Repertuar polskich kin został niedawno wzbogacony o niecodzienne wydarzenie – podzielony na piętnaście odcinków dokument próbujący objąć pełną historię filmu. W kilkunastogodzinną wędrówkę po ścieżkach rozwoju X muzy zabiera widzów Mark Cousins, pochodzący z Irlandii krytyk i jednocześnie twórca filmowy. W czołówce reżyser obiecuje osobiście (bo sam jest narratorem) spektakularną opowieść o innowacjach, zaistniałych przez 12 dekad na 6 kontynentach w tysiącu filmów. Czy dotrzymuje obietnicy?
Rzeczywiście, Cousinsa interesuje poruszanie się po mapie kina z ciągłym zapytaniem: co nowego? Swoją strategię przedstawia obrazowo w ostatnim odcinku. Posługując się anegdotą o zaskakującym pojawieniu się goryla w komedii z Flipem i Flapem, poszukuje wciąż rzeczonej małpy jako metafory nowatorstwa w rozwoju sztuki filmowej. Tropienie „goryla” czasem ma dość oczywisty przebieg, gdy Cousins mija dobrze znane kinomanom historyczne kamienie milowe, jak te oznaczone etykietami „ekspresjonizm niemiecki” albo „Nowa Fala”. Często jednak trafiamy na mniej uczęszczane szlaki, nie zadeptane jeszcze przez filmoznawców. Na nich spotkać można choćby „chińską Gretę Garbo” i takich filmowców z Senegalu, jak: Djibril Diop Mambéty czy Ousmane Sembène. Czuje się, że irlandzkiego reżysera interesują ekranowe reprezentacje miejsc, które sam, będąc zapalonym podróżnikiem odwiedza i oddanie hołdu podobnym sobie pasjonatom, tworzącym z czystej miłości do kina.
Fragmenty filmów i wypowiedzi twórców Cousins przetyka statycznymi (choć czasem odpowiednio modyfikowanymi plastycznie) kadrami z krajów, które odwiedził i osobiście i za pośrednictwem kinowych seansów. Wydaje się, że na zasadzie sprzężenia zwrotnego jego odyseja filmowa napędza indywidualne peregrynacje i vice versa. Nie dziwi więc, że swe eskapady reżyser kończy pod pomnikiem w Burkina Faso, uczestnicząc w zbiorowym tańcu ku pamięci zmarłych ludzi kina, a nie celebrując splendor twórców filmowych na europejskich festiwalach czy hollywoodzkich bankietach.
Cousins z pewnym lekceważeniem powtarza frazę o „hollywoodzkiej bańce” jako kinie niepoważnym i odklejonym od rzeczywistości. Nie obnosi się może jak niektórzy rodzimi krytycy z jawną pogardą dla kina mainstreamowego i potrafi oddać cesarzowi co cesarskie, poświęcając sporo uwagi choćby Jamesowi Cameronowi. Już jednak wysokobudżetowe franczyzy spod szyldu uniwersów Marvela, Tolkiena czy Harry’ego Pottera Cousins pomija. Z kolei oglądając materiały poświęcone Tarantino można odnieść wrażenie, że jego jedynym wkładem w historię kina jest wprowadzenie gadaniny w tradycyjnie nieme sceny, bo całą resztę twórca „Wściekłych psów” skopiował z filmów Ringo Lama i spółki.
Całkiem zrozumiały jest natomiast zachwyt „Odyseją filmową” Romana Gutka, który obejrzawszy dzieło Cousinsa na jednym z festiwali postanowił pokazać je w Polsce. „The Story of Film” wielbi bowiem filmową egzotykę, ale przede wszystkim kinowych modernistów i neomodernistów. Bergman, Bresson, Pasolini, Antonioni, Fassbinder, Greenaway, Kiarostami, von Trier, van Sant, Tsai Ming-liang. Można by z tych nazwisk ułożyć kolażową reklamę polskiego dystrybutora, gdyby wcześniej już podobna reklama nie powstała. Idea poszukiwań „goryla” przez Cousinsa do pewnego stopnia pokrywa się z założeniami festiwalu Nowe Horyzonty i nic dziwnego, że to właśnie tam odbyła się krajowa premiera filmu. Zaproszony z tej okazji reżyser dał się poznać jako osobnik otwarty i bezpretensjonalny, chętnie dzielący się z publicznością swoimi filmowymi doświadczeniami. Warto przyjąć jego zaproszenie do dłuższej kinowej autotematycznej podróży, nawet jeśli wiele z proponowanych tras tej wycieczki już nieźle znamy.