W końcu lat 60. Polskie Nagrania wydały płytę Płonie ognisko w lesie — wiązankę dawnych pieśni harcerskich, ludowych, żołnierskich i powstańczych. Znalazła się na niej popularna w dwudziestoleciu międzywojennym piosenka, zaczynająca się od słów: „Na zielonej Ukrainie, gdzie hiszpański żyje lud, tam szeroki Ganges płynie i Japończyk spija miód”. Jej zabawny tekst zdaje się potwierdzać prostą konstatację — o Ukrainie mamy najczęściej blade pojęcie. Może z wyjątkiem tych fragmentów Wołynia i Podola, które znajdowały się w granicach II Rzeczpospolitej. O tym, co się działo i co znajdowało się za Horyniem i Zbruczem, wiedzą już nieliczni. Jana Brzechwy, Josepha Conrada, Jarosława Iwaszkiewicza, Jarosława Dąbrowskiego, Ignacego Paderewskiego czy Mariusza Zaruskiego przedstawiać nie trzeba, ale już miejsca ich urodzenia rzadko są kojarzone.
Brak zainteresowania tym co „ukraińskie” wynika zazwyczaj z lekceważenia naszych sąsiadów. Skutkiem ubocznym tej postawy jest też lekceważenie wielowiekowego dziedzictwa ziem ukrainnych Rzeczpospolitej. Materialne ślady tej spuścizny — widoki monumentalnych twierdz wznoszonych dla obrony granic Rzeczpospolitej — popularyzowali przed I wojną światową Michał Greim, znakomity fotograf z Kamieńca Podolskiego i Polskie Towarzystwo Krajoznawcze publikujące efektowne serie kart pocztowych. Te niepozorne kartoniki, na których po 1905 roku można było umieszczać napisy w języku polskim, pozwalają teraz przypomnieć polskie ślady „na dalekiej Ukrainie”.
Na reprodukowanej mapie widać zarówno całość ziem zabranych, jak i kontury trzech południowych guberni utworzonych przez władze carskie, nazywanych też czasem „Kresami ruskimi” lub nawet „Rusią”. Wybitny geograf Eugeniusz Romer, znacząco korygując statystyki rosyjskie, wyliczał, że w 1914 roku zamieszkiwało je 2.464.000 Polaków. Jeśli nawet przyjąć dane urzędowe wskazujące, że stanowili oni 8 procent mieszkańców, to ich pozycja i rola były daleko istotniejsze. Pomimo uwłaszczenia i trwających przez cały wiek XIX represji (zsyłek, konfiskat, kontrybucji, praw wyjątkowych) znacząco uszczuplających stan posiadania, w 1913 roku polska własność ziemska w trzech guberniach stanowiła 46 procent ogółu prywatnej własności. Składało się na nią — według wyliczeń Związku Pracującej Inteligencji Polskiej na Rusi — 2125 większych i 3926 średniej wielkości majątków. Do Polaków należało też 57 spośród 142 fabryk cukru czynnych na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie oraz 154 spośród 300 gorzelni.
Klucze majątków i ordynacje liczące dziesiątki tysięcy hektarów oraz umiejętna gospodarka pozwalały najbogatszym rodom magnackim na realizację przedsięwzięć imponujących skalą i rozmachem. Fascynują i pobudzają wyobraźnię opisy największych rezydencji, wspaniałych założeń parkowych. Na rewersie jednej z kart pocztowych nadawca, odwiedzający rezydencję Józefa Potockiego w 1911 roku, donosił: „Automobili ma zaś osiem sztuk, z tych dwa do naszego użytku przeznaczono. Wiele słyszałem o Antoninach, ale to było podobne na bajkę z 1001 nocy, teraz się przekonałem, że to prawda”. Antoniny robiły wrażenie na wszystkich, Stefan Bojanowski w reportażu Za końmi na Wołyń i Ukrainę z 1902 roku notował: „Ekwipażowych, wierzchowych i rozgonnych koni umieszczonych we wspaniałych, z luksusem urządzonych stajniach 157. Ogromne wozownie, a w nich kilkadziesiąt eleganckich, zabytkowych, najrozmaitszych pojazdów, bogate uprzęże do różnych dostosowane ekwipaży, liczna pałacowa służba w liberiach, sfory kilkuset psów do polowań par force, pięknie i wzorowo prowadzone bażantarnie, liczne dla zwierzyny remizy, magnacka fortuna, szyk angielski, elegancja francuska, czystość holenderska”.
Miłośnicy koni do dzisiaj pewnie nie mogą darować Józefowi Potockiemu, że sprzedał do Anglii legendarnego ogiera Skowronka. Służąc jako reproduktor pozwolił rozwinąć hodowlę arabów na wyspach. Na brytyjskich prospektach z wizerunkiem głowy ogiera widniał napis: „Najczystsza, starodawna i najautentyczniejsza krew Arabii”.
Rewolucja bolszewicka i lata zamętu, jakie po niej nastały, przyniosły ostateczną zagładę świata kresowych ziemian. Jej symbolem pozostały zgliszcza wypalonych dworów i pałaców, takie jak te w Bębnówce — pokazane na końcu albumu.
Żywioł polski na Wołyniu, Kijowszczyźnie i Podolu to — obok majątków ziemskich, skromnych dworków i wyspowo rozrzuconych polskich wsi — także liczące się skupiska Polaków w miastach i miasteczkach. W wielu z nich Polacy byli drugą, po Żydach, grupą narodowościową. Ich znaczenie podkreślał fakt, że stanowili 52 procent „inteligencji fachowej i zawodowej” czynnej w trzech guberniach, przodowali zazwyczaj wśród lekarzy, adwokatów, inżynierów i techników.
Zawodowe i intelektualne aspiracje najpełniej można było realizować w największym z miast, Kijowie, który na przełomie XIX i XX wieku liczył blisko 260 tysięcy mieszkańców, w tym ponad 35 tysięcy Polaków (14 procent ogółu). Ich liczba zresztą systematycznie rosła — w 1909 roku Kijów zamieszkiwało 44 tysiące Polaków, w 1914 — 60 tysięcy. Prowadzone przez Polaków firmy, banki, hotele, zakłady rzemieślnicze i magazyny mieściły się na najważniejszej ulicy miasta — Kreszczatiku — i na ulicach sąsiednich. Na Kreszczatiku miała też swoją siedzibę księgarnia i skład nut Leona Idzikowskiego, swoisty pępek „polskiego” Kijowa.
Szczególną rolę w krzewieniu polskości na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie odgrywał Kościół katolicki — działało tu 247 kościołów i 331 kaplic. Pomimo represjonowania księży (zwłaszcza w okresie popowstaniowym), konfiskat majątków kościelnych i kasat zakonów, parafie katolickie w istotny sposób podtrzymywały lokalne więzi, przeciwdziałając procesowi wynaradawiania. A rozpowszechniony kult świętych miejsc i wizerunków nierozerwalnie wiązał się z kultywowaniem postaw patriotycznych. Tak było i w Brahiłowie, i w Latyczowie, i w Berdyczowie, zwanym ukraińską Częstochową, gdzie czczony przez pielgrzymów obraz otaczał napis: „Królowa i ozdoba stepów ukrainnych, wzgórzy Podola i wołyńskich lasów, przecudna w berdyczowskim obrazie Maryja”.
Patrząc na te kilkadziesiąt kart i obiektów, przypominających fragmenty dziedzictwa I Rzeczpospolitej i polskiej obecności we wschodniej części Wołynia, na Kijowszczyźnie i Podolu, łatwiej można zrozumieć zarówno fenomen przetrwania poczucia narodowego u pozostałych tam Polaków w czasach komunizmu, jak i proces odradzania się polskości na tych terenach w ostatnich dwudziestu latach.