W zupełnie innym tonie utrzymane są dzieła Jana Brueghla Starszego, nazywanego Aksamitnym, a także Kwietnym. W porównaniu ze swoim nieco bezbarwnym bratem, Jan Starszy prowadził bujne życie towarzyskie, a także odbył liczne podróże do Włoch, które stały się dla niego źródłem inspiracji. Nawiązał także bliską przyjaźń z Rubensem, który zachwycił się jego niebywałym talentem i niejednokrotnie wspólnie malowali. Kompozycje Jana Starszego, wyróżniały się specyficznym użyciem jaskrawych kolorów, które przywołują na myśl prace miniaturzystów z dworu burgundzkiego[3]. Cechą charakterystyczną jego twórczości stały niezwykle szczegółowe i realistyczne obrazy martwej natury. Odwołują się one bezpośrednio do idei vanitas, podkreślającej marność i kruchość ludzkiego życia. Idealnym synonimem tego pojęcia stały się kwiaty, ulegające powolnemu rozkładowi, krusząc się i gwałtownie rozpadając, by ostatecznie poddać się niszczycielskiemu działaniu tanatomofrozy. W pracach Jana widoczna jest obecność człowieka w przestrzeni Misterium mortis, w której dotyka tajemnicy własnego istnienia w podświadomych rejestrach. W tym przypadku symbolizują je kwietne obrazy artysty, które można obejrzeć na wrocławskiej wystawie. W swoich dziełach Jan namalował przeszło 58 gatunków kwiatów.. Co ciekawe, kompozycje kwiatowe, które powstawały za czasów Jana Starszego stały się podwaliną do gruntownych badań natury, powstając w okresie rodzącego się zainteresowania botaniką i całym światem przyrody[4]. Kiedy Jan Starszy umiera na cholerę, Rubens nawiązuje współpracę z jego synem, Janem Młodszym, u którego pojawiają się wątki eksplorowane przez jego przodków, czyli eschatologia, pejzaże, wplatanie moralizatorskich wątków, a także badanie zmysłów, o czym można się przekonać oglądając jego „Alegorię zapachu” czy „Alegorię słuchu”. Jan Młodszy nie próżnował – spłodził jedenaścioro dzieci, z których piątka stała się malarzami. Ostatnią gałęzią artystycznego rodu, staje się Abraham, zwany też Burzliwym, który w swojej twórczości zajmował się głównie pejzażami i martwymi naturami, które zachwycają szczegółowością i precyzją wykonania.
Legendarna rodzina Brueghlów nieustannie inspiruje. Do dnia dzisiejszego można zarejestrować ich silną obecność we współczesnej kulturze, zafascynowanej symbolicznym wymiarem ich twórczości. W 1939 roku Wystan Hugh Arden, jeden z najwybitniejszych brytyjskich poetów, na fali swoich zainteresowań działalnością Brueghlów, stworzył wiersz inspirowany „Upadkiem Ikara” Pietera Starszego. To właśnie jego obrazy zafascynowały go najbardziej. Auden, całokształt twórczości Bruegla traktuje jako niezwykle trafną wizję świata, opartą na wszechstronnych powiązaniach ironii, krytyki oraz stoicyzmu, dzięki którym artysta potrafił ująć cierpienie jednostki ludzkiej, zepchniętej na margines społeczny w wyniku ważnych wydarzeń historycznych[5].
Po twórczość Brueghlów upomniała się także kinematografia, choć trzeba przyznać, że największą inspiracją dla X Muzy był w tym przypadku założyciel malarskiego rodu. Włoski reżyser, Pier Paolo Pasolini w swoich dwóch filmach, „Dekameronie” (1971) i „Opowieściach kanterberyjskich” (1972), dzięki malarskim realizacjom Pietera Starszego odnajduje ich groteskowość jako wykładnię swojej wyobraźni, przedstawiając brutalną rzeczywistość, która demaskuje współczesne ideologie[6]. Bezpośrednie nawiązania do twórczości Pietera Starszego można także odnaleźć w filmie Andrieja Tarkowskiego „Solaris” (1972). Bohater filmu, Kris, na krótkim filmie amatorskim, nakręconym, kiedy był jeszcze dzieckiem, ogląda niszczejące pamiątki w biblioteczce rodzinnego domu. Widzi kolekcję kopii obrazów Bruegla, wśród których jest między innymi „Upadek Ikara”, „Żniwa” i „Myśliwi na śniegu”[7]. Również na naszym polskim poletku, można odnaleźć inspiracje twórczością Pietera Starszego. Lech Majewski w swoim obrazie „Młyn i krzyż” (2010) postanowił zmierzyć się z realizacją filmu na podstawie książki Michaela Gibsona, w całości poświęconej obrazowi „Droga krzyżowa” (1564), autorstwa Pietera Starszego. Sam obraz zachwyca wyjątkową urodą kadrów i niezwykłą scenografią, chociaż krytycy prześcigali się zarówno w pozytywnych, jak i negatywnych opiniach, nazywając obraz Majewskiego „obezwładniającym” albo przeciwnie: „tworem sztukopodobnym” czy „wizualną wydmuszką”.
Tymczasem badacze współczesnej kultury analizują twórczość Pietera Starszego w kontekście kategorii Innego. Peter Burke w swojej książce „Naoczność. Materiały wizualne jako świadectwa historyczne”, bierze na warsztat klasyczne obrazy największych twórców sztuki, rozpatrując je w ramach kulturowej historii obrazów. Naoczność jest w tym przypadku głównym wyznacznikiem jego dociekań: „W tym studium przyjąłem założenie, że wizerunki nie są ani odbiciem rzeczywistości społecznej, ani systemem znaków pozbawionych związku z rzeczywistością społeczną, lecz mieszczą się w szerokim spektrum rozciągającym się pomiędzy tymi skrajnościami. Świadczą one o stereotypowych, lecz stopniowo zmieniających się sposobach postrzegania przez jednostki bądź grupy środowiska społecznego, w tym świata własnej wyobraźni”[8]. O owych stereotypach, Burke pisze w kontekście obrazu „Wesele chłopskie” (ok.1566) Pietera Bruegla Starszego, który, według badacza, został namalowany w tradycji miejskiej satyry. „Na przykład na pierwszym planie dziecko ma na sobie zbyt dużą czapkę; mężczyzna siedzący przy końcu stołu zanurzył usta w dzbanie; mężczyzna roznoszący potrawy nosi łyżkę zatkniętą w czapce (co w XVI wieku prawdopodobnie było oznaką grubiaństwa, podobnie jak o jedno pokolenie wcześniej w Anglii postrzegano umocowany za uchem ołówek)”[9] – konstatuje Burke. Według niego, ta dość negatywna w swoim wydźwięku tradycja malowania była wpływowa i rozpowszechniona, co wywierało wpływ na szerzenie się niepotrzebnych uprzedzeń. Stąd też wniosek badacza, że wizerunki Innego, przesycone stereotypami, zadają kłam stwierdzeniu, że przedstawienia obrazowe zasługują na poważne traktowanie jako świadectwa historyczne. Choć trzeba przyznać, że są one jedyne, jakimi można dysponować, rekonstruując czy też odtwarzając zamierzchłe historie z przeszłości. Każde spojrzenie, nawet artysty, uwarunkowane jest subiektywnymi obserwacjami, które doskonale widać w twórczości całej rodziny Brueghlów.
Wrocławska wystawa jest jedyną w swoim rodzaju okazją do bliższego poznania twórczości uzdolnionego klanu, która zmusza do intensywnych przewartościowań w kontekście współczesnego malarstwa, będącego aktualnie na poboczu artystycznych działań. Ekspozycja przywraca siłę temu medium, które stało się dzisiaj niewystarczającym środkiem do definiowania rzeczywistości, podkreślając pierwotność i sugestywność malarskiej kreacji. Staje się także próbą odczytania dzieł flamandzkich artystów na nowo, spojrzenia na nie z nowoczesnej perspektywy, zwłaszcza, że podejmowane przez malarski klan tematy śmierci, przemijania, starości czy obserwacji natury, nigdy nie stracą nic ze swojej aktualności. Członkowie rodziny Brueghlów stali się specjalistami od malowania niemożliwego, czyli kontemplacji życia w każdym jej odcieniu – od radości, po szaleństwo, cierpienie i śmierć. To jest wystawa, której po prostu nie można przegapić.