Kiedy myślę „Miron Białoszewski”, samoistnie rodzi mi się w głowie „poeta osobny”. Kiedy do tej sztampowej już mocno myśli Artura Sandauera dodam myśl kolejną „Warszawa”, wychodzi mi następna, tym razem językowa kalka – Warszawa, miasto osobne, a więc prawie Roma, città apperta (Rzym, miasto otwarte, czyli tytuł genialnego filmu Rosselliniego). Przymierzając się więc do artykułu o Warszawie, mieście widzianym przez pryzmat twórczości Białoszewskiego (w kontekście wystawy „Warszawa Białoszewska” zorganizowanej przez Muzeum Literatury w Warszawie), bezwolnie daję się ponieść tak typowym dla Mirona meandrom myśli i skojarzeń. I to by było na tyle, jeśli chodzi o to skojarzenie, bo dla Białoszewskiego Warszawa to nie miasto osobne, ale zupełnie własna, wewnętrzna tkanka, bo wchłonął ją jak wszystko inne i przemodelował na swój obraz i podobieństwo. Jak wszystkie miasta, kraje i kontynenty, które odwiedził, jak wszystkich ludzi, z którymi rozmawiał.
Fakty.
Białoszewski był warszawiakiem. I to w znaczeniu niemalże mitycznym – ponieważ był warszawiakiem przedwojennym, okupacyjnym, powstaniowym i powojennym. Znał więc Warszawę jak własną kieszeń – topograficznie, socjologicznie i emocjonalnie; była to jego kraina dzieciństwa, młodości. Spędził w niej wreszcie całe życie. Tutaj miał rodzinę najbliższą i tę daleką – ciotki, kuzynów, dalekich wujków. We wrześniu 1939 roku uciekł z kapitulującej stolicy, ale wrócił do niej, żeby oglądać jej powolną agonię okupacyjną i spektakularną, gwałtowną śmierć powstaniową. W Warszawie mieszkał także po wojnie. Tutaj tworzył, pędził swój dziwny, osobny żywot. Tutaj wreszcie osiągnął sukces, zestarzał się i zmarł. Znał Warszawę, której teraz już nie ma, widział jej śmierć, odbudowę i stawanie się Warszawą, jaką znamy obecnie. Ale przejdźmy do faktów.
Miron przedwojenny i okupacyjny to Wola. A konkretnie Chłodna 40. Wola była wtedy dzielnicą polskich robotników, wyrosłą na polu elekcyjnym królów Polski. Dzielnicą opierającą się o Powązki i Muranów z gettem, pełną przedwojennych kamienic i suteren. I lokalnego kolorytu. Nie była tak kosmopolityczna i wystawna, jak sąsiednie Śródmieście, ale za to typowo warszawska. Po prostu. Z Woli Miron ucieknie w pierwszych dniach Powstania, dzięki czemu uniknie losu wielu swoich sąsiadów, wymordowanych podczas słynnej Rzezi Woli. Chłodna stała się także punktem wyjściowym do powstańczej odysei, którą opisał w Pamiętniku z powstania warszawskiego. W tej odysei kolejne adresy to schrony, piwnice i gruzy Śródmieścia i Starego Miasta.
Miron powojenny to natomiast trzy zaledwie adresy: Dwa pierwsze to Śródmieście, ostatni – Prawobrzeżna Warszawa.
Poznańska 37, m. 5 – okolice mieszkania Mirona, które zajmował już od 1945 roku, były miejscem szczególnym, było to bijące serce powojennej Warszawy. Jeden z nielicznych fragmentów miasta, który ocalał od wojennego zniszczenia. Przedwojenna Warszawa w miniaturze, w sąsiedztwie słynnego i istniejącego do dziś hotelu Polonia, obok której w niedługim czasie wyrósł symbol Nowej Warszawy – Pałac Kultury i Nauki. Mieszkanie – a raczej salon z fortepianem, które dzielił Miron na początku z matką i ojcem, a po ich wyprowadzce, podzielone na dwie klitki (w drugiej mieszkał sublokator), zajął sam, tworząc w niej swoją pustelnię. I poezję. To tutaj powstał słynny wiersz „Ach, gdyby nawet piec zabrali…” (świadectwo tej epoki w życiu Białoszewskiego, kiedy wyprzedawał się ze wszystkiego, żeby móc pozwolić sobie na swoje leżenia i poezję).
Plac Dąbrowskiego 7, m. 13. Serce historycznej Warszawy – okolice Ogrodu Saskiego, niedaleko Nowy Świat i Stare Miasto. Miron mieszkał tutaj od 1958 roku. Dzielił je z Leszkiem Solińskim – najpierw partnerem, później przyjacielem i opiekunem. Tutaj funkcjonował Teatr Osobny (1959 – 1963), a także towarzyski salon Mirona. Na Placu Dąbrowskiego pojawiły się takie osobistości jak Allan Ginsberg, Jean Paul Sartre, czy Simone de Beauvoir. A właściwie przewinęły się, ponieważ Miron nie orientował się kim Ci ludzie byli, kiedy kręcili się po jego pokoiku, pełnym wypalonych główek aniołków z bieszczadzkich cerkwi i rekwizytów teatralnych (a więc także rupieci).
Lizbońska 2, m. 62. Ogromne blokowisko na Saskiej Kępie, na lewym brzegu Wisły – zwane powszechnie „Chamowem” (tak właśnie Miron zatytułował swoją powieść napisaną w 1975 roku, zaraz po przeprowadzce z placu Dąbrowskiego, wydaną jednak dopiero w 2009 roku). Ostatni adres Mirona, również znaczący, jeśli przypomnimy sobie tak liczne wspomnienia z Pamiętnika, w których tęsknie wypatruje drugiej strony Wisły, jako miejsca gdzie nie ma piekła powstaniowego, skąd idzie odsiecz, wybawienie. Nowe mieszkanie Mirona – kawalerka w mrówkowcu stanie się miejscem płodności twórczej. Poza prozą: Chamowem, Obmapowywaniem Europy, AAAmeryką, Zawałem powstał tutaj także pierwszy od lat tom wierszy Odczepić się. Tutaj także Miron pisze swój Tajny Dziennik.
Właściciel Warszawy, piewca Marszałkowskiej
Warszawa Białoszewskiego to jego szara naga jama. Jama, w której się kryje, w której umościł sobie posłanie. Przez wiele lat egzystowania jako abnegat, dezerter z prawdziwego życia, aktywny w nocy a śpiący w dzień amator dopalaczy i usypiaczy, pracujący na sławę poety osobnego, wchłonął z tej Warszawy ile akurat było mu potrzebne. Czuł się w niej bezpiecznie – w jamie, macicy, od której oddzielała go (i łączyła) pępowina kontaktów towarzyskich. Sieć obserwacji. Siatka wywiadowcza.
Warszawa Białoszewskiego to nie jest twór samoistny. Nie jest po prostu układem urbanistycznym o określonej siatce ulic. Jest przedłużeniem jego układu nerwowego i krwionośnego. Chwilami to połączenie nabiera cech dramatycznego symbolizmu, jak wtedy, kiedy pierwszy zawał serca zaskakuje Mirona w podziemiach Dworca Centralnego, a więc w komunikacyjnym sercu stolicy i kraju.
To Warszawa żyje rytmem jego życia, nie odwrotnie. Tak jak sam decyduje o swoim cyklu życiowo-twórczym, tak samo miastu narzuca swoje widzimisię („z dnia robię noc / czarne okna, śpię / z nocy dzień / chodzę, czytam, jem”). W swoim mieszkaniu na Lizbońskiej zamalował okna, żeby słońce (i cała zewnętrzna rzeczywistość) nie zaburzało mu jego rytmu, żeby mógł sam decydować, kiedy zechce wyjrzeć i ze swojego dziewiątego piętra doglądać swoich włości. Swojej Warszawy, tej którą wielokrotnie, wciąż od nowa opisywał w Pamiętniku, w Donosach rzeczywistości, Szumach, zlepach, ciągach, w Chamowie. Bo dla Mirona Warszawa to temat niewyczerpywalny.
1 comment
Ejże! Saska Kępa jest na PRAWYM brzegu Wisły!
Comments are closed.