Już dziś
w tej chwili
życie bez wiary jest wyrokiem
przedmioty stają się bogami
ciało staje się bogiem […]
(T. Różewicz, Kara)
Twórczość Różewicza stanowi ogromne źródło wiedzy na temat potraw i ich konsumowania, przepisów kulinarnych, jadłospisów, zachowania przy stole, a nawet przyborów kuchennych i zastaw stołowych. Już pobieżny przegląd utworów jest świadectwem fascynacji pisarza sferą związaną z jedzeniem, ucztowaniem i świętowaniem. Nazwiska i przezwiska bohaterów dramatów i opowiadań (Tłusta kobieta, Grubas, Gruby, Pralina, Ogórek, Nożyk, Smakosz, Kucharcia, Strażnicy-Rzeźnicy, Głodomór), ich zawody (kelner, kucharz), wygląd zewnętrzny (otyły, tłusty, gruby, korpulentna, tęga), miejsca, gdzie się znajdują (pizzeria, kawiarnia, wagon restauracyjny, bar, kuchnia, sala bankietowa i weselna) święta, uroczystości i jubileusze, w których uczestniczą (bankiet firmowy, przyjęcie weselne, kolacja bożonarodzeniowa, post wielkanocny) – stanowią nieprzypadkowe aluzje konsumpcyjno-gastronomiczne.
Nagromadzenie w utworach Różewicza motywów jedzenia i picia nie tylko przybliża nam obyczaje, zachowanie, stan posiadania bohaterów, ale również potwierdza niepokój pisarza (zresztą uzasadniony), że współczesne społeczeństwo zamienia się powoli w automaty zaprogramowane jedynie na zaspokajanie podstawowych potrzeb cielesnych. Autora Kartoteki dręczy obawa, że w nowoczesnym, zmechanizowanym świecie ludzkie ciało i jego potrzeby stały się jedyną egzystencjalną wartością. Człowiek dba o kondycję fizyczną, o racjonalne odżywianie, zdobywa wiedzę na temat nowych produktów spożywczych, rewelacyjnych diet, środków przeczyszczających, a zapomina o doskonaleniu umysłu, o sprawach duchowych, o uczuciach, o drugim człowieku. To, co kiedyś miało wymiar religijny, narodowy czy kulturowy, czemu przypisane były odpowiednie wartości ponadmaterialne, nagle stało się komercyjne, pospolite, przyziemne. Uroczyste celebrowanie, tradycja i związane z nią zwyczaje zeszły na dalszy plan. Okres świąteczny stał się synonimem zakupów, prezentów, uczty podniebienia1.
Warto wspomnieć, że Różewicz już w 1991 roku mówił: „Nie jestem prorokiem, jak to się teraz wszyscy zarzekają, bo to modne. Ale pewne rzeczy przewidziałem […]. Teraz się mówi już nie o społeczeństwach konsumpcyjnych, ale pozakonsumpcyjnych […]. Zwróciłem uwagę na te elementy już dwadzieścia lat temu” (Ufajcie obcemu przechodniowi, s. 9). Podobnie w rozmowie z Robertem Jarockim, która została opublikowana w „Literaturze”, wspomina: „Nie chcę mówić, że byłem wieszczem… […], ale miałem do przodu wystawione czułki, które reagowały […] na to szaleństwo konsumpcyjne” (Życie w starych i nowych dekoracjach, s. 9-10)2.
O szaleństwie konsumpcyjnym, o zniewoleniu człowieka przez „żarcie”, o egzystencjalnym zagubieniu, o utracie wiary w sens życia mówi również filmowe dzieło Marco Ferreriego Wielkie żarcie (La Grande bouffe, 1973). Nieprzypadkowo tytuł filmu stał się motywem przewodnim niniejszej pracy. I Ferreri, i Różewicz podejmują w rzeczywistości tę samą kwestię: człowieka konsumenta, człowieka „automatu”, człowieka „rurę-kanalizacyjną”3. Choć obaj twórcy wykorzystują różne środki wyrazu, to wspólna im jest walka przeciw ideom konsumpcyjnym, które zdominowały współczesny świat. Ekranowy obraz włoskiego reżysera – jak pisze Tadeusz Miczka – stanowił ironiczny komentarz na temat życia w nadmiernym zbytku, życia bez celu i sensu, ograniczającego się do przekonania, że „poza jedzeniem wszystko jest zjawiskiem wtórnym […], piasek, plaża, narty, miłość, praca, łóżko, wszystko […]. Marność nad marnościami!” (wypowiedź jednego z bohaterów)4.
Podobnie ocena nowego powojennego społeczeństwa okresu „małej stabilizacji” jest negatywna. Różewicz pisze: „Nowy człowiek / to ten ta / rura kanalizacyjna / przepuszcza przez siebie / wszystko” (P 1, 483). Ta głęboko pesymistyczna, poetycka diagnoza jest aktualna do dziś. W dalszym ciągu uświadamia, że nie tylko wojna, choroby i głód są władne pozbawić ludzi życia, ale paradoksalnie – cywilizacja i konsumpcjonizm. Tragizm sytuacji jest tym większy, że to człowiek sam stworzył tę bezwzględną zmechanizowaną, pozbawioną wartości moralnych rzeczywistość, w której jest jedynie słabym i bezbronnym ciałem. Czasami podporządkowuje się sztucznemu światu, który zbudował i upodabnia się do maszyny, marionetki, a jednocześnie w głębi jestestwa tkwią w nim zwierzęce żądze, które każą zdobywać pokarm i rozmnażać się: „cierpię żądze zwierząt / z zamkniętymi oczyma / gnany uderzeniami krwi / pędzony jak stado / stratowany” (P 1, 358). Substancję ludzkiego życia w Różewiczowskiej wizji świata – pisze Józef Kelera – stanowi cielesność. Badacz twierdzi, że owa cielesność jest materią na swój sposób wspaniałą, godną podziwu, ale stanowi również ograniczenie i zniewolenie najpierwotniejsze5. Ludzie cierpią, chorują, a nawet umierają, kiedy pozbawia się ich elementarnych składników potrzebnych do życia. Prozaiczne, wydawać by się mogło, czynności takie jak jedzenie i picie, stanowią przecież podstawę naszej egzystencji. Dzięki nim czerpiemy życiową energię.
Co dzieje się jednak z człowiekiem, który pożywienia ma w nadmiarze? W społeczeństwie obfitości, atrakcyjnych, kuszących opakowań, dobrej kuchni, automatów z gotowymi produktami, barów, restauracji, mnożących się okazji do świętowania ludzie nie potrafią przestać jeść. Powszechnie otyłość uważana jest za wynik obżarstwa, jednakże, prowadzone są eksperymenty mające udowodnić, że choroba ta wiąże się z nadmierną wrażliwością na sygnały środowiskowe, które inicjują i podtrzymują czynność jedzenia niezależnie od potrzeb fizjologicznych6. I znów potwierdzają się słowa, że człowiek sam buduje wokół siebie okrutny świat, w którym wytwarza potrzebne produkty żywnościowe, ale czyni to w sposób niekontrolowany i niepohamowany.
W artykule Grubasy i kruszyna chleba Różewicz zauważył, że „nacja nasza wyszła z siedmiu lat chudych i zamienia się w naród grubasów” (Grubasy i kruszyna chleba, Pr 2, 412-414). Staliśmy się, według pisarza, społeczeństwem obżartuchów, łakomczuchów i ludzi lekkomyślnych. Coraz więcej wśród nas nie tylko dorosłych otyłych, ale tłustych dzieci, a nawet piesków. Wyrzucamy olbrzymie ilości jedzenia w czasach, kiedy miliony ludzi głoduje i umiera z powodu niedożywienia. Autor ma żal, że zaszła w społeczeństwie taka zmiana, szczególnie że uważamy się za naród, o którym Cyprian Norwid pisał: „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba/ Podnoszą z ziemi przez uszanowanie/ Dla darów nieba,/ Tęskno mi Panie…”. Szczególną uwagę w omawianym szkicu poświęcił Różewicz świętowaniu:
Na święta wiele osób choruje z przejedzenia (są też pewnie tacy, co umierają, ale o tym nasze pogotowie milczy). A przecież są to święta narodzin ubogiego Boga, w stajence… wielbić Pana na Wysokościach powinni praktykujący katolicy i ateiści śpiewem, modlitwą, medytacją, a nie obżarstwem, pijaństwem i innymi grzechami. (Pr 2, 413)
Podobnie w innych utworach poeta obnaża ludzkie niedoskonałości: niepohamowane łakomstwo, podporządkowanie potrzebom ciała, brak kultury i zasad moralnych, czyli – jak to sam nazywa – „drobnomieszczańską moralność” (T 1, 361). Monika z Odejścia Głodomora relacjonuje zachowanie ojca:
mój tata jest wierzący i praktykujący, jak pości w piątek, to je tylko śledzika, rybkę, jajecznicę na maśle, jakieś grzybki, ogóreczki, faszerowane jajka… cały dzień kręci się po kuchni i marudzi… a raz to go podejrzałam, że zjadł kawał kiełbasy podwawelskiej…
(Odejście Głodomora, T 2, 319)
Z kolei bohater Kartoteki wyznaje:
Zrozumiałem po trzydziestu latach ogrom swych win. […]. Tatusiu. Mamusiu. Tak, to ja zjadłem kiełbasę w Wielki Piątek dnia piętnastego kwietnia 1926 roku. Wstydzę się swego czynu.
[Kartoteka, T 1, 72]
1 comment
prowadzę we Wrocławiu księgarnioKawiarnioVegedajnię Nalanda i ten bardzo “mój”artykuł o m.in. bardzo “moim” RÓżewiczu zachęcił mnie do pomyślenia o jakimś praktycznym i raczej mało odświętnym cyklu poetycko/literacko/”gastronomicznym” z taką niezbyt dydaktyczną acz domyślną misją wspierania/poszukiwania świadomego a nie tylko odruchowego “kroczenia przez Czas”:). Może Maja Dziedzic zechce być i będzie mile widzianym gościem, konsultantem(?), współorganizatorem(?) takiego przedsięwzięcia:)? A może jeszcze ktoś z Wrocławia lub spoza wspomoże swoimi pomysłami czy udziałem taki projekt? Autorce bardzo dziękuję za artykuł,czyta mi się świetnie.Pozdrawiam, piotrlegut@wp.pl
Comments are closed.