedzieć, że jest wręcz przeciwnie. Prace Morrisa poprzez ich związek z teatrem, a może konkretniej – z tańcem i choreografią, bardzo zyskują na znaczeniu. Możemy ten proces artystyczny oglądać w zaskakujących scenach z filmu Waterman Switch, w którym widzimy taniec nagich ciał. To także nawiązanie do klasycznej definicji piękna, sięgające nawet rzeźby greckiej.
Takie prace Morrisa, jak Dwie kolumny czy Theadwaste (Odpady nici) zmieniały swój wyraz w zależności od miejsca prezentacji. Można więc w artyście widzieć przedstawiciela twórczości nie tylko konceptualnej, lecz także ekspresyjnej instalacji czy formuły site specyfic. Liczyła się dla niego idea powstania pracy, stąd datowanie sięgające idei pracy nie zaś jej materializacji.
Podstawowa jakość twórczości Morrisa z lat 60., mająca swe oparcie w bardzo ważnej refleksji teoretycznej w postaci jego tekstów o sztuce, pozwala w nim dostrzec jednego z najbardziej wnikliwych artystów drugiej połowy XX wieku, także w wersji modnego w obecnej dekadzie pojęcia palimpsestu prowadzącego do jednego z założeń postmodernizmu m.in. w wersji Michela Foucaulta, jak w instalacji Prze/Słuchanie, 1972, która w pewnym stopniu przypomina twórczość Mirosława Bałki z lat 90. Ale w tej wielofunkcyjnej pracy Morrisa z użyciem prądu elektrycznego mamy magiczne/archetypiczne, lecz wyrafinowane pod względem estetycznym „przedmioty” – kamienne łoże i stół, krzesło z miedzianej blachy. Całość instalacji umieszczona na wysokim podeście wysypanym gresem oddzielona jest od widza. Instalacja Prze/Słuchanie jest metaforą celi więziennej i miejsca przesłuchań, co wyraźnie uświadamia toczący się monotonnie emitowany „dialog” będący postmodernistycznym labiryntem fragmentów tekstów wielu znakomitości kultury XX wieku, m.in. Gabriela Garcíi Márqueza, Setha Siegelauba, Roberta Smithsona, Clementa Greeberga, Marcela Duchampa i Michela Faucaulta. Uświadamia on lingwistyczną złożoność tej instalacji, w której na zasadzie montażu i kolażu wzięli udział także bliscy mu artyści i krytycy.