W 2003 roku statystowałam w niemieckiej ekranizacji powieści Michela Houellebecqa Cząstki elementarne w reżyserii Oscara Roehlera. Do niewielkiej rólki wybrano właściwie moją szesnastoletnią wówczas córkę, ja natomiast przebywałam na planie tylko jako osoba towarzysząca. W pewnym momencie pani z produkcji zaproponowała mi niemy epizod bufetowej serwującej napitki, cukierki i lody. Ucharakteryzowana na sprzedawczynię z lat osiemdziesiątych, ubrana w bluzkę z kołnierzykiem, biały kitel, z wiszącymi na szyi złotymi łańcuszkami i utapirowanym kokiem, stanęłam przed kamerą. Niestety później scenę tę wycięto. Owa przygoda jednak wywołała moje zainteresowanie twórczością autora Cząstek elementarnych.
Dlatego z przyjemnością obejrzałam emitowany w tym roku w sekcji Forum 64. Festiwalu Berlinale film Guillaume’a Nicloux zatytułowany The Kidnaping Of Michel Houellebecq (Porwanie Michela Houellebecqa). Reżyser przedstawił absurdalną historię uprowadzenia pisarza z jego paryskiego mieszkania na peryferie miasta przez handlarzy złomu. Aktorzy głównie improwizowali, gdyż Nicloux posiadał tylko zarys scenariusza. Grający samego siebie Houellebecq stworzył wyjątkowo sympatyczną postać. Ten introwertyczny, napuszony, ekstrawagancki dandys, znany z nietolerancji wobec islamu, zszedł z piedestału pomiędzy lud. Widz ma okazję polubić więzionego bohatera, nawiązującego bezpośredni, kumplowski kontakt ze swymi kidnaperami. Mimo, że były ochroniarz Karla Lagerfelda, Luk, atletyczny Mathieu oraz bokser Maxime bardziej preferowali kult ciała niż ducha, to odnosili się do swej rachitycznej, niepozornej ofiary z wielkim szacunkiem. Rozpieszczali leżącego w pokojowym zaciszu, w kajdankach, intelektualistę. Przynosili mu papierosy, czerwone hiszpańskie wino, kanapki, dostarczyli mu nawet powieść Diderota, Zakonnica (w zeszłym roku w sekcji konkursowej 63. Berlinale Guillaume Nicloux pokazał filmową wersję tej książki). Na urodziny podarowano Houellebecqowi tort – elementem podarunku była również okoliczna prostytutka, Fatima. Zadowolony, uśmiechnięty i wcale nie tęskniący za wolnością autor z przyjemnością rozprawiał na temat własnych teorii i upodobań. Krytykował Unię Europejską, niszczącą, jego zdaniem, państwa narodowe w imię demokracji. Informował o swej niechęci do Romów i szwedzkiego dizajnu.
Niskobudżetowy film znakomicie bawił publiczność, a sam Houellebecq był wręcz komiczny. Przez jakiś czas na ekranie słyszeliśmy też język polski. Nic w tym dziwnego, właściciel mieszkania w którym ulokowano literackiego gwiazdora miał polskie korzenie i zatrudniał u siebie rodaka. Michel Houellebecq ochoczo i z niezrozumiałą dla mnie pasją debatował na temat Polski. Podkreślał, że dla niego Polska kojarzy się z Polakami na uchodźstwie.
„Polska jest krajem specyficznym, który musiał walczyć o swoją niepodległość i wolność. Z tego powodu historia Polski, kiedyś okupowanej przez Prusy, Rosję, Austrię, a nawet, w dalekiej przeszłości, przez Szwedów, mocno ugruntowała dwieście pięćdziesięcioletnią tradycję polskiej emigracji. Do dziś Polacy mają kłopoty z własną tożsamością, w wyniku czego nadal masowo wyjeżdżają z kraju. Polska to dwudziestomilionowa Polonia egzystującą na stałe poza granicami swej ojczyzny. Ale czy Polacy lubią siebie wzajemnie?” – pytał Houellebecq.
Podczas trwania 64. Berlinale intelektualizujący reżyser i emanujący subtelnym, wewnętrznym urokiem, a jednocześnie impertynencki pisarz spotkali się z dziennikarzami. Mając możliwość rozmawiania z nimi, powróciłam do polskich wątków. Guillaume Nicloux prosił, bym rozważania Michela Houellebecqa traktowała jako literacką fikcję, gdyż chodziło wyłącznie o abstrakcyjne porównania.
„Polska jest synonimem uniwersalnego europejskiego kraju, o dużej kwocie emigracji. Przy czym fenomen rozprzestrzeniającej się po świecie polskości ciekawi, a nawet fascynuje Michela” – wyjaśniał Nicloux.
„Rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie…” – pomyślałam, przypominając sobie wstęp Króla Ubu. Poza tym, wiedząc, że Michel Houellebecq studiował w Paryżu, w École nationale supérieure Louis-Lumière (Szkole Filmowej), zapytałam, czy wyreżyseruje kiedyś własny film.
„Nie, wolę być aktorem. Chciałbym zagrać w kolejnym filmie. Aktor może wyrazić więcej niż reżyser” – odpowiedział.
2 comments
ubudubu ubudubu niech żyje prezes naszego klubu…. tak aktor może więcej niż reżyser, ha,ha,ha
Uwielbiam te artystyczne szaliki hehe ;-) A tak całkiem poważnie – którą z jego pozycji najbardziej polecacie? Przynajmniej z tej listy ebooków – virtualo.pl/michel-houellebecq-a426/ Możecie mi wskazać, coś naprawdę dobrego? Czy “Uległość” jest naprawdę tak dobra, jak się o tym mówi?
Comments are closed.