Publiczna instytucja wystawiennicza, której zadaniem nie jest sprzedaż dzieł sztuki, podjęła się z dobrym skutkiem inicjatyw stymulacji rynku. Poszukując wspólnych celów świata ekonomi i kultury, wzmacnia przekonanie o potrzebie mecenatu środowisk finanowych nad sztuką. Daje do zrozumienia, że kolekcjonowanie współczesnych dzieł jest przyjemnością intelektualną i środkiem do budowania prestiżu i marki.
Tego rodzaju zabiegi widzę w perspektywie bardzo złego stanu świadomości polskiej elity, która nie chce przejąć obowiązku należącego niegdyś do zdziesiątkowanej już teraz arystokracji, i która nie dba o kulturotwórczy aspekt swojej potęgi. Odczuwalny jest brak docenienia możliwości pomnażania kapitału na zbiorach dzieł sztuki.
Tak zarysowana dramatyczna codzienność funkcjonowania wszystkich ogniw rynku sztuki w Polsce ewokuje nielicznych zainteresowanych nabyciem współczesnych prac, znikomą ilość profesjonalnych galerii oraz złą kondycję ekonomiczną twórców. Taka sytuacja jest źródłem patologii, w których nieliczni próbują funkcjonować. Ponadto, wiele ze współczesnych wybitnych dzieł, które kształtują świadomość kultury polskiej, jest sprzedawane do kolekcji zagranicznych.
Brak świadomości w sferach obracających wielkimi kapitałami w skali kraju towarzyszy kompletna ignorancja ze strony administratorów i prawodawców państwa. Postawione w czasie niedawnego Kongresu Kultury Polskiej postulaty środowisk związanych z rynkiem sztuki, dotyczące ustawowego wsparcia handlu dziełami sztuki współczesnej, nie odnajdują zastosowania w czasach pokongresowych. Reasumując: w państwie, które nie widzi potrzeby stymulacji rynku sztuki współczesnej, podmioty zarządzające dużymi kapitałami nie widzą możliwości zysku na inwestycjach w sztukę polską. Zarysowane błędne koło, które nie skłania do optymistycznych refleksji, napędzane jest całkiem często kompletnie nielogicznymi komentarzami, dającymi do zrozumienia, że sfera pieniądza oderwana winna być od kultury, albo przynajmniej głęboko ukryta. Podobne krytyczne komentarze, świadczące o skrajnym niezrozumieniu mechanizmów funkcjonowania promocji sztuki współczesnej, towarzyszyły kolejnym wystawom w Muzeum Narodowym w Krakowie, które prezentowały wybitne zbiory kolekcjonerów a zarazem galerzystów. Obawy komentatorów dotyczyły wprowadzenia na rynek dzieł, które nobilitowała wystawa w murach muzealnych. Budowanie atmosfery hańby, która wynika z obrotu dziełami sztuki jest, według idealistycznego scenariusza, mrzonką o sztuce czystej i artyście karmiącym się jedynie ideami. W rzeczywistości wolnorynkowej – efektem walki grup interesów w celu deprecjonowania danego środowiska i uwypuklenia innego – w znaczeniu swojego. W kraju, w którym rynek sztuki jest zjawiskiem marginalnym i toczonym przez różne choroby, a w szczególności hipokryzję, zadaniem publicznej instytucji kultury jest jego wsparcie, a zakres tak rozumianej stymulacji powinien być przedmiotem debaty publicznej i bodźcem do konsolidacji środowiska.
1 comment
Bardzo ciekawa inicjatywa. Uważam, że takie akcje są w Polsce baaardzo potrzebne. Autor dość celnie ujął sytuację na rynku sztuki. Polska to taki dziwny kraj… nie wiem ile takich akcji trzeba aby coś się realnie zmieniło. Może i inne instytucje się obudzą i powstanie ogólnopolska dyskusja? Jest ona potrzebna.
Comments are closed.