Uwrażliwianie jest jedną ze strategii stosowanych przez artystów zaangażowanych, niewątpliwie potrzebną, ale również narażoną na zarzut naiwności. Artystyczną prowokację także traktuje się z coraz większą podejrzliwością, szczególnie taką, w której nie chodzi o wyzwalanie się z niewygodnych społecznych ról, ale o historyczną i polityczną czujność. W czasie swojej aktywności w Gruppie Kowalewski celował w wypowiedziach z pogranicza prowokacji, wystawę w Galerii Propaganda także można na tej granicy usytuować. Z całą pewnością nie jest ona jednak artystycznym wyzwaniem. Podczas gdy w obrazach powstałych zarówno w latach 80., jak i później artysta był estetycznie i intelektualnie wymagający, tutaj, wchodząc w rolę montażysty i twórcy multimedialnego, porzucił te standardy.
Część odbiorców po obejrzeniu wystawy za malarstwem Kowalewskiego zatęskni, ponieważ Symulatorowi totalitaryzmu brakuje artystycznego, a nawet intelektualnego polotu. Z drugiej jednak strony nie o wyrafinowanie tu chodzi, ale o moralność i emocjonalną grę – środek ciężkości realizacji znajduje się poza nią samą, w świadomości odbiorcy, który nawet jeśli nie za bardzo chce, musi uznać swoją, choćby momentalną, dezorientację. Kowalewski w jakimś zakresie steruje bowiem naszą refleksją, myśli same biegną w kierunku, które wyznaczyła im projekcja. Niewątpliwie zadajemy sobie te pytania, które artysta chciał, żeby zostały zadane („co powinniśmy zrobić?” – „co możemy zrobić?”) i tak jak chciał zmagamy się z niemożnością odnalezienia satysfakcjonującej odpowiedzi. Trudno jednak powiedzieć, czy celem jest tutaj wyzwolenie empatii oraz potępienie obojętności, czy też postawienie odbiorcy twarzą w twarz z ponurym obrazem człowieka i świata. W przypadku Symulatora totalitaryzmu granica pomiędzy uwrażliwiającym komentarzem a nihilistycznym pokazem jest niebezpiecznie cienka, dotyczy to zresztą wszystkich realizacji opartych na takim materiale wizualnym.
Pośród zaprojektowanych przez Kowalewskiego emocji najbardziej dojmująca jest niemoc i alienacja. Wobec ogromu tragedii nie możemy zrobić wiele nie tylko z powodu własnej ignorancji, ale także poczucia małości, nieistotności. Bronimy się jednak przed myślą, że ludzie na fotografiach prezentowanych w wystawowej komorze byli nieważni, zresztą jest tam też nasze własne zdjęcie. Bezlitosna symulacja odbiera indywidualność, tożsamość i miele wszystko w swoich trybach, dręczy sumienia. Podpowiedzi są albo niemożliwe albo nieskuteczne. Z tego też powodu nad wystawą Kowalewskiego można się zamyślić, ale też skwitować ją wzruszeniem ramion. Trzeba jednak przyznać, że artysta stosujący strategię uwrażliwiania nie wybiera łatwej drogi. Niewątpliwie trudno odnaleźć taką formułę warsztatową, która uniosłaby ciężar tematów ważkich politycznie i historycznie, ta trudność pojawia się zwłaszcza w momencie, kiedy społeczeństwa nie angażuje żaden wspólny przeciwnik. Symulator totalitaryzmu przywołuje powyższe dylematy, pozostawia je jednak otwarte.