A jak według Pani nowe technologie wpłynęły na postrzeganie muzyki przez odbiorców?
Wiele osób narzeka na strywializowany sposób odbioru: wyrywkowość, ściąganie pojedynczych utworów na komórki i tym podobne. Ale takie zjawisko zawsze istniało – przez cały czas byli ludzie, którzy słuchali tylko Top 10 w radio i na tym kończył się ich świat. Konsumpcja muzyki jest teraz gigantyczna; nie sposób uczynić ze wszystkich koneserów. Może to jest moment odnowienia relacji z publicznością, tak by widziała, w jaki sposób pieniądze, które wyda na album muzyki, wpłyną na dalsze losy artysty i dalszą produkcję muzyki. Przejrzystość budżetu zawsze zachęca inwestora.
Wydaje mi się, że można było wprowadzić większą dozę kultury i mniej chaosu w korzystanie z nowych kanałów dystrybucji muzyki, gdyby uznane instytucje i wielkie firmy nie podchodziły przez całe lata do nowych mediów jak pies do jeża. Zamiast wykorzystać ich potencjał, przedstawiały je w najczarniejszych barwach (mp3 = piractwo = kradzież samochodu, młodzież przy komputerze = głupie gry = marnowanie czasu). Tymczasem okazuje się, że te same technologie można wykorzystać twórczo, ukształtować jakąś kulturę używania tych technologii, a nie potępiać w czambuł.
Rozwój nowych technologii to również istotne zmiany w podejściu samych twórców do sztuki. Czy dostrzega Pani owe zmiany w swojej pracy artystycznej?
Tak, bardzo dużo. Wymagają ode mnie też nowych umiejętności, na przykład wiedzy, kiedy należy wyłączyć komputer i skupić się na muzyce, piosence, którą mam napisać, i na żywej osobie, dla której zagram zaraz koncert.
W jaki sposób Pani zdaniem rozwój nowych technologii wpłynął na obecny stan polskiej kultury?
Myślę, że w dziedzinie nowych technologii nadal jesteśmy odrobinę do tyłu. Trudno mi komentować, jaki wpływ ma sieć na całą polską kulturę. Na pewno uczymy się jeszcze korzystać z tego, jak blisko, na wyciągnięcie ręki są ludzie, którzy odpowiadają za każde kolejne ogniwo procesu „dostarczania” kultury – od Twórcy i pomysłu po jego odbiorców przez całą strukturę, która tę komunikację wspiera. Musimy uczyć się korzystać z tej wzajemnej dostępności.
Podsumowując naszą rozmowę: czego w Pani odczuciu najbardziej potrzebuje dzisiaj polska scena muzyczna? Jakie wyzwania stoją przed nią w najbliższych latach?
Szczerze mówiąc, nie wiem. Zawsze przydaje się grono wariatów, którzy swój czas i pieniądze przeznaczają na wsparcie innych wariatów: takich jak my. Nie wiem, czy można na to liczyć. Ludzie nie kupują płyt „fizycznych” w takiej ilości jak kiedyś i nigdy już nie będą tego robić, więc Polsce przydałby się bardziej zdecydowany i konkretny skok w format cyfrowy. Co jeszcze? Mam wrażenie, że muzyka w swojej wszechobecności przestaje być warta wzmianki, że mniej osób ekscytuje się tym, że ktoś wychodzi i gra. Może potrzeba nam trochę rozdrobnienia, skromnej popularności na małą skalę, bez wykrzykników, skandali i nagłówków. Potrzebujemy, by publiczność poczuła, że jest częścią naszego krwiobiegu, że siedzi w tym z nami. Może wtedy wszyscy byliby zadowoleni.
Dziękuję bardzo za rozmowę.