Listopad i grudzień, w „gorączce” licznych festiwalów młodej sztuki, to szczególny czas dla artystów wchodzących na scenę artystyczną. Z jednej strony takie wydarzenia są dla nich szansą zaistnienia i odnalezienia się pośród różnorodnych kierunków oraz tendencji w sztuce, a z drugiej strony festiwale młodej sztuki mają również istotne znaczenie dla galerników i kuratorów wystaw. Warto w tym miejscu postawić pytanie o wartość, jaką dziś ma młoda sztuka. Czy aktualne kierunki w sztuce są dyktowane trendami, decyzjami i wyborami galerników i kuratorów, pieniędzmi wraz z rynkiem sztuki, czy też może istnieje jeszcze pojęcie „niezależności” młodych artystów?
Po lekturze opinii Krzysztofa Jureckiego i Bartosza Kokosińskiego zapraszamy do przeczytania wypowiedzi Jaromira Jedlińskiego – niezależnego kuratora i krytyka sztuki.
Na sugestię wyjaśnienia definicji „młodej sztuki”, a także wyznaczenia granicy między „młodą sztuką” a sztuką nie mam innej odpowiedzi niż przypomnienie, że sztuka ma długą historię, a jej istotę stanowi rezonans, przekaz, ciągłość, trwałość. Kategoria „młodej sztuki” zatem – klasyfikacja jedynie demograficzna – tak się ma do sztuki, jak nowe słoje w pniu drzewa do jego rdzenia – narastająco. Myślę, że sztuka nastaje wtedy, kiedy jej twórcy, jej adepci przekraczają ową domniemaną „granicę pomiędzy «młodą sztuką» a sztuką”. Co najważniejsze jednak, nie uważam, by ludzie sztuki nazbyt się nad tymi rozróżnieniami głowili. Tworzenie stanowi owoc konieczności i potencji, nie zaś rozumowania i premedytacji. Jak w każdej dziedzinie naszej aktywności i w sztuce są adepci, artyści początkujący i dojrzali. Choć – dodać trzeba – stopień poczucia pewności siebie często jest wyższy u adeptów i początkujących niż u tych dojrzałych. Co więcej, dojrzałość artystyczna może pojawić się także w młodym metrykalnie wieku, chociaż, w obliczu narastającego infantylizmu świata, obszary niedojrzałości raczej rosną, niesamodzielność trwa dłużej, a dziecinny egotyzm sprawia, że przez coraz dłuższy czas adepci są niegotowi do własnego wyrazu. Niezasłużony sukces niegotowego adepta sztuki kończy się źle – impotencja niedojrzałości utrwala się. Inni, widząc zewnętrzny „sukces”, chcą, by dotknęło ich to samo. To paradoks samopowielającej się jałowości! Niepokojące tendencje cechujące popularną modę, widowiska sportowe, masową rozrywkę, takie jak nietrwałość, ekscentryczność, sztuczne pobudzenie, nieważkość, w rosnącym stopniu wpływają również na główny nurt życia artystycznego.
Zaistnienie artysty w sztuce i na scenie artystycznej wobec wspólnych interesów
Zaistnienie artysty w świecie sztuki zależy w dużym stopniu od konformizmu i oportunizmu, od przestrzegania obowiązującej, poprawnej postawy i uczestniczenia w układzie interrelacji opartych na wspólnych interesach; w Polsce na posłuszeństwie wobec „grupy trzymającej rynek sztuki” – jak to niedawno celnie zostało ujęte w GF24 – na zręczności w czerpaniu korzyści z funkcjonowania na pograniczu pieniądza i kapitału symbolicznego, tego co prywatne i tego, co publiczne (vide: tak zwana Fundacja [przedsiębiorstwo] Galerii Foksal oraz tak zwane Muzeum [agencja] Sztuki Nowoczesnej). Hulaj dusza, urzędów kontrolnych czy ośrodków opinii nie ma. Jeżeli chodzi o rynek sztuki, to paru artystów ma się dostatnio, reszta – mam wrażenie – cienko przędzie.
Przedostanie się na jeszcze szerszą scenę artystyczną ułatwia podejmowanie tematów emancypacyjnych i moralizowania, wyznaczanych przez poprawnościowe rozumowanie, oraz zadzierzgnięcie więzów w niewidzialnej sieci wspólnych interesów ideowo-finansowych. De facto jest to oczywistość, przewidywalność i nuda, przy odłożeniu na dalszy plan albo wręcz odrzuceniu tego, co jest rzeczą sztuki. Pokupne jest włączenie się w polityczność i komercję, bezwzględnie podporządkowujące sobie posłusznych (wsłuchujących się w to, co słuszne) adeptów sztuki.
Owocne i obiecujące postawy artystyczne
Pośród różnorodnych postaw artystycznych obiecująca oraz owocna jest samodzielność, osobność (nawet odosobnienie), odwaga, prostota, odwoływanie się do uczuć i zmysłów (co stanowi rzecz sztuki), nie zaś oddawanie się spekulacji, socjologizowaniu czy psychologizowaniu, nie mówiąc już o nieznośnym wręcz moralizowaniu i pouczaniu uprawianym przez absolwentów szkół plastycznych. Co ciekawe, obserwuję ostatnio, że w tak pojętym „obiecującym kierunku”, to jest samodzielności i możności poruszenia odczuć odbiorcy, podążają częściej artyści-kobiety aniżeli artyści-mężczyźni. Są oczywiście także liczne przykłady stadnych postaw artystek, które – podobnie jak kierujący się stadnymi instynktami artyści-mężczyźni – prowadzą poprawną rachubę, że nie to, co odosobnione, ale to, co oportunistyczne jest wynagradzane.
Wartość sztuki, zjawiska o długim trwaniu (czy to w sensie muzealnym, czy inwestycyjnym), mierzy się dalekosiężnie, tak więc z tego, co zaledwie modne, pozostaje zwykle tyle co nic; z tego zaś, co młode, przetrwa to, co dojrzewa, a nie kwaśnieje.
Jaromir Jedliński, 24 listopada 2013 roku
©2013 by Jaromir Jedliński
6 comments
wypowiedz słuszna w zalewie politykierstwa i czołobitności wobec zjawisk w sztuce współczesnej, które na to nie zasługują, chociaż zostawia pewien niedosyt; myślę że byłoby ciekawiej, gdyby autor rozwinął ostatni wątek;
odpowiadam xyz: proszę bardzo, poniżej rozwinięcie ostatniego wątku —
http://magazyn.o.pl/2010/studium-odosobnienia-jaromir-jedlinski/
Dziękuję bardzo za linka; zaraz przeczytam; z pewnością moda na tzw. Młodą Sztukę to dyktat układu wkręconego na „biznes –art”; dorwać młodego, taniego, chętnego i z pomysłami żeby produkował na setki; samopowielające się młode woły robocze wytwarzające niezbyt radykalną „sztukę” akurat nad kanapę; w efekcie duchowość zanika, jest nawet zbędna, bo duchowość kultury to wyższa szkoła jazdy w świecie, który znakomicie się bez niej obywa. Wszędobylskie robaki biznes-artu rulez!
Drogi J.J. Czytając Twoje wypowiedzi nt sztuki , a tworzenie to moje “być albo nie być”, nie pierwszy już raz odczuwam rezonans myśli, refleksji i spostrzeżeń.
Myśli o sztuce, którymi sie dzielisz są jak mocny łyk górskiego powietrza – zdrowe i prawdziwe, w przeciwieństwie do publikacji i wypowiedzi krytycznych ,które czynią zamęt jak dym krążacy po dolinach …. Dzięki !
Poniższe cytaty odbieram osobiście:
Tworzenie stanowi owoc konieczności i potencji, nie zaś rozumowania i premedytacji.”
“Co ciekawe, obserwuję ostatnio, że w tak pojętym „obiecującym kierunku”, to jest samodzielności i możności poruszenia odczuć odbiorcy, podążają częściej artyści-kobiety aniżeli artyści-mężczyźni. ”
howk !
Droga E.B.K., tak, idzie mi o ów rezonans, ‘bing’/’dzyń’, o wibrowanie znaczeń, o wspólność doświadczania/pojmowania, kto wie, może właściwie o współodczuwanie!? Dzisiaj bowiem pomocna jest mi sztuka ucieleśniająca uczucia, aktywująca zmysły, ta pobudzająca rozumowanie jedynie – już nie. Dlaczego częściej obecnie podążają taką drogą artyści-kobiety, nie wiem tego, nie zajmuję się teorią ale praktyką i rzemiosłem, zatem po prostu to widzę i – mówiąc, czy pisząc o tym – stan ten stwierdzam.
Zgadzam się z tym co jest w artykule.Muszę powiedzieć że artystów ci u nas pod dostatkiem, ba co drugi to artysta, tylko dobrych prac jak na lekarstwo.Mam 64 lata maluję ponad 30 lat i czym dłużej maluję tym mam większe wątpliwości że to wszystko jest do kitu. Wiem że nic nie wiem.
Comments are closed.