Jak napisała po jej śmierci w brytyjskim „The Guardian” feministka Germaine Greer („Kobiecy eunuch”), największą kreacją Louise Bourgeis była pełna sprzeczności historia jej życia. Bourgeis „osiągnęła artystyczną dojrzałość długo po macierzyństwie, wdowieństwie i menopauzie. Krok od starości znowu stała się jak dziecko, swobodnie wymyślając siebie i swój świat.”
Trudno powiedzieć, czy jej życie zatoczyło jakiś krąg – raczej zawsze konsekwentnie robiła to samo: niezależnie od tego, czy miała 30, 50, czy 80 lat. Wieczna dziewczynka w świecie dziecięcych fantazji psuła jedne zabawki, tworząc obsesyjnie nowe, używając do tego wszystkich dostępnych materiałów: ołówka, farb, drewna, marmuru, lateksu, szkła, włóczki, gałganków, luster, stalowych konstrukcji. Śpiewając ułożone przez siebie piosenki i organizując transwestyckie performanse. Artystka pracowała jeszcze tydzień przed śmiercią. Zmarła 31 maja 2010 r.
Co takiego wydarzyło się w rodzinie Louise, że przez całe, prawie stuletnie życie, będzie potrzebowała niszczyć i odtwarzać ciągle te same wątki?
Louise urodziła się w Paryżu w 1911 roku. Ma 3 lata, gdy wybucha I wojna światowa i ojciec zostaje powołany do wojska. Matka jeździ za nim z jednego miejsca na drugie. Okaleczone ciała, cała armia kalek – nie pozostanie to bez wpływu na sposób widzenia ciała ludzkiego przez rzeźbiarkę. Ojciec też został ranny. Kiedy wrócił z wojny, zmienił się jak wielu mężczyzn jego pokolenia. „Mężczyźni zrobili się rozgorączkowani, a kobiety – smutne” wspomina Bourgoeis w amerykańskim dokumencie pod tytułem „Pająk, kochanka i mandarynka” z 2008 roku zrealizowanym przez Amei Wallach i Marion Cajori. Ojciec zaczął się uganiać za kobietami. Dzieciństwo Louise to walka z Sadie, angielską guwernantką, która przez 10 lat była kochanką ojca i mieszkała z nimi pod jednym dachem. “Zawsze nienawidziłam tej kobiety, wyzna po kilkudziesięciu latach „The Washington Post”, Moja praca często krąży wokół morderstwa” .
Niedokończona instalacja z lat 90., „Czerwony pokój. Rodzice” skrywa rodzinne tajemnice. Sypialnia, w której jest małżeńskie łoże i lustro, w którym odbijają się wspomnienia, możliwie jak najdokładniejsze. To „miejsce zbrodni”, z którego jednak – jak twierdzi Bourgeois – można uciec. Jak? Rzeźbiarka otwiera pudełka z dziecinnymi cymbałkami i zaczyna na nich grać… Sztuka to egzorcyzmy odprawiane, by nie udusić się w wydarzeniach z przeszłości. Jedyne zabezpieczenie przed szaleństwem.
Nad pokreśloną flamastrem mandarynką płacze po ilu? 70 latach? Trauma z dzieciństwa, kiedy ojciec wyśmiewał się z niej i innych dzieci przy stole. Odreagowywały upokorzenie płacząc po nocach.
Smutek i gniew. Syn Jean-Louis wspomina, jak raz matka przygotowywała pieczeń. Ponieważ rzadko zajmowała się kuchnią, któryś z jej mężczyzn jakoś to skomentował. Reakcja: pieczeń wyrzucona przez okno – mieszkali na 3 piętrze – wylądowała na jezdni. Jean-Lous musiał po nią iść. Przyniósł mięso uwalane żwirem do domu. Umył je i zjedli je w milczeniu.
Po śmierci ojca długo nie wstawała z łóżka. 20 lat później, w 1974 roku powstanie rzeźba „Zniszczenie ojca”. Nigdy się z nim nie pogodziła.
Kobieta–dom
Szukała jakiegoś dającego poczucie bezpieczeństwa porządku i ładu studiując matematykę na Sorbonie. Jednak szybko zrozumiała, że studia teoretyczne nie pozwolą jej dojść samej ze sobą do ładu. Zrozumiała, że musi mieć możliwość pracy z konkretną materią: ”żeby wyrazić napięcia rodzinne nie do zniesienia, trzeba by mój lęk ćwiczył się na formach, które mogę zmieniać, niszczyć i rekonstruować.” Odkryła też, że tworząc nie jest pasywna, przestaje być ofiarą, ma moc sprawczą i to właśnie daje uwolnienie od lęków i obsesji. Studiowała na kilku akademiach sztuk pięknych, m.in. u Ferdynanda Legera. Uczyła się rysunku i malarstwem pozostając pod wpływem kubizmu. Rzeźba przyszła później. „Ciało jest rzeźbą, moja rzeźba jest moim ciałem. Jestem zabójczynią w sztuce.” Twierdzi też: „Agresja jest niezbędna do rzeźbienia”. Od początku będzie krążyć wokół tematu prokreacji, narodzin, macierzyństwa i seksualności. Kobiety-domy, popiersia w cegle, dom z kolumnami na ramionach, klatki – ciało i architektura są jednym. W latach 50-tych ubiegłego wieku jej prace mają charakter totemów: wysmukłe i gładkie jak sylwetki Giacomettiego „wykonują nadludzki wysiłek, by trzymać się prosto”. Z nostalgii za rodziną (jednak!), od której świadomie uciekła, ustawia je w różnych relacjach do siebie, jakby antycypowała metodę ustawień rodzinnych Berta Hellingera. Kontakt z podświadomością jako źródło kreacji („Podświadomość jest moim przyjacielem”) sprawi, że przylgnie do niej określenie „wnuczki Freuda”. Działała na uboczu nowojorskiej awangardy zdominowanej przez abstrakcyjny ekspresjonizm. Do połowy lat 70. XX wieku jej prace wydawały się zbyt narracyjne, zbyt literackie – w sztukach plastycznych panował formalizm. Zresztą sama długo nie uważała siebie za profesjonalistkę, a kiedy kuratorka przygotowywanej wystawy przyszła oglądać jej prace w pracowni na Brooklynie, Louise w pewnym momencie wyłączyła światło mówiąc „i tak już pokazałam pani za dużo”. Sława przyszła, kiedy ukończyła 70 lat. Nowojorskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MoMA) zorganizowało w 1982 roku ekspozycję indywidualną prezentującą jej dorobek. Była pierwszą kobietą, która doczekała się tu retrospektywy. “To nie jest wystawa łatwa do przetrawienia” – pisała krytyk “New York Timesa”, Grece Gluck: “Jednak wynagradza widza spotkaniem z artystką, która zagłębia się w swoją psyche wiele ryzykując”. Ryzyko artystki – całkowite obnażenie, totalny ekshibicjonizm. Nagroda widza? Wejście w świat spójny i jedyny w swoim rodzaju. 10 lat później, dzięki „Guerilla Girls”, które manifestowały pod Muzeum Guggenheima przeciwko męskiej dominacji w sztuce i nieobecności w niej kobiet, dopisano ją do programu wystawy rzeźby, która zmieniła tytuł na „Od Brancusiego do Bourgeois”. „Chciała tego czy nie, była naszą ikoną” – twierdzą działaczki tego feministycznego ruchu. W wieku 82 lat Bourgeois przygotowywała się do Biennale w Wenecji, gdzie zaprezentowała cztery prace z cyklu „Komórki”.
1 comment
Pomyłka – powinno być arachnofobia, nie agorafobia. Pozdrowienia dla Autorki.
Comments are closed.