Festiwal Sztuki im. Jerzego Buszy Random in Radom w 2012 r. miał już swoją szóstą odsłonę. Od początku funkcjonował jako spotkanie grona przyjaciół patrona festiwalu i nie bez przyczyny w 2007 r. otwierała go wystawa fotografii, na których znajdował się Busza. Ich autorami byli artyści, którzy tworzyli najistotniejsze zjawiska w sztuce polskiej, jednak to Busza był głównym bohaterem pokazanych zdjęć. Pojawiał się wszędzie tam, gdzie należało być, a bez niego nie odbyły się żadne ważne wówczas spotkania, wernisaże, dyskusje. Podobnie jest dzisiaj, gdy patrzymy na zapis na zaproszeniu – navi: busza+golec – powstaje wrażenie, że to festiwal nie o nim, ale dzięki niemu.
Formuła festiwalu jest od lat niezmienna i zakłada współpracę kilku instytucji. Ich różnorodny charakter stawał się często dodatkowym kontekstem odbioru i współtworzył nowe wątki interpretacyjne. Ubiegłoroczna edycja została zbudowana na zestawieniu kontrastowych wizerunków ciała – w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu pokazano jego fotograficzne odwzorowanie (Ciało. Fotografia. Fragment kolekcji CSW Zamek Ujazdowski, kurator: Marek Grygiel), natomiast w Orońsku natura wymknęła się spod kontroli, dlatego w każdym zakątku CRP pojawiały się tytułowe Mieszańce, bastardy, hybrydy, chimery oraz kilka mutantów. Autorem koncepcji wystawy był Leszek Golec, który tworzy festiwal od początku jego istnienia.
Wejście do Galerii „Monumentalnej” otoczone zostało białymi, szpitalnymi parawanami. Na jeden z nich wyświetlana była projekcja Grzegorza Sztwiertni Sceny dramatyczne. Aby dostać się do środka widzowie musieli wejść w strumień światła projektora, a wówczas na ich ciałach pojawiały się makabryczne obrazki – guzy, otwarte rany, polipy, choroby, przed którymi chcemy się bronić. Kiedy już udało się przez nie przebrnąć, drzwi nie stawały dla widzów otworem. W sensie dosłownym ograniczała je bowiem praca Tomasza Skórki Bonsai 12 (dziecko). Niewielkich rozmiarów figurka siedzącego dziecka, wykonana z czarnej gumy, była częścią cyklu Odbojniki. Inne cykle artysty to m.in. rzeźby przyssawkowe czy obciążniki. Artysta w ironiczny sposób sięga po tradycyjne wykorzystanie rzeźby w rzemiośle artystycznym, używa jednak zupełnie nietradycyjnych materiałów, takich jak guma czy tworzywa sztuczne.
Na wystawie można było przez nieuwagę potknąć się o inną rzeźbę Skórki – położoną na posadzce figurkę dziecka. Z pozoru zupełnie zwyczajna praca, okazała się makabryczna. Rzeźba nosiła ślady wskazujące na to, że rzeczywiście ktoś na nią nadepnął, a twarz i tułów dziecka zostały przez to zdeformowane. Gładka, dopracowana powierzchnia pracy, jej kształt i biały kolor kontrastowały z drastycznym sposobem zniszczenia. To co przypisane kulturze wysokiej – harmonia, piękno, doskonałość – zostało dosłownie podeptane, sprowadzając rzeźbę do dziwnego, abstrakcyjnego kształtu.
Galerii „Monumentalnej” daleko do typowego white cube, pełna jest niedoskonałości, które tym razem były jej atutem. Nierówna ściana, wystające z niej fragmenty hydraulicznej instalacji, powieszone na niej rzeźby – Anioł Skórki i Cudowny instrument Artura Malewskiego – tworzyły malowniczą i spójną kompozycję. Wydaje się, że nieprzypadkowe było usytuowanie prac względem siebie. Sztuka Malewskiego doskonale wpisuje się w obrany przez kuratora kierunek. Artysta tworzy bowiem hybrydalne postacie człowieka-zwierzęcia, miesza fragmenty różnych istot, często bohaterów wielu kultur i opowieści. Figury te jednocześnie budzą strach i ciekawość, są odpychające i fascynujące. Pokazana w Orońsku praca to oddany z anatomicznymi szczegółami fallus z białego kauczuku syntetycznego. Pozbawiony właściciela, leżący na białej półeczce w galerii, stał się kolejnym artefaktem, na który, może z nutą zazdrości, spogląda przyssany powyżej do ściany Anioł. Postać pozbawiona oznak przynależności do płci, której wygląd sprowadza się do długiej sukni skrywającej ciało i nieodzownych skrzydeł. Na tak małym kawałku ściany zestawione zostały dwie zupełnie przeciwstawne tradycje – jedną reprezentuje anioł, drugą natomiast nie pokazany wprost satyr, żadna z tych postaci nie należy do świata realnego, ciała obu są hybrydalnymi kompozycjami różnych gatunków.
W ich bliskim sąsiedztwie z tonącej w mroku wnęki wyłaniał się Jednorożec – rzeźba Marty Pszonak. Przedstawienie fantastycznego zwierzęcia robiło wrażenie swoją wielkością i niesamowicie precyzyjnym oddaniem muskulatury. Interpretacje symboliki jednorożca są także pełne sprzeczności – średniowiecze zrobiło z niego symbol czystości i niewinności, ale przypisywano mu także ogromną odwagę i siłę. W odsłonie Marty Pszonak zdecydowanie dominuje ta druga charakterystyka – jednorożec w jej wydaniu jest majestatyczny, potężny, budzi respekt i podziw. Umieszczenie go w pomalowanej na czarno, mrocznej, obcej przestrzeni było bardzo prostym i czytelnym podkreśleniem odmienności światów, z których pochodzimy.
Po przeciwnej stronie galerii znajdowała się wyjątkowa fotografia Kuby Bąkowskiego zatytułowana Polaris 2009. Wykonana została podczas wyprawy Bąkowskiego na Spitzbergen. Artysta dołączył do grupy badaczy Polskiej Akademii Nauk, podjął trud długiej podróży i spartańskich warunków życia, aby wykonać jedną fotografię. Jego walizkę wypełniała skóra białego niedźwiedzia – symbol zakopiańskich Krupówek. Artysta przywiózł ją do miejsca, gdzie teoretycznie zwierzę powinno czuć się najlepiej. Jednak niedźwiedź „pozuje” przed obiektywem ubrany w nieprzemakalny, pomarańczowy kombinezon jakiego używają wszyscy mieszkańcy stacji badawczej. Powstała w ten sposób dziwna istota – półczłowiek, półniedźwiedź. Gest Bąkowskiego nie jest jedynie prostą kpiną ze wszelkich zdjęć typu: zapozuj z misiem, ale stawia pytania o granice fotograficznej mistyfikacji / kreacji. Nie wiemy bowiem czy artysta nie wykonał tego zdjęcia u wybrzeży Morza Bałtyckiego, ani kto skrywa się pod zwierzęcą maską, czy mamy do czynienia z człowiekiem przebranym za niedźwiedzia, czy raczej niedźwiedzia udającego człowieka.
Zwierzę pojawiło się także w innej pracy Bąkowskiego. Chłopiec i jego pies to autoportret Bąkowskiego. Zarówno figura człowieka, jak i psa odlane zostały z żywicy epoksydowej. Nie należą one raczej do kategorii mutantów czy hybryd, raczej są futurologiczną wizją kondycji człowieka. Mężczyzna ubrany w gumowy, ochronny płaszcz na plecach dźwiga zapas powietrza, do którego rurką przypominającą smycz podłączony jest jego towarzysz. Para wędrowców wygląda tak, jakby przed chwilą została wyjęta ze zniszczonego ekologicznym kataklizmem pustkowia, a przetrwanie zapewniają sobie dzięki reliktom świata, którego już nie ma. Wychudzony, lekko transparentny, pozostający w tyle pies podkreśla totalną samotność człowieka, a fragmenty niegdysiejszych osiągnięć technicznych w nowej odsłonie wydają się niezwykle prymitywne.