W całej swojej twórczości Werner Herzog przemawia pełnym głosem o świecie, naszym miejscu w nim, o przeszłości, ale i przyszłości, która nie zapowiada się zbyt optymistycznie. Przed 50 laty rozpoczął swoją próbę opisania świata: jednocześnie ogarnięcia całości, jak i zrozumienia podstawowych praw nim rządzących. Wszystkie filmy zdają się być realizacją tego planu, zapoczątkowanego jeszcze w 1962, bo nieporadny Heraklesbył też swoistą próbą opisania świata.
Czy jednak to dzieło jest możliwe do wykonania, czy też to kolejne niewykonalne zadanie dla Heraklesa? Herzog przeskakuje z tematu na temat, bardzo często podejmuje wątki, które podsuwa mu przypadek: raz możliwość pracy z wielkim producentem, raz pozyskanie grantu z dużej sieci telewizyjnej, raz zaproszenie z wielkiej opery. Wydawałoby się, że taki tryb pracy rozprasza filmowca-filozofa, który założył sobie przed 50 laty zadanie kompletnego opisania świata. Ale czy rzeczywiście możliwy jest taki kompletny opis w zakresie sztuk wizualnych? Można by sobie wyobrazić takie dzieło filozoficzne, może nawet cykl wierszy. Ale dzieło wizualne? Dziś, w erze wszechobecnych obrazków w telewizji, internecie i telefonie? Synteza też jest raczej niemożliwa, bo zakłada kondensację wszystkich informacji, ich analizę i podsumowanie. Może dlatego Herzog tak skacze z tematu na temat? Wie, że nie dokona niemożliwego, ale próbuje. Osiągnął do tej pory wspaniałe rezultaty. Pełne przedstawienie świata jest być może niemożliwe, ale to, co do tej pory ukazał reżyser i co stanowi pewne fragmenty z tego świata to blisko 70 filmów fabularnych i dokumentalnych. Są to owoce pasji i żądzy przygód, chęci posmakowania wszystkiego, oczywiście w ramach możliwości przeciętnego śmiertelnika. Każdym filmem Herzog stara się przekroczyć te ramy. Kiedyś w rozmowach z niesłyszącymi niewidomymi, z Indianami, pasjonatami wszelkich maści, ostatnio w osobami w sytuacjach ostatecznych – oczekujących na wykonanie wyroku śmierci.
Jaki ma plan? Czy dziś, gdy kończy 70 lat, znajduje się bliżej spełnienia idealnego planu opisania świata? A może nigdy takiego planu nie było? I może tylko my, odbiorcy jego filmów, zakładamy, że ten plan powstał w jego głowie? Podarował nam wiele wzruszeń i skłonił do refleksji, czy to za mało, czy miałby odpowiadać na wszystkie pytania i objaśniać nam kompleksowo świat? To niemożliwe i nikt nie jest w stanie tego dokonać w pełni. Jednak Herzog jest jednym z tych książąt sztuki, którzy próbują i dzięki mu za to.
W 1962 zaczął tworzyć esej o człowieku, dziś jest autorem prawdziwej wizualnej encyklopedii człowieczeństwa, której poszczególne tomy nie są ułożone systematycznie, nie od A do Z, lecz wyrywkowo: raz jest to K, raz N, a raz Ł. I nawet, jeśli nigdy nie zostanie skompletowana, bo raczej z założenia jest to niemożliwe, będzie stanowiła bardzo ważny wkład tego reżysera w artystyczne studia antropologiczne.
W wywiadzie, jakiego udzielił mi Herzog w 1993 w Krakowie, wspominał, ze jedyną książką, jaka wziąłby ze sobą na bezludną wyspę nie jest powieść, dzieło filozoficzne, ani Biblia, ani nawet nie encyklopedia, lecz Słownik Oxfordzki, wszystkie 20 tomów. A że Słownik Oxfordzki jest właściwie dziełem encyklopedycznym, skojarzenie ogólnych zamierzeń i praktyki twórczej Herzoga z taka właśnie formą, nie wydaje się zupełnie nieuzasadnione.
Swoje pierwsze teksty o autorze Zagadki Kaspara Hausera zacząłem pisać, gdy Herzog był w średnim wieku, a ja byłem początkującym młodym krytykiem filmowym, współpracującym z „Nowym Wyrazem” i tygodnikiem „Literatura”, a później „Kinem” i niesłusznie zapomnianym kwartalnikiem krakowskim „Powiększenie”. Wówczas, w 1978 roku, opublikowałem pierwszy tekst o nim i nowym kinie niemieckim, pewnie nie wyobrażając sobie nawet, że po latach powstanie z tych tekstów książka i to niejedna. Ponieważ obaj jesteśmy już w średnim wieku, odważę się wyznać, że był moją pierwszą dojrzałą miłością filmową. Nie wstydzę się tego. Zresztą nie tylko ja. Mój przyjaciel, wicedyrektor najpoważniejszej instytucji filmowej w kraju też bezwstydnie wyznaje, że „kocha tego faceta”. Drugi kolega, z którym przygotowywaliśmy pierwsze retrospektywy Herzoga w Polsce, również jawnie przyznaje się do wieloletniego zauroczenia. Herzog nieobojętny jest również szefowi najstarszego i najważniejszego festiwalu filmów krótkich w kraju, który przyznał mu nagrodę Smoka Smoków. Znam jeszcze bardzo wiele innych takich osób w Polsce. I wiem, że ich liczba rośnie, a nie maleje.
Dlaczego niemiecki reżyser wzbudził tak silne emocje wśród wielbicieli kina w Polsce? Pewnie z tego samego powodu, co w innych krajach.
W maju 2013 minie dokładnie 30 lat od pierwszej retrospektywy Herzoga w Polsce pt. Wernera Herzoga esej o człowieku. Można także przyjąć, że zrealizowany w 2012 projekt Inne światy Wernera Herzoga stanowi swoiste podsumowanie 30-letniej obecności tego twórcy w naszym kraju. Przed 1983 jego filmy sporadycznie trafiały do polskich kin, kilka z nich (4) znalazło się w oficjalnej dystrybucji pod koniec lat 70. Jednak naprawdę szersza falą zaczęły docierać nad Wisłę dzięki ruchowi DKFowskiemu. Publiczność Dyskusyjnych Klubów Filmowych pokochała Herzoga miłością czystą i od pierwszego wejrzenia. Na równi z innymi ulubieńcami: Michalangelo Antonionim i Andriejem Tarkowskim. To właśnie w środowisku kin studyjnych zrodziły się idee pierwszych przeglądów kina zachodnioniemieckiego i Herzoga w szczególności. Pierwsza retrospektywę przygotował DKF Hybrydy, obszerny zestaw filmów tego reżysera był prezentowany także na 3-miesięcznym (pokazy codziennie, ponad 100 pozycji fabularnych) seminarium Niemcy jesienią DKFów Hybrydy i Kwant. Korzystaliśmy z pomocy ambasady RFN i Inter Nationes w Bonn. Według danych tej ostatniej instytucji (dziś połączonej z Goethe Institut) tak obszernego przeglądu kina niemieckiego jak Niemcy jesienią do dziś nie było na całym świecie. Później, już w latach 90., inicjatywę w organizacji przeglądów Herzoga przejął nowopowstały w naszym kraju Instytut Goethego. Oddział GI w Krakowie wydał pierwszą w naszym kraju książkę o Herzogu (zbiór tekstów krytyków polskich i niemieckich). Przygotowana została także, przy współpracy z Filmoteką Narodową, retrospektywa filmowa, na którą Herzog przyjechał (1993), a kilka lat później starannie przygotowany przegląd dokumentów (2000). Warto przypomnieć retrospektywę i Smoka Smoków dla Herzoga w ramach Festiwalu Krakowskiego (2002), ostatnio Planete+ Doc pokazał dwukrotnie wiele jego filmów oraz zorganizował master class z udziałem tego twórcy.
Pewnie był i jest jakiś ważny unikalny powód, dla którego tak ukochaliśmy w Polsce Wernera Herzoga. Pewnie jego wizualna encyklopedia przemawia do nas wyjątkowo bezpośrednio, frapując nas i skłaniając do refleksji. Ale z pewnością tak samo mocno oddziałuje na widzów całego świata, bo to twórczość niezwykle uniwersalna, ponadnarodowa, ponadwyznaniowa i ponad światopoglądowa. My, widzowie w Polsce mieliśmy to szczęście obejrzenia większości jego filmów i goszczenia go kilkakrotnie w naszym kraju. Mam też nadzieję, że te pierwsze 30 lat obecności Herzoga w Polsce to dopiero udany początek…
Ateny, grudzień 2012
Krzysztof Stanisławski