Do tego, że kino niezależne ma się dobrze, nie trzeba przekonywać nikogo, kto owym zjawiskiem się interesuje. Na świecie mnóstwo jest festiwali i wydarzeń skupiających się na filmach spoza głównego nurtu – od całkowicie eksperymentalnych nagraniach bez żadnego budżetu do mocno obsadzonych produkcji, które od mainstreamu odróżnia jedynie wąska dystrybucja. Ars Independent Festival bogate zagadnienie niezależności traktuje natomiast interdyscyplinarnie, świat kina zestawiając z innymi sztukami audiowizualnymi.
To właśnie dlatego w programie piątej edycji pojawiły się m.in. przegląd kontrowersyjnych krótkometrażowych animacji Marioli Brillowskiej, urodzonej w Sopocie niemieckiej artystki, czy przebogata sekcja Grasz?, w ramach której można było odwiedzić wystawę gier indie czy wziąć udział w konferencji z ekspertami z branży. Zjawiskiem szczególnym, funkcjonującym na pograniczu światów kina i gier wideo, jest machinima, czyli krótkie formy filmowe stworzone z elementów budulcowych znanych gier, takich jak Minecraft czy Second Life. Dzięki programerom festiwalu Ars Independent widzowie mogli zapoznać się z wyróżniającymi się przykładami tych form, których dystrybucję twórcy prowadzą zazwyczaj wyłącznie poprzez znajomych i media społecznościowe.
Wciąż jednak rdzeniem katowickiej imprezy pozostaje kino, które podczas tegorocznej edycji nie wystawiało widzów na tak dużą próbę, jak w latach ubiegłych. W konkursie Czarny Koń, w którym wystartowało siedem fabuł z różnych zakątków świata, dominowała refleksja nad człowieczeństwem i poszukiwaniem własnej tożsamości. Zwycięska Huba to w gronie konkursowych dzieł film wyjątkowy zarówno pod kątem wizualnym, jak i narracyjnym – minimalizm Anki i Wilhelma Sasnalów koresponduje z chłodnym stylem malarskich dzieł artysty, odzierając wspólny twór małżonków z fabularnego nadmiaru.
Zgoła innym filmem jest natomiast wyróżniona Nagrodą Publiczności Klasa wyrównawcza, publicystyczny w tonie, ale mocny w wyrazie film Iwana Twerdowskiego, wyróżniony podczas ostatniego festiwalu w Karlovych Varach nagrodą East of the West. Zaledwie 26-letni debiutant doskonale sportretował zwierzęcość ludzkich zachowań w tytułowej klasie specjalnego nauczania. Z początku jej uczniowie wydają się być solidarni wobec wykluczenia ze społeczeństwa, jednak wkrótce także i w tej grupie tworzą się antagonizmy. Przywołująca na myśl powieść Władca much Goldinga jest spojrzeniem najmłodszego pokolenia dorosłych Rosjan na depresyjny nurt „czernuchy”, spopularyzowany w tamtejszym kinie ostatniego ćwierćwiecza.
Dużą przyjemnością dla widzów były przeglądy w sekcji Czarny Koń Animacji – podzielone na cztery sety krótkometrażówki zachwycały pomysłowością i zgrabnym posługiwaniem się alegorią, jednak po raz kolejny poza konkurencją okazał się Ziegenort. Nagradzany w 2013 roku m.in. podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego i T-Mobile Nowe Horyzonty film Tomasza Popakula zachwyca mocną kreską i nietypowym ujęciem motywu dojrzewania, który wtłoczony został w alternatywną historię świata. Trzeba jednak przyznać, że poziom konkursowych animacji był niezwykle wyrównany i wysoki, a na uwagę zasługuje przede wszystkim Królik i jeleń Pétera Vácza – dzieło utrzymane w dużo cieplejszej tonacji, choć łączące różnorodne techniki animacji.
Sporym wydarzeniem tegorocznej edycji Ars Independent była miniretrospektywa twórczości Bruce’a LaBruce’a, kontrowersyjnego twórcy eksperymentalnych filmów gejowskich, ojca nurtu queercore. Kanadyjski reżyser pojawił się w Katowicach osobiście i wziął udział w spotkaniu z widzami, co stanowi duży sukces organizatorów – w nurcie kina offowego LaBruce jest symbolem niepokorności i twórczego eksperymentu, a obrazoburczy charakter jego filmów, będących wypadkową homoseksualnej emancypacji i gejowskiego porno. Projekcje dokonań Kanadyjczyka pokazały, że katowicka publiczność otwarta jest na filmową awangardę i eksperymenty stylistyczne, co dobrze wróży młodej jeszcze przecież imprezie.
W tym właśnie tkwi siła Ars Independent – w zestawianiu różnych form, technik i nurtów, w poszerzaniu horyzontów widzów i odkrywaniu nieznanych, ale szalenie utalentowanych i interesujących twórców. Wierzę, że misja katowickiego festiwalu jest słuszna, a przyznawane podczas niego wyróżnienia stanowić będą nobilitację zarówno dla nieznanych jeszcze twórców, jak i – w dalszej perspektywie – samej imprezy.