Rok Chopinowski obfitował w wiele istotnych wydarzeń. Jest to oczywiste zważywszy na wagę jubileuszu dwustulecia urodzin osoby, która stała się przedmiotem narodowej dumy – żywą personifikacją polskości, która współcześnie przeistoczyła się w najlepiej rozpoznawalną polską markę. Takie czasy!
Miały one pomnożyć wymiar pamięci o dziele i postaci narodowego kompozytora. Różna była ich skala, stopień ważności, zasięg oraz formuła, w jakiej to upamiętnienie się odbywało. W pragmatyce ożywiania pamięci dopuszczalne są różne metody: tradycyjne i konwencjonalne, wyrażające się w medium, które było żywiołem artysty, czyli w tym przypadku muzyce, oraz nowatorskie, niebanalne, przekraczające granice dyscyplin sztuki, które tworzą współczesne narracje na temat artysty i jego spuścizny. Wszystkie one zmierzają jednak w podobnym kierunku, który oddala się od stereotypu rekonstrukcji epoki, jej kolorytu, czy kostiumu historycznego na rzecz pewnej ponadczasowości. Pozwala to otworzyć nowe, nieznane wcześniej pole skojarzeń i rozwinąć sieć konotacji, które przekonywująco trafiają do współczesnego widza, czy słuchacza. Ten odległy w czasie, uświęcony tradycją, a więc w jakimś sensie niedostępny, czy zmumifikowany bohater, ma stać się nam bliższy, oswojony i przystępny – pozbawiony koturnowej wyniosłości majestatu.
Stach Brach podszedł do tematu – można by rzec – statystycznie. Punktem wyjścia jego reinterpretacji była oczywiście dwusetna rocznica urodzin artysty, czyli historyczny dystans jaki dzieli nas od tego faktu. Dla osób dysponujących wiedzą i wyobraźnią historyczną jest to jakaś wyobrażalna wielkość, którą łatwo sobie uzmysłowić, czyli oznaczyć na osi czasu. Dla przypadkowego widza, o przeciętnych kompetencjach historycznych, to jednak jakaś abstrakcyjna odległość w czasie, której nie sposób nawet bezpośrednio doświadczyć. I właśnie takie zadanie postawił sobie Stach Brach, by tę okrągłą rocznicę po prostu zwizualizować, czyli unaocznić.
Pomocną w tym jest znana w sztuce metoda multiplikacji, czyli zwielokrotnienia wizerunku, powtarzalność tego samego elementu, jego zmasowana obecność, która musi narzucać się zmysłowi wzroku. Są to działania spotykane w sztuce od tysiącleci. Występują w różnych odległych i odmiennych kulturach bez możliwości występowania wzajemnych wpływów, a więc podobieństwa uzasadnione są albo w sferze psychologii odbioru, albo w kategoriach rytuału i ceremoniału, które także stanowią osnowę historii kultury – najpewniej zaś pojawiają się jedne i drugie.
Wszyscy mamy zapisane w pamięci zwarte szyki i kolumny wojsk maszerujących lub staczających boje. To szczególne widowisko, zachwycające swą precyzją i nadrzędną wolą, która kieruje tymi zwartymi masami było wielokrotnie tematem wyobrażeń plastycznych, obecnie może być przedmiotem dokumentalnego reportażu. Wspólną cechą dawnych i współczesnych przedstawień jest umowna anonimowość tłumu, identyczność takich samych postaci, którym ujmuje się cechy indywidualne. Stanowią dziwnie pojętą jedność i tożsamość. Stanowią jeden doskonały bezosobowy organizm zachwycający swoją perfekcją.
Stach Brach tylko powierzchownie nawiązuje do tego fenomenu. Jego głównym bohaterem pozostaje Fryderyk Chopin, a właściwie jego portret zwielokrotniony wykonany we właściwej mu manierze. Daleko posunięta stylizacja przywodząca na myśl dokonania futurystów, czy bliższych nam formistów, nie ujmuje postaci rysów indywidualnych. Jest bardzo dynamiczną transkrypcją znanych wizerunków kompozytora mocno osadzona jednak w nowoczesności. Brach syntetyzuje niuanse fizjonomii. Definiuje ją rozwichrzonym konturem i grą światłocienia poszczególnych partii. W rezultacie daje to zjawiskową fantazję en bloc. Regularność uformowanego czworoboku uwydatnia wrażenie zmasowanego ataku chopinowskich fantomów. Chociaż jest to ten sam prototyp powielony mechanicznie, każdy element tej kompozycji inaczej reaguje na światło, i poniekąd wyodrębnia się z całości. Ich wzajemna konfiguracja, ledwo dostrzegalne przesunięcia, tworzą całość pulsującą refleksami światła, które stanowi tu istotny element. Dodatkowo biel porcelany – której cechy gatunkowe są osobnym źródłem znaczeń – intensyfikuje odbiór tej fantasmagorii. Porcelana jak wiadomo jest tworzywem szlachetnym. Cechuje ją duża odporność, ale zarazem i kruchość. Jest najwyższą formą sublimacji w ceramice, wymagającą znajomości technologii i pewnej delikatności w traktowaniu – słowem mistrzostwa. Odwzajemnia to nieskazitelną bielą i połyskliwą powłoką. Bezsprzecznie kojarzyć się może z salonem i wyrafinowaną kulturą, co znajduje potwierdzenie w jej historii. W jakimś stopniu może być kojarzona z epoką Chopina, a pośrednio i z jego muzyką, której przypisujemy także szlachetny ton, dźwięczność – właściwości nieprzekładalne, ale jednak współwystępujące w tak odległych dziedzinach jak sztuka i rzemiosło.
Ta chopinowska armia miała już kilka odsłon demonstracji swojej siły. W różnych kontekstach prezentuje swój niebywały potencjał, który bynajmniej nie budzi militarnych skojarzeń, ale na pewno za sprawą zintensyfikowanej, narzucającej się obecności ułatwia jej zapamiętanie. Jest więc bardzo plastyczną ilustracją jednej z zasad mnemotechnicznych, polegającej na rytmicznym uporządkowaniu elementów w celu ich łatwiejszego zapamiętania. A taki cel stawia sobie wspomniana rocznica. Z artystycznego punktu widzenia wydaje się, że cel został osiągnięty.