Oddaje to dwupoziomowość rozgrywania Życia… Z jednej strony widzimy scenę, przestrzeń teatralnego spektaklu, występowania aktorów – wszystko w jej obrębie jest czytelne i widoczne. Regulowane przez kulturę zasady teatralnego spotkania, obszar, w którym jako widzowie czujemy się bezpieczni. Transmitowane na żywo projekcje otwierają jednak przed nami cały labirynt mrocznych, ponurych, tajemniczych i odrapanych korytarzy oraz piwnic. To tam będziemy świadkami zdarzenia rozbijającego naszą wiarę w kulturowy postęp i humanistyczną wizję rozwoju ludzkości. Na jednej ze ścian pojawia się nieostry, źle wykadrowany obraz jednego zez pomieszczeń znajdujących się pod nami. Udaje nam się dostrzec zarys kobiecej sylwetki. Po chwili do pomieszczenia przychodzi mężczyzna, mówi coś do kobiety, obraz się urywa. Kiedy obraz znowu wraca, mężczyzna brutalnie rzuca się na kobietę, być może ją gwałci. Znowu kamera na chwilę odjeżdża i po sekundzie widzimy już tylko nagie, zakrwawione zwłoki kobiety. Scena trwa około półtorej minuty. Jest jednak niczym oślepiający błysk mrocznej, niczym nieuzasadnionej, niezrozumiałej i irracjonalnej przemocy, manifestacją wszystkiego, co w człowieku ciemne i zwierzęce. Przerażający błysk ze znajdującej się dokładnie pod naszymi stopami „niecywilizowanej”, organicznej otchłani. Nie da się, tak jak chciał to zrobić Malinowski, jednoznacznie rozdzielić kultury od natury. Granica pomiędzy nimi jest płynna i niezwykle cienka.
Podobnie wywracająca na nice tradycyjne antropologiczne narracje jest scena, w której Malinowski wreszcie zostaje dopuszczony do „rytuału seksualnego dzikich”. Scena jest również zrealizowana w formie przesyłanego na żywo obrazu. Malinowski zostaje przyprowadzony do małego, zadymionego, obskurnego pokoiku, w którym zamknięta jest półnaga kobieta. Tubylcy niejasno wyjaśniają, że rytuał, którego Malinowski jest świadkiem to ich zwyczajny, tradycyjny obrzęd. Jak się okazuje po chwili, elementem tego obrzędu jest fakt, że zamknięta kobieta siedzi razem z rozkładającymi się zwłokami jakiegoś mężczyzny (może brata, albo ojca?). Następuje frenetyczny opis rozkładającego się ciała, kolejnych etapów rytuału, w którym należy oderwać od kości mięso, by potem je spalić, a kości ułożyć w odpowiedni sposób. Nie wiemy, czemu ma to wszystko służyć, nie zostaje nam w jasny sposób zdradzony sens obrzędu. Malinowski jest, podobnie jak my, przerażony i zdezorientowany, osuwa się na podłogę, próbuje uciec z tego pomieszczenia, nie może wytrzymać panującej w nim duchoty i smrodu. Dostał upragniony rytuał, ale kompletnie nie mieści się on w granicach jego pojmowania i rozumienia.
O tym, że granice między cywilizacją i kulturą są płynne a pogodne niebo rozświetlone przez blask humanistycznej wiedzy nieustannie przysłania “posthumanistyczna chmura” niepokojąco przypomina instalacja Aleksandry Wasilkowskiej, która stała się scenografią spektaklu. Składa się ona ze stosu znajdujących się pod ścianą książek, paru biało niebieskich flag ustawionych na stojakach, dużej czarnej plamy na jednej ze ścian (plama ta znajduje się również na flagach) oraz ogromnej makiety odwróconej czarnej wyspy. Początkowa Wyspa wisi nad widzami, a następnie przesuwa się w taki sposób, by zawsze znajdować się nad obszarem aktorskich działań. Makieta nieustannie faluje, oddycha, syczy, wydaje niepokojące dźwięki. Niepokoi i skupia naszą uwagę, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
W trakcie spektaklu dowiadujemy się, że plama znajdująca się zarówno na flagach, jak i na ścianie, to zarys układu kontynentów odwzorowany według jednej z autentycznych XVI-wiecznych kolonialnych map. To, co rzuca się w oczy w zestawieniu z naszą obecną geograficzną wiedzą, to fakt, że poszczególne kontynenty zajmują na niej dużo większy obszar. Widzimy więc, że w tym wypadku paradoksalnie rozwój wiedzy doprowadził do utraty części terytorium. Rozwój nauki doprowadził do utraty. Czy ta część anihilowanego terenu, który kiedyś znajdował się w zbiorowej świadomości ludzi, wisi nad obszarem gry i nieustannie przypomina, że ludzkość, racjonalnie poznając, jednocześnie coś traci? Celem czarnej wyspy być może jest pokazanie, że realne terytorium nie jest, na przekór racjonalnej logice, terenem jedynym i że obszary mentalnie funkcjonujące w zbiorowej wyobraźni nie mogą być po prostu anihilowane, gdy tylko naukowo stwierdzi się, że ich tam „realnie” nie ma. Wiedza to także ciemne strony, straty, braki, które nieustannie wiszą nad naszym racjonalnym i uporządkowanym światem.
Te wszystkie spektaklowe warstwy wzywają do zastanowienia się, co tak naprawdę tworzy modele ludzkiego poznania, które z nich uznawane są w danym momencie za autentyczne, a które za sztuczne, czy dlaczego takie a nie inne sposoby zdobywania wiedzy i patrzenia na świat uznawane są za właściwe i obowiązujące. Niedyskursywna forma spektaklu – zmuszająca do nieustannych refleksji, myślowego łączenia jego różnych elementów i poziomów odzwierciedla dokładnie ów poznawczy niepokój, który się pojawia, gdy tylko odrzucimy wygodny dla nas model myślenia.
Model zaproponowany przez Malinowskiego wykluczał inne punkty widzenia, eliminował alternatywne rozumienie opisywanych przez niego pojęć pod przykrywką wszechstronnego i niepodważalnego obiektywizmu. Według Garbaczewskiego każda wiedza, naukowa narracja i model poznania uważany za aktualnie obowiązujący wyklucza inne modele, sprawia, że ucząc się czegoś o czymś innym, zapominamy, że technologia jest oczywiście koniecznością, ale i przekleństwem. I nie chodzi mu o to, żeby snuć jakieś postapokalipytczne wizje, ale żeby ten fakt dopuścić do świadomości i być może kolejne naukowe teorie budować, mając go na uwadze. Wydaje mi się, że właśnie z tego wynika to nieustanne poszukiwanie, łączenie form, mylenie tropów, ciągłe pragnienie, żeby nic w jego spektaklach nie było zbyt czytelne, zbyt łatwe do rozpoznania i rozumowej interpretacji.
Nowy Teatr w Warszawie
Życie seksualne dzikich
na podstawie tekstów Bronisława Malinowskiego
reżyseria: Krzysztof Garbaczewski; scenariusz, dramaturgia: Marcin Cecko; koncepcja Wyspy: Aleksandra Wasilkowska; premiera: 14 kwietnia 2011; prezentowana na Festiwalu Boska Komedia w Krakowie w dniach: 14 i 15 grudnia 2011