Życie seksualne dzikich, najnowszy spektakl Krzysztofa Garbaczewskiego, to podobnie jak jego poprzednie dzieło – opolska Odyseja – bardziej teatralny esej niż spektakl, nawet jeśli terminu tego użyć w jego nowoczesnym, „postdramatycznym” rozumieniu. Dzieła Garbaczewskiego to bowiem autorskie eksperymenty z pogranicza teatru, performansu i sztuk wizualnych. Twórca płynnie przekracza granice między dyscyplinami, ograniczając autonomię reżysera na rzecz interdyscyplinarnego otwarcia (tekst Marcina Cecko oraz instalacja Aleksandry Wasilkowskiej). Garbaczewski nieustannie rozbija wszelkie zarysy teatralnej struktury, przełamując tradycyjne percepcyjne schematy i myślowe nawyki. Tworzy spektakle chaotyczne, rozbite, w których centrum i oś rozumienia są nieustannie przesuwane, żeby widz sam je stworzył i umiejscowił.
Właśnie dlatego słowo esej wydaje się być tutaj odpowiednie. Esej jak pisał Adorno: „jednoczy myślowo to, co jednocześnie znajduje się w swobodnie wybranym przedmiocie, nie upiera się przy czymś, co z zewnątrz, warunkuje jego eksplikację; układa konfiguracje poza wszelką hierarchią; wytwarza argumenty, nie rezygnując ze swojej fascynacji wytworem; mierzy swoją głębię tym, w jakim stopniu wnika w rzecz; nie obawia się nieciągłości, ponieważ dostrzega w niej rodzaj wstrzymanej dialektyki; odmawia sobie konkluzji, a mimo to potrafi w wybranym czy napotkanym cząstkowym rysie, ukazać przebłysk totalności”. [1] Jest to więc forma, która służy bardziej wprawianiu myśli w ruch niż zastygnięciu w gotowych interpretacjach czy przekazywaniu jakiejkolwiek wiedzy. Esej łączy ze sobą myśli pozornie oddalone i sprzeczne, rozbija utarte schematy i stereotypy, wychodzi poza oczywistości i stara się otworzyć wciąż nowe perspektywy patrzenia na ujawniony w nim problem. I przede wszystkim wymaga od czytelnika dopełnienia, zaangażowanej współobecności.
Punktem wyjścia dla spektaklu, czynnikiem, który wprawia owe myśli w ruch jest najbardziej znane dzieło Bronisława Malinowskiego oraz dziedzina, która przez polskiego badacza została ufundowana, czyli antropologia kulturowa. Jednak Garbaczewski nie opowiada tak naprawdę o samym dziele ani o biografii jego twórcy. Stara się natomiast, poprzez tworzenie odległych i często zaskakujących analogii, spojrzeć na konsekwencje, jakie z powstaniem nowej nauki się wiązały. Garbaczewski w rozmaity sposób miesza różne czasowe porządki i zestawia ze sobą poznawcze kategorie często zupełnie do siebie nieprzystające. Malinowski w jego spektaklu bowiem bada „dzikich” z przyszłości, tubylców posługujących się takimi wyrażeniami jak: „interfejs”, „przesył danych”, „terytorium”, „mapping” itp. Dzicy ze spektaklu potrafią przed Malinowskim odegrać formę prymitywnego rytuału, poddać się jego antropologicznemu badaniu, a jednocześnie są mieszkańcami przyszłości, świetnie znającymi nowoczesną technologię i posługującymi się cybernetycznym żargonem. Pokazują, że ustanowiona przez badacza figura Innego – niegdyś tubylca egzotycznych krain, którego jeszcze sto lat temu zachodnia kultura uważała za istotę o niższym cywilizacyjnym poziomie rozwoju, nadal przetrwała i wciela się w osoby posługujące się odmiennym kulturowym kodem i językiem.
Wątek humanistycznej technologicznej ewolucji zostaje również przedstawiony poprzez umieszczenie w spektaklu historii człowieka przyszłości, który doświadcza jedynie teraźniejszości, gdyż jego organizm pozbawiony został jednostkowej pamięci. Zresztą kwestii związanych z rozwojem nauki i techniki oraz pojawieniem się nowych sposobów pojmowania i reprezentowania rzeczywistości dotyka sama forma spektaklu. Bardzo duża liczba scen jest bowiem przedstawiana za pomocą filmowych projekcji: albo w formie transmitowanych na żywo obrazów przesyłanych z przestrzeni niewidocznych dla widzów, albo pod postacią projekcji nagranych wcześniej scen. W spektaklu przedstawione są również rozważania na temat narracji i języka: testowanie jak język strukturyzuje naszą rzeczywistość, zmienia nasz sposób patrzenia na świat. Jak wraz ze zmianami technologii zmieniają się narracje i języki, którymi się posługujemy. Dlaczego więc taki tytuł? Jaki może być związek między antropologicznym dziełem badającym obce, egzotyczne kultury a rozważaniami na temat technologii tej przyszłej i tej obecnej? Garbaczewski pokazuje, wbrew pozorom, więcej niż można byłoby przypuszczać i dzięki temu spojrzenie na osobę Malinowskiego i jego naukowy projekt zyskuje nowy, nieoczekiwany wymiar.
Malinowski bowiem, za pomocą swojej słynnej metody badań terenowych ufundował nowoczesny model nauki opartej na opisie i szczegółowym zbieraniu informacji, następnie ich klasyfikowaniu, uogólnianiu i racjonalizacji. Dlatego w spektaklu postać Malinowskiego właściwie staje się odzwierciedleniem zachodniego racjonalnego modelu poznania. Jest pewny siebie, butny, z wyższością spoglądający na przedmiot, który ma badać, uważając, że żaden obszar nie skrywa przed nim żadnych tajemnic, jeśli tylko użyje racjonalnych, naukowych metod. Pole tak niejednoznaczne, płynne i zagadkowe jak ludzka kultura próbuje przedstawić jako spójną, totalną i zamkniętą wizję. Dodatkowo uważa, że z każdego obszaru poddanego badaniu można wydobyć jego uniwersalną prawdę i niepodważalny sens. Aby dowiedzieć się prawdy o kulturze, należy zbadać jej rytuały. Nieprzewidywalnemu, tajemniczemu i niebezpiecznemu „terytorium” będzie przeciwstawiał sporządzoną według odpowiednich kartograficznych metod „mapę”.
Malinowski za pomocą swojej nauki stworzył bądź uprawomocnił określoną, humanistyczną wizję człowieczeństwa, którą współczesna kultura nieświadomie przejęła. Dla Malinowskiego człowiek, poprzez stopniowe gromadzenie wiedzy, rozwijanie kultury (rozumianej również w jej cywilizacyjnym aspekcie), wchodzi na kolejne stopnie społecznego rozwoju. Dzięki niej coraz bardziej odrywa się od natury, przezwycięża swoją „dzikość” i biologiczność. Idąc zatem tym tropem, człowiek przyszłości nie będzie miał indywidualnej pamięci, która jest organiczna i cielesna. Malinowski stworzył więc narrację o ewolucyjnym rozwoju ludzkości – ale nie jak u Darwina poprzez biologię, ale właśnie poprzez kulturę. Dlatego antropologia miała stać się koroną wszystkich nauk: badała bowiem kulturę człowieka we wszystkich jej przejawach – codziennych praktykach i społecznych rytuałach. Stworzyła przy tym mit, według którego wszystkie celowe zachowania człowieka są racjonalne, poznawalne i zmierzają do powiększania ogólnego dobra, wchodzenia na kolejne poziomy kulturowego rozwoju. Wizja ta wykluczyła również z pojęcia człowiek wszystko to, co jest cielesne i organiczne jako nieprzewidywalne, opierające się naukowemu poznaniu i strukturyzacji.
Garbaczewski jednak pokazuje wszelkie luki i dziury, jakie wychylają się z tej świetlistej i bezkrytycznie zaakceptowanej wizji. Poprzez umieszczenie w spektaklu licznych fragmentów niedawno opublikowanego dziennika Malinowskiego Garbaczewski pokazał liczne przemilczane przez badacza w naukowych dziełach braki swojego projektu. Autor Argonautów zachodniego Pacyfiku, opisując kulturę i zachowania Triobrandczyków, używał schematów narracyjnych angielskich modernistycznych powieści. Przed samym badaniem i zetknięciem się z obcą kulturą miał więc już wcześniej ściśle opracowany schemat, w którym umieści jej opis. Malinowski w ogóle nie brał również pod uwagę faktu, że on sam jako badacz nigdy nie jest transparentny, że jego obecność wpływa na zachowanie badanej grupy, nie ma więc mowy obiektywności ustanowionych przez niego badawczych metod. W spektaklu w jednej z niezwykle sugestywnych scen Malinowski w bezwzględny sposób zmusza dwójkę tubylców do odbycia stosunku seksualnego. Nie dość, że traktuje ich jak laboratoryjne zwierzęta, siłą niemalże zmusza do zbliżenia, to dodatkowo czyta już wcześniej sporządzony opis sugerujący, jak ten „seksualny rytuał” powinien wyglądać.
Dlatego tej świetlistej humanistycznej wizji Garbaczewski przeciwstawia bliższy mu „posthumanistyczny” obraz naszego człowieczeństwa, jest sceptyczny wobec wiary w cywilizacyjny i technologiczny rozwój. Człowieka nie da się poznać w pełni, a jego kształtu zaprogramować na ewolucyjnej drodze. Zawsze będą w nim mroczne strony, tajemnicze punkty, których nie jesteśmy w stanie poznać ani zrozumieć.
- T.W. Adorno, Sztuka i sztuk. Wybór esejów, przeł. K. Krzemień-Ojak, Warszawa 1990, s. 94.↵