Krytycznie oceniane są przez Różewicza również uroczystości rodzinne i firmowe. W Białym małżeństwie bohaterowie sztuki siedzą przy weselnym stole i przemawiają głosami zwierząt, co z góry określa ich status. Dodatkowo towarzyszą im odgłosy mlaskania, pomrukiwania i wznoszenia toastów. Podobny motyw zwierzęcego apetytu pojawia się w sztuce Wyszedł z domu. Zaproszeni na oficjalne przyjęcie goście przed posiłkiem przechadzają się po scenie z wyszukaną elegancją. W momencie kiedy dostają znak, rzucają się na przygotowane jedzenie. Wśród skłębionej, tratującej się nawzajem masy ciał, słychać nie tylko odgłosy jedzenia, ale nawet łamania kości. Jednemu z bohaterów, Henrykowi, udaje się wydostać z tłumu, przy czym widoczne są na nim ślady walki: ma wymięty smoking, kawior w uchu i spodnie poplamione kaparowym sosem. Scenę kończy ironiczna sentencja, wypowiedziana grzmiącym głosem przez anonimową postać: „człowiek to trzcina myśląca” (Wyszedł z domu, T 1, 361).
Na konsumpcyjne szaleństwo i jego przyszłe konsekwencje zwrócił Różewicz uwagę również w wierszu Spłakane mocarstwo (sobota 20 stycznia 2001). Utwór dotyczy uroczystości, która odbyła się na cześć wyboru Georga W. Busha na 43. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wiele emocji towarzyszyło amerykańskiemu społeczeństwu podczas ceremonii zaprzysiężenia („płakała Żona prezydenta Laura / płakały dwie córki bliźniaczki / płakali rodzice prezydenta / były prezydent George Bush / i jego żona – babcia Barbara – / płakali wyborcy Gore’a / […] / płakał odchodzący prezydent / Bill Clinton płakała żona Hillary / […] / płakała mała nie znana / stażystka i płakała jej mama” (Sz, 80), nikogo jednak, zapewne, nie wzruszył fakt, iż:
potem odbył się bankiet
zjedzono 3 tysiące kilogramów wołowiny
(stary świat odczuje to za kilka lat
albo za kilka dni)
zjedzono 2 tysiące pięćset kilogramów szynki
(to też nie wróży nic dobrego)
zjedzono 60 tysięcy olbrzymich krewetek (Sz, 81)
Wrócę w tym miejscu do omawianego wcześniej artykułu. Warto zauważyć, że nieprzypadkowo po Grubasach… Różewicz umieszcza komentarz do filmu Ferreriego, który, według mnie, jest chyba najbardziej sugestywnym obrazem upadku moralnego ludzi opętanych obsesją „żarcia”. Temat filmu poeta określa następująco: „Jest to film o wielkim żarciu, o zwracaniu, czkaniu, pierdzeniu, o prostytutkach, kopulowaniu i znów żarciu, o muzyce i puszczaniu wiatrów, o samochodach i o śmierci z przeżarcia… Dialogi toczą się dookoła jedzenia, spółkowania” (Wielkie żarcie, Pr 2, 415-416]. Ekranowy obraz – twierdzi w dalszej części swoich rozważań Różewicz – jest drapieżną satyrą na „pewne koła” w Europie Zachodniej, a dla naszego społeczeństwa przestrogą, że nie należy za wszelką cenę „równać” się do krajów wysoko rozwiniętych7. Autor Głodomora nie poprzestaje na przestrodze: o wielkim zaangażowaniu pisarza w walkę o uratowanie społeczeństwa od śmierci z „przeżarcia” świadczy większość jego utworów, w których wielokrotnie spotkać możemy – celowe lub nie – aluzje do filmowego obrazu włoskiego reżysera8.
W filmie Wielkie żarcie czterech mężczyzn: Marcello – pilot, miłośnik pięknych kobiet i samochodów, Michel – realizator programów telewizyjnych, Ugo – restaurator i miłośnik X muzy, oraz Philippe – prawnik i koneser sztuki9, spotyka się w opuszczonej willi, aby popełnić zbiorowe samobójstwo. Panowie świętują swoją śmierć, urządzając stypę za życia. Poddają swoje ciała torturom, można rzec, konsumpcyjnym, ponieważ jako formę odebrania sobie życia wybierają – przejedzenie.
Wydaje się, że obraz zaprezentowany przez Ferrariego poprzez połączenie dwóch sfer ludzkiej egzystencji: jedzenia i śmierci, przypomina charakterystyczne etapy, z których składały się sarmackie uczty i pogrzeby. Aleksander Nawarecki zwrócił uwagę na fakt, że istnieje specyficzny moment, który łączy dwa wyżej wymienione, kluczowe obrzędy sarmackie. Chociaż oba zdarzenia odmiennie rozmieszczone są w czasie i przestrzeni, zawierają podobne elementy i układy kompozycyjne, dzięki którym możliwe jest ich zestawienie i porównanie. Chodzi głównie o chwilę, kiedy przygotowane (okadzone, poświęcone), zamknięte w trumnie ciało zmarłego zostaje otoczone kręgiem żałobników. W analogicznym etapie uczty przygotowane (ugotowane, przyprawione), wyłożone na półmiski potrawy zostają ustawione na stole i otoczone kręgiem uczestników biesiady10. W filmie włoskiego reżysera bohaterowie są zarówno kucharzami sporządzającymi potrawy i biesiadnikami, jak również osobami szykującymi swoje ciała do ostatniej podróży i żałobnikami (po śmierci kolejnego z uczestników odbywa się w pewnym sensie stypa na jego cześć).
Przejdźmy teraz do kwestii, jak bohaterowie Różewicza wyobrażają sobie śmierć? Odpowiedź znajdziemy w wierszu Zabiegi. Podmiot liryczny wypowiada się w imieniu zbiorowości: „ambicją naszą jest/ zejście do podziemi z uśmiechem/ jak z jajkiem/ w ryju (P 2, 227). Brutalny, potoczny język z dużą ekspresją atakuje wyobraźnię czytelnika, by przywołać w jego pamięci świątecznego, upieczonego prosiaka z jajkiem w ryjku. Bezmyślne, pozbawione duszy stworzenie, tuczone, pielęgnowane i poddawane zabiegom odżywczym, skończyło swój żywot na biesiadnym stole. Samo stało się przedmiotem konsumpcji i chociaż wetknięte w ryjek jajko stwarza pozory rozbawienia na jego obliczu, wzbudza litość jego krótkie istnienie.
Utwory Tadeusza Różewicza i filmowe dzieło Ferreriego skłaniają do rozmyślań nad ludzką egzystencją, nad rolą człowieka w społeczeństwie, zmuszają również do postawienia pytań o przyszłość współczesnego świata, który wybierając „wielkie żarcie”, musi zakładać, że skazuje się na duchową niestrawność. Mimo, iż autor Niepokoju pesymistycznie i „gastronomicznie” ocenia współczesny świat: „ w ciągu 80 lat / zauważyłam że „wszystko” / zamienia się w dziwną zupę / – ale zupę śmierci nie życia” (Sz 16), to jednak od nas zależy jak świętować będziemy przybywający Wielki Czas11.
1 comment
prowadzę we Wrocławiu księgarnioKawiarnioVegedajnię Nalanda i ten bardzo “mój”artykuł o m.in. bardzo “moim” RÓżewiczu zachęcił mnie do pomyślenia o jakimś praktycznym i raczej mało odświętnym cyklu poetycko/literacko/”gastronomicznym” z taką niezbyt dydaktyczną acz domyślną misją wspierania/poszukiwania świadomego a nie tylko odruchowego “kroczenia przez Czas”:). Może Maja Dziedzic zechce być i będzie mile widzianym gościem, konsultantem(?), współorganizatorem(?) takiego przedsięwzięcia:)? A może jeszcze ktoś z Wrocławia lub spoza wspomoże swoimi pomysłami czy udziałem taki projekt? Autorce bardzo dziękuję za artykuł,czyta mi się świetnie.Pozdrawiam, piotrlegut@wp.pl
Comments are closed.