1
Umarł Mrożek, czy może raczej – pozostając przy retoryce medialnych reakcji na ten fakt – „odszedł wielki pisarz”. Odszedł i natychmiast pojawił się zalew wspominkowych tekstów, biograficznych rekonstrukcji i literackich komentarzy, sławiących twórczość „polskiego klasyka”. Entuzjasta absurdalnej poetyki, pozwalającej swobodnie deformować i obnażać paradoksy PRL-owskiej rzeczywistości, dostaje pośmiertnie tekstowy pomnik pamięci. Mrożek przez lata funkcjonował w zbiorowej wyobraźni przede wszystkim jako narodowy satyryk, który po mistrzowsku destylował i przekuwał na literacką formę absurdy otaczającej nas rzeczywistości. Na tej płaszczyźnie jego rola jest trudna do przeceniania. Ciężko wyobrazić sobie II połowę XX wieku bez Tanga czy Emigrantów, tak samo jak niemożliwe jest pomyślenie o kulturze popularnej PRL-u bez filmów Stanisława Barei. Dla samego autora było to jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem. Zyskał sławę i popularność, o której zawsze marzył. Jednak zapłacił za to wysoką cenę – stał się klasykiem. Co gorsza, stał się polskim klasykiem. Jego twórczość została jednoznacznie zaszufladkowana, jego dzieła nie sposób już interpretować bez wskazywania na poetykę absurdu i ironii. Pisarstwo Mrożka podzieliło los twórczości Gombrowicza, łatwo sprowadzanego do kilku klisz – „gęba”, „forma”, „upupienie”. Po latach różnych propozycji lekturowych, Gombrowiczowskim tekstom udało się przekroczyć impas czytelniczych frazesów. Teksty Mrożka wciąż czekają na tego rodzaju uwolnienie.
Nie możemy go zagwarantować w niniejszym artykule. Możemy jednak zapewnić, że nie będzie to anegdotyczna opowieść o życiu Mrożka (takich z pewnością pojawi się najwięcej). Nie będzie to również radykalna i wywrotowa próba zmiany paradygmatu lekturowego (potrzebna, ale przecież nie w tym miejscu). Będzie to szkic nawiązujący do pewnej osobisto-tekstowej obsesji Mrożka. Bo czy zastanawialiście się, dlaczego w autobiograficznym Baltazarze tak często powraca kwestia łazienki? Do czego Mrożkowi potrzebna była łazienka? I jaki to wszystko ma związek z jego pisaniem?
2
Baltazar to książka niezwykła pod wieloma względami. Przede wszystkim ze względu na okoliczności, w których powstawała. Utwór ten daje się czytać jako heroiczna walka o odzyskanie pamięci i języka. Mrożek mozolnie, krok po kroku, rekonstruuje swoją przeszłość. To nie jest książka literacka, przynajmniej nie w sensie ścisłym. Autor nie bryluje w niej stylem, nie błyska typowym dla siebie humorem. Niczego nie ubarwia, niczego nie dodaje. To zapis procesu odzyskiwania pamięci, ergo rekonstruowania tożsamości. Zbudowana jest na zasadzie enumeracji – Mrożek wymienia kolejne zdarzenia i osoby ze swojego życia, z rzadka jedynie je komentując. Powstaje tym samym rodzaj palimpsestu, który daje niepowtarzalną możliwość wglądu w strukturę pamięci pisarza. I nie chodzi tu próbę stworzenia psychoanalitycznego klucza dla lektury tekstów Mrożka. Taki projekt byłby z jednej strony nieuczciwy, z drugiej chybiony. Można jednak pokusić się o wydobycie jednego, notorycznie powracającego wątku.
Mrożek, co sam wielokrotnie podkreślał, miał obsesje przestrzeni, a właściwie jej braku. Już w najwcześniejszych wspomnieniach pojawia się wątek ciasnoty. Zaczyna się od domu rodzinnego, szybko porzuconego z powodu wojny, która zmusiła go do tułaczki od jednej rodziny do drugiej. Wszędzie ciasno i brak choćby namiastki prywatności. Po wojnie Mrożek dzieli niewielkie mieszkanie z ojcem, co jest powodem licznych frustracji i upokorzeń. Dlatego też stara się od niego jak najszybciej wyprowadzić. Znajduje kąt u rodziny swojego przyjaciela. „Na strychu u Herdegena miałem przynajmniej spokój. Miałem łóżko i nie miałem żadnych sąsiadów dookoła. Myłem się w zimnej wodzie pod kranem, chodziłem spać o najróżniejszych porach, a rodzina Leszka, choć liczna, bynajmniej mi nie przeszkadzała”[1]. Później, w wyniku rozmaitych życiowych perturbacji, a także za wstawiennictwem przyjaciela, Adama Włodka, Mrożkowi udało się uzyskać mikroskopijny pokój w słynnej już kamienicy przy Krupniczej 22, gdzie mieścił się Dom Literatów. „Całe mieszkanie składało się z jednego pokoju. W dodatku pokój był mały. Miał pięć metrów na trzy i żadną miarą nie można było wstawić w nim więcej rzeczy, niż to było konieczne. […] Za węgłem po lewej stronie była mikroskopijna umywalka, a nad nią lustro”[2]. Kilka lat później, gdy zdobył już pewne uznanie w świecie literackim, został zaproszony do Sopotu, gdzie wraz z innymi autorami zamieszkał w Grand Hotelu. We wspomnieniach z tego wyjazdu dominuje opis warunków lokalowych. „Osuwałem zasłonę, aby sprawdzić, jaka jest pogoda. Wtedy akurat panowała ostra zima i morze było zamarznięte. Potem korzystałem z łazienki, której w Krakowie nie miałem”[3]. Wątek związany z rozkoszowaniem się prywatnością przestrzeni powraca jeszcze na kartach Baltazara wielokrotnie, szczególnie podczas wyjazdów na zachód, które każdorazowo są dla pisarza gigantycznym szokiem kulturowym.
Motyw łazienki nie jest jednak jedynie autobiograficznym wspomnieniem, obecny jest również w wielu tekstach literackich Mrożka. Wczesny dramat zatytułowany Męczeństwo Piotra Ohey’a jest cały zbudowany wokół problemu łazienki – tytułowy bohater i jego rodzina zostaje pozbawiona dostępu do tej części swojego mieszkania, ponieważ zalęgł się w niej tygrys. Ohey zostaje męczennikiem, gdyż ginie w heroiczno-groteskowej walce o własną łazienkę.
Z kolei dramat Szczęśliwe wydarzenie otwiera taki oto dialog:
MĄŻ: co się tyczy używalności łazienki, to my sami, ja, moja żona i mój ojciec, nie używamy jej wcale. Więc i pan nie będzie odczuwał jej braku.
PRZYBYSZ: (potrząsając gazetą) Ale w ogłoszeniu stoi wyraźnie.
MĄŻ: Co?
PRZYBYSZ: O łazience.
MĄŻ: Co pan mówi. Gdzie?
PRZYBYSZ: O, tutaj (czyta). „… łazienka stylowa. Marmur…”.
[…] PRZYBYSZ: Ale nie ma łazienki.
MĄŻ: Nie ma. Ale zapewniam pana, żeby gdyby była, przeszłaby pańskie najśmielsze oczekiwania. Byłaby wprost niezwykła” […][4]
Obsesyjna potrzeba łazienki wiąże się z pragnieniem posiadania intymnego miejsca, prywatnej przestrzeni, która będzie (przynajmniej na chwilę) dawała możliwość wyizolowana się ze świata pełnego innych, obcych ludzi. Tymczasem zarówno Mrożek, jak i bohaterowie jego dramatów wciąż natrafiają na miejsca, w których przestrzeń ta okazuje się problematyczna. Łazienka to miejsce separacji, to spodnia strona życia, która daje wgląd w tę najbardziej prywatną, nierzadko mroczną, stronę podmiotowości. Zamykając drzwi do łazienki spodziewamy się całkowitej samotności, o którą przecież trudno żyjąc w wynajmowanym pokoju. Być może właśnie z tego powodu wychodzący spod prysznica Jacques Derrida zdziwił się, gdy znalazł w łazience patrzącego na niego kota. Być może też dlatego młody Marcel Proust chował się w toalecie na piętrze, gdzie miał poczucie całkowitego wycofania się z rzeczywistości. To wycofanie ze świata było dla Prousta warunkiem możliwości tworzenia. Pisanie to aktywność wymagająca zredukowania świata do samotnej przestrzeni, np. przestrzeni łazienki, w której zawieszeniu ulega konieczność międzyludzkiej kreacji. Mrożek i jego bohaterowie szukają azylu dającego poczucie autentyczności właśnie w przestrzeni łazienki. Alienacja może być bowiem sposobem na bliższy kontakt ze sobą, na swoiste wzmożenie poczucia samego siebie. Dość przecież przypomnieć, że bohater krótkiej powieści Jeana-Philippa Toussaint’a (o wiele mówiącym tytule Łazienka) przenosi się wraz ze wszystkimi rzeczami właśnie do łazienki, gdzie zamierza spędzić resztę życia.
3
Jan Błoński zdiagnozował w pisarstwie Mrożka osobliwą prawidłowość. Otóż Mrożek pisał tak, jakby nie potrafił unieść treści „w stanie naturalnym”, tylko wciąż musiał wznosić się na poziom udziwnienia, absurdu i groteski. Doskonałą metaforą tej nieumiejętności są powracające wciąż motywy braku łazienki, jako przestrzeni autentycznego bycia. Bo jeśli to najbardziej intymne pomieszczenie okazuje się iluzją, to iluzją jest też możliwość uchwycenia czegokolwiek „w stanie naturalnym”.
Życie intymne bohaterów Mrożka jest zawsze naznaczone pewną instytucjonalnością. Czasem jest to niespodziewane pojawienie się urzędnika państwowego, innym razem barierą dla prostych, międzyludzkich kontaktów jest jakaś abstrakcyjna norma prawna. Bezpośredniość kontaktów zawsze nosi znamiona pewnej naddanej regulacji, przez co dotarcie do autentycznego doświadczenia nigdy nie jest możliwe.
To, co odczytywane było jako satyra na PRL-owską rzeczywistość, można potraktować w szerszym kontekście jako symptomatyczną opowieść o teatralizacji i udziwnianiu rzeczywistości, do której nie sposób dotrzeć inaczej, bo jej „stan naturalny” jest zawsze współdzielony. Tak, jak i łazienka, która traci swoją ochraniającą i izolującą właściwość.
Pisarstwo udziwnione jest więc sposobem na obudowanie rzeczywistości w momencie, w którym jej stan naturalny okazuje się nieosiągalny. Pisarstwo udziwnione rodzi się być może wówczas, gdy za przestrzeń twórczej samotności służy mikroskopijna umywalka w rogu pokoju.