Kilka najnowszych wersji malowania na podstawie fotografii
Żeby malarstwo było istotnym wyrazem sztuki najnowszej, musi odwoływać się do własnej historii, nie zaś do wideo, „ready-made” czy instalacji. Czy taką drogą podąży Małgosia Malinowska (dyplom ASP w Warszawie w 2009), która chce być wierna sobie i połączyć, jak kiedyś w innym medium Natalia LL, erotyzm z tradycją malarskiego obrazowania? Pozornie jej malarstwo charakteryzuje się egocentryzmem i pozą Narcyza, jest mocno seksualne albo erotyczne. Ale można w nim dostrzec tradycje wielkich mistrzów, a także aktualne odwołania, np. do sztuki erotycznej spod znaku kontynuatorów pop-artu.
Czy młoda artystka wytrwa w sposobie tworzenia, w którym twórca sam siebie podgląda? Na razie kroczy drogą, jaką wytyczyła m.in. w końcu lat 90. Magdalena Moskwa z Łodzi, koncentrując się na problemie „pokazywania własnej metafory śmierci”, a teraz rozkładu ciała, co jest niezwykle odważnym i trudnym procesem twórczym. Malinowska ukazuje zaś w formule autoportretu przede wszystkim dziwne stany emocjonalne, trudne do dokładnego zdefiniowania. Posługuje się także fotografią, ale traktowaną jako notatnik. W kontynuowanym cyklu obrazów The Lost Generation, malowanych na postawie m.in. zdjęć Juli Pirotte z II wojny światowej, którą interesował los żydowskich dzieci, zmieniła styl. W obrazach Malinowskiej znika ból i bieda widoczna na czarno-białych zdjęciach Pirotte, a w zamian pojawia się nostalgia za utraconą historią dzieci. Swoje znaczenie posiada także zastosowanie koloru, który uśmierza negatywne doznania. W ten sposób malarski kolor transformuje rzeczywistość.
Prace dyplomowe Juli Curyło z ASP w Warszawie dotyczyły zwykłych, pocztówkowych widoków Warszawy w stylu fotorealistycznym (jak z lat 70.), ale przywołującym aurę dawnego malarstwa, w tym jego funkcji reprezentatywnych, które służą ukazaniu banalności czy kiczowatości określonego miejsca, architektury, a może nawet samego malarstwa, jak miało to miejsce w rokoku. Jej obrazy są bardzo efektowne, zupełnie nie przypominają stylu Leona Tarasewicza, w pracowni którego Curyło broniła dyplom w 2009 roku. Zdecydowanie bardziej, choć może wydać się to karkołomne, kontynuuje ona tradycję akademicką z XIX wieku, m.in. spod znaku Henryka Siemiradzkiego, który do wielu swoich kompozycji używał fotografii jako migawkowego zapisu rzeczywistości, rejestrującego więcej, szybciej i przede wszystkim wiarygodniej, ale niekoniecznie prawdziwiej. W ostatnim czasie artystka odeszła od tego typu twórczości na rzecz przypominającej tradycję fotokolażu, która jest bardziej graficzna niż fotograficzna (Jeff Koons i Damien Hirst dzielą rynek sztuki).
Jakże trafny termin „fotorealizm nierzeczywisty”, zaproponowany przez malarza Bartka Otockiego (absolwent ASP w Łodzi), pasuje do twórczości, która łączy w sobie poszukiwanie obiektów w Internecie poprzez sięganie do klasyki malarstwa nowożytnego, z przekształcaniem obrazu w specjalnie skonstruowanym urządzeniu, będącym rodzajem kalejdoskopu. Artysta zastanawia się co uczynić, aby malarstwo przetrwało wobec naporu twórczości cyfrowej i zalewu obrazów. Stosuje zasadę techniki cyfrowej, przede wszystkim fotografii, do konstruowania obrazów przypominających malarstwo i fotografię surrealistów, a w sztuce polskiej grafik Romana Cieślewicza i zapomnianych fotomontaży z lat 60. Mariana Kucharskiego. Niektóre z nich to obrazy typu archetypicznego i mitologicznego, choć na nowo określone przez twórczość modernistyczną i zmediatyzowaną (termin Ryszarda W. Kluszczyńskiego).
Otocki poszukiwania i eksperymenty wizualne prowadzi w kilku kierunkach; szczególnie interesujący jest ten, w którym fragmentarycznie cytuje klasykę malarstwa światowego. Mocno wizualnie oddziałuje hybrydalny twór z jednym okiem czy inny przypominający istoty z filmu Stevena Spielberga E.T. Można postawić pytanie: czy celem malarstwa jest uzyskanie efektów cyfrowych lub scenograficznych, jak z filmu z kręgu science fiction? Praktyka twórcza młodego artysty pokaże, czy wróci on do iluzjonizmu malarstwa barokowego, czy też do poszukiwania portretu syntetycznego, jaki niewątpliwie był jednym z celów malarstwa Leonarda da Vinci. A może celem będzie tylko świat wirtualnego obrazu fotograficzno-filmowego?
Malarska Twórczość Zofii Błażko wyrasta z doświadczeń, jakie uzyskała na gdańskiej ASP, gdzie tradycja fotorealizmu opiera się m.in. na doświadczeniach prof. Teresy Miszkin. Ale Błażko studiowała także fotografię, jej twórczość posiada więc skryty wymiar fotograficzny, z charakterystycznym przerysowaniem pierwszego planu. Ważniejsza jest w jej koncepcji renesansowa tęsknota za harmonią i idealnymi proporcjami każdego obrazu. Sądzę, że fotografia w jej przypadku jest przede wszystkim środkiem, który służy formułowaniu określonej struktury malarskiej.
Jej obrazy malowane w dużym formacie przedstawiają samotne młode kobiety (Klaudia w białej sukience, 2012), w tym często również samą Błażko w intymnych sytuacjach, jakby w Vermeerowskich ujęciach. Zastanawiający jest określony stan skupienia czy rozmyślania, być może nad wyborem drogi życiowej czy podjęciem trudnej decyzji. Taki intymny portret jest cechą charakterystyczną jej dotychczasowych dokonań, które wyróżniają się także kolorystykąsięgającą tradycji czy wynikającą bardziej z tęsknoty za włoskim odrodzeniem. Artystka znajduje się jednocześnie blisko twórczości eklektycznej, jak wielu twórców z drugiej połowy XIX wieku czy też okresu międzywojennego. Pod względem estetycznym jej twórczość znajduje się blisko dokonań Tamary Łempickiej, której styl wykorzystywał doświadczenia powierzchownie interpretowanego kubizmu. Deformacja u Łempickiej miała jednak charakter dekoracyjny, zaś u Błażko bardziej fotograficzny. W jakim kierunku rozwinie się jej twórczość?
Inną postawę reprezentuje zdecydowanie bardziej surrealna niż fotograficzna Małgorzata Wielek-Manderla (po ASP w Krakowie), korzystając ze zdjęć przestępców odnajdowanych w przestrzeni Internetu oraz monideł[3]. Zofia Jabłonowska-Ratajska w tekście Małgorzata Wielek-Manderla. Zakrywanie pamięci napisała: „Odwołując się świadomie i wyraźnie do surrealistycznej i ekspresyjno-symbolicznej wizji, Małgorzacie Wielek-Manderli udało się wypracować własny rozpoznawalny artystyczny język. Najbardziej znaczącym projektem w kształtowaniu tego języka było dla niej właśnie Badanie serca z jego «obrazami, obrazkami, makabreskami», różnorodnymi wzorami oplecionymi siecią naczyń krwionośnych. Najważniejsze dla jej sposobu malowania wydają się: ornamentalny, roślinny rysunek, zawieszenie w nierzeczywistej przestrzeni figury pozbawione tożsamości”[4]. Dodam, że w moim przekonaniu konwencja tradycji nadrealistycznej znalazła w tym przypadku niezwykle trafną materializację, która ujawnia swój byt m.in. w formie przedziwnych włosów czy wyobrażeniu serca. Artystka poszukuje zatem nowej symboliki, obecnej także u innych młodych krakowskich malarzy.