W trakcie festiwalu szansa dyskusji o Białym i być może rewizji kanonu pozostała jednak w dużej mierze możliwością niezrealizowaną. W panelu mu poświęconym udział wzięli ludzie branży, dawni współpracownicy reżysera, a dyskusja po jak najbardziej uzasadnionej części wspomnieniowej, pełnej snutych z sentymentem anegdot, nagle nabrała rumieńców przeradzając się w pełen werwy atak na polską krytykę filmową. W spokojnym Sokołowsku pojawiły się emocje, gdy twórcy zaczęli przywoływać zadawnione urazy i kreować zdumiewający obraz Kieślowskiego niszczonego jakoby przez polską krytykę (z prostego oczywiście powodu: otóż krytyka ta jest zakompleksiona, zawistna i w świecie nieobyta). Artur Barciś postulował nawet, by krytycy przeprosili Kieślowskiego, szczęśliwie nie określając czy w formie listu otwartego czy indywidualnych samokrytyk, a także gdzie owe przeprosiny powinny zostać zaadresowane. Na sali nie brakowało jednak gości z Czech, którzy z właściwą sobie swobodą tonowali anty-krytyczny sabat podkreślając, iż zjawisko różnych ocen twórczości artysty w kraju i zagranicą jest fenomenem powtarzającym się w różnych krajach i na obszarze różnych sztuk.
Możliwość wspomnianej rewizji kanonu pozostaje zaś niezrealizowana przede wszystkim dlatego, że brakowało w panelu głosu krytyka lub filmoznawcy. Temat recepcji Białego czy w ogóle recepcji Kieślowskiego jest z pewnością ponownie wart podjęcia, ale w duchu kontynuacji poświęconych mu wcześniejszych studiów Mirosława Przylipiaka, czyli w ramach precyzyjnej analizy, w której zrozumienie różnych społecznych uwarunkowań i estetycznych wartościowań będzie ważniejsze niż osobiste resentymenty ludzi branży. Przykładu tego typu wszechstronnej interpretacji dostarczył zresztą w Sokołowsku w roku 2012 Tadeusz Lubelski podczas wykładu o recepcji Bez końca, czyli innym filmie Kieślowskiego niechętnie przyjętym przez polską krytykę.
Tematów do tego rodzaju dyskusji nie brakuje. Jednym z nich jest kwestia poruszona przez rektora szkoły filmowej w Łodzi Mariusza Grzegorzka w czasie kolejnego panelu . Mówił on o radykalnej dysproporcji w traktowaniu twórczości Kieślowskiego zauważalnej pomiędzy polskimi i zagranicznymi studentami szkoły. Otóż ci pierwsi niemal w ogóle nie powołują się na dorobek reżysera Przypadku, jako punkt odniesienia traktując dziś Hasa czy Polańskiego. Studenci zagraniczni natomiast często wskazują fascynację Kieślowskim jako główny powód podjęcia studiów w Łodzi, a mówiąc o swoich wzorach w co drugim zdaniu mozolą się z deklinacją jego nazwiska. Organizująca festiwal fundacja In Situ jest dysponentem archiwum po reżyserze, przekazanym przez Marię Kieślowską, część zbiorów uzupełniła też darowizna od Stanisława Zawiślińskiego. W tym roku okazało się, że Sokołowsko nie jest miejscem zbyt odległym dla Marina Karmitza, ale też dla Alaina Martin – francuskiego autora trzech książek o Kieślowskim. Realnym wydaje się więc pomysł uczynienia z archiwum międzynarodowego instytutu i miejsca spotkań badaczy analizujących twórczość reżysera.
Zadowolić ducha
Wiąże się to z kolejnym pytaniem o festiwal w Sokołowsku. Impreza pozostaje wydarzeniem o niekwestionowanym uroku, zawsze jednak w przypadku rodzących się dopiero festiwali pojawia się kwestia ich dalszego rozwoju. Festiwal poświęcony kultywowaniu pamięci reżysera jest wydarzeniem równie chwalebnym, co w dalszej perspektywie grożącym uwiądem w sytuacji monotonii wspomnieniowych rytuałów i podtrzymywania kultu. Sprawnie rozwijający od trzech lat imprezę organizatorzy zdają sobie z tego sprawę. Pozostaje więc nadzieja na rozwój tej specyficznej imprezy poprzez silniejsze zaangażowanie środowiska krytyków i filmoznawców, sprzyjające pogłębionej (nie zaś paralelnej do pytania dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość?) dyskusji o spuściźnie Kieślowskiego. Przede wszystkim jednak specyfika miejsca skłania do ukształtowania wydarzenia na podobieństwo festiwalu Kameralne Lato w Radomiu, czyli połączenia go z tygodniowym warsztatami dla twórców amatorskich i studentów szkół filmowych oraz uczynienie z wydarzenia forum prezentacji młodego kina. Dobrym zwiastunem tego rodzaju zmian były już tegoroczne pokazy laureatów wrocławskiego festiwalu filmów szkolnych Eureka oraz fakt, że organizatorzy znaleźli w programie miejsce na zaprezentowanie filmu uczestnika sokołowskich krytyczno-filmowych warsztatów – nastoletniego Horacego Muszyńskiego. Warto pomyśleć o tym przede wszystkim dlatego, że tego rodzaju profilowanie imprezy pozwoliłoby na trwałe wpisanie Hommage à Kieślowski na mapę rodzimych festiwali filmowych. Unikalny klimat panujący w jego trakcie sprawia, że zasługuje na to jak mało które wydarzenie. W czasie większości festiwalowych paneli i wspomnieniowych relacji padało sformułowanie o odczuwanym duchu patrona imprezy. Biorąc tego rodzaju ryzykowne metafizyczne supozycje za dobrą monetę, można wysnuć skromne przypuszczenie, iż taka właśnie ewolucja imprezy wspomnianego ducha najbardziej by zadowoliła.