Z filmów wartych uwagi, a jednocześnie budzących obawy, iż mogą nie spotkać się z zainteresowaniem polskich dystrybutorów kinowych warto wymienić jeszcze Howl Roba Epsteina i Jeffrey’a Friedmana ze zdjęciami Eda Lachmana, traktujący o Allanie Ginsbergu i generacji beatników oraz procesie wytoczonym autorowi Skowytu. Intryguje forma filmu, w której połączono animację (jako wizualizację poematu), fabularną rekonstrukcję procesu (w której dialogi wiernie zaczerpnięto ze stenogramów) oraz zdjęcia fabularne stylizowane na dokument (wywiad z „Ginsbergiem”, w którym aktor wypowiada jednak kwestie z rzeczywistych wywiadów poety). Jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że autorzy filmu nie podążyli być może za najbardziej interesującym z pojawiającym się w nim tropów, poprzestając na tezach o wolności słowa i znaczeniu wolności twórczej, nie wykorzystując zaś znakomitej w świetle realiów świata sztuki metafory procesu sądowego, wraz z sędzią, prokuratorem, obrońcami i świadkami-ekspertami (literaturoznawcy, krytycy, inni pisarze) jako trybunału orzekającego, co jest, a co nie jest dziełem sztuki, kształtującym obowiązujący kanon.
Spore zainteresowanie wzbudził też dokument z realizacji Bitwy Warszawskiej 1920 Jerzego Hoffmana, pierwszego polskiego filmu wykorzystującego technologię 3D. Obrazy z nakręconego materiału w nim się pojawiające wprawiają w nie lada konfuzję. Wydaje się, że po okresie raczej „ostrożnych” superprodukcji patriotycznych ostatnich lat twórcy tego obrazu postanowili dla odmiany odważnie wykorzystać z wszelkim możliwym rozmachem całe dostępne rekwizytorium polskiej tradycji romantycznej i batalistycznej. Powstać może z tego wielki film, lub też wielki kicz, co wydaje się – obym się mylił – bardziej prawdopodobne. Odpowiedź nadejdzie już w przyszłym roku, ale niezależnie, jaka będzie wartość artystyczna tego projektu, film i tak przejdzie do historii jako pierwsza polska realizacja 3D. Z nią też związane jest mało eksponowane, a być może w dłuższej perspektywie czasowej najważniejsze wydarzenie tego festiwalu. Oto w godzinach wieczornych, w kameralnej salce znajdującej się pod główną aulą, autor zdjęć do Bitwy Warszawskiej Sławomir Idziak opowiadał o wciąż niewykorzystanych możliwościach technologii 3D i możliwych kierunkach jej rozwoju, traktując ją jako przyszłość kina. Przedstawiał swoje plany refleksji badawczej nad zmianami, jakie wprowadza, nie tylko w oczywistej dziedzinie plastyki obrazu, ale także na poziomie dramaturgii filmowej narracji, a także o wypracowywanych przez siebie (m.in. w czasie warsztatów w Łebie) nowych modelach organizacji pracy pionu operatorskiego, pozostawiających znacznie więcej swobody swoim asystentom i czyniącym z filmu dzieło prawdziwie zespołowe.
Festiwal zdominowany został oczywiście przez nie zapowiadaną wcześniej wizytę Keanu Reeves’a, który spłynął do mroźnej i zasypanej śniegiem Bydgoszczy niczym prawdziwy bóg z hollywoodzkiego Olimpu i dzielnie stawił czoła pytaniom w rodzaju: „czy czytał Baudrillarda?” i „czy żyjemy w matriksie?”, okazując się przy tym gościem równie czarującym, jak przeciętny okazał się jego najnowszy film Henry’s Crime, który – wolno jednak przypuszczać – spotka się z zainteresowaniem dystrybutorów.
W konkursach debiutów reżyserskich oraz debiutów operatorskich nagrodzono australijski Animal Kingdom autorstwa Davida Michoda (reżyseria) i Adama Arkapawa (zdjęcia). Film opowiada o na wskroś darwinowskich realiach życia gangsterskiej rodziny z Melbourne, rodziny, której „ojcem chrzestnym” okazała się pozornie dobrotliwa matka. W konkursie filmów dokumentalnych zwyciężył Restrepo Tima Hetheringtona i Sebastiana Jungera prezentujący doświadczenia i przeżycia kilkunastoosobowego plutonu amerykańskich żołnierzy stacjonujących w dolinie Korangal w Afganistanie. Złota Kijanka konkursu studenckiego przypadła Jakubowi Gizie z PWSFTviT za zdjęcia do dyplomowego filmu Julii Kolberger Jutro mnie nie będzie traktującego o trudnej relacji trzydziestoletniej dziewczyny z matką, u której wciąż mieszka. Polski przemysł audiowizualny został też uhonorowany w konkursie wideoklipów, w którym za najlepszy teledysk uznano Zabawę w chowanego do utworu Kory ze zdjęciami Marka Sanaka. W tej samej konkurencji nagrodę za najlepsze zdjęcia do teledysku otrzymał Greg Fraser za zdjęcia do utworu The Space in Between zespołu How to Destroy Angels, pokonując cichą faworytkę sporej części publiczności Katie Milwright i jej klip do Lemonade Cocorosie. Nagrodą specjalną za całokształt twórczości uhonorowano w tym roku Michaela Ballhausa (autora zdjęć m.in. do Ostatniego kuszenia Chrystusa, Chłopców z ferajny i Gangów Nowego Jorku), a nagrodą za całokształt twórczości dla polskiego reżysera – Jerzego Skolimowskiego.
Bydgoszcz okazała się miastem na tyle gościnnym, a okolice tamtejszej opery i Wyspy Młyńskiej na tyle urokliwymi, że trudno orzec, czy życzyć festiwalowi powrotu do znacznie jednak bardziej filmowej Łodzi i realizacji zarzuconego tam, niestety, projektu budowy Camerimage Łódź Center, czy też życzyć imprezie dłuższego pobytu w mieście nad Brdą. Najlepszym rozwiązaniem byłoby pewnie to niemożliwe – mianowicie dwa festiwale Camerimage.