Po raz kolejny już Centrum Sztuki WRO we współpracy z Griffin Art Space przygotowało wystawę, która zlokalizowana została w nietypowej, jak na prezentację sztuki, przestrzeni DH Renoma we Wrocławiu. Ekspozycja ta okazała się projektem rozbudowanym, pokazującym realizacje autorstwa osiemnastu artystów młodego pokolenia, które połączone zostały wspólnym tytułem Rysopis. I należy zaznaczyć, że nie był on przypadkowy – został bowiem zapożyczony z debiutanckiego filmu Jerzego Skolimowskiego, który, według koncepcji kuratorskiej, posłużył za punkt wyjścia do całego przedsięwzięcia. Jak czytamy w informacji prasowej – „bohater Rysopisu Skolimowskiego, uciążliwie nieprzystosowany do bezideowej rzeczywistości, a jednocześnie konformistyczny wobec niej, porywa się na pełną rezygnacji „próbę znaczącego określenia się wobec świata”[1]. Zaproszeni do udziału w wystawie artyści mieli zrobić dokładnie to samo – porwać się na ową próbę określenia się wobec świata i tym samym wykonać własne rysopisy. Czym im się to udało? Myślę, że tak. Chociaż to, co z działań tych wynikło, nie do końca zbudowało pozytywny obraz sztuki najnowszej.
Ale od początku. Wystawa ta była rzeczywiście wyczekiwana. Przede wszystkim dlatego, że zostało w niej postawione pytanie o kondycję sztuki młodego pokolenia oraz o jakość dzisiejszych realizacji opartych na narzędziach technologicznych. Przyjmując w pewnym sensie formę przeglądu, ekspozycja ta stała się niejako podsumowaniem aktualnych praktyk artystycznych, obrazujących jednocześnie poruszaną przez młodych twórców problematykę oraz podejście do kreacji i stosowanych mediów. I faktycznie – należy zaznaczyć, że zaprezentowane we Wrocławiu realizacje były zróżnicowane zarówno pod względem formalnym, jak i też tematycznym, co wskazuje na stosunkowo rozległy obszar poszukiwań młodego pokolenia, który jest jednak uboższy, niż ten, jaki prezentowały pokolenia starsze. Przede wszystkim dlatego, że brak tu tematów zaangażowanych – w chwili obecnej młodzi artyści poruszają się w wygodniejszym i bezpieczniejszym obszarze zagadnień, który w przeważającej ilości związany jest ze światem wewnętrznym, życiem prywatnym i własnymi emocjami. Stosując pewną formę prześmiewczości, realizują nie do końca poważne prace, w których w zauważalny sposób zaznacza się wpływ charakterystycznego dla portali społecznościowych – takich, jak facebook czy youtube – języka komunikacji. Dobór tematyki, sposób jej prezentacji, niepogłębione podejście do medium, wtórność, a także odchodzenie od eksperymentalnego myślenia sprawiają, że sztuce tej trudno jest zatrzymać przy sobie odbiorcę. Dlatego też, w tym akurat aspekcie, zgodzę się z Karoliną Plintą, która uznała, że „Rysopis we WRO przypominał nie tyle sumę pokoleniowych doświadczeń, co po prostu wystawę końcoworoczną studentów ASP, którzy bardziej «odrabiają» niż przeżywają jakiś temat i często robią to po prostu dla beki”[2].
Niezależnie jednak od tego, można wymienić kilka prac, które w moim odczuciu zasługują na uwagę, gdyż rzeczywiście można znaleźć w nich ciekawe rozwiązania i interesujące tropy myślowe. Dla przykładu, wymienię tu serię, wzorowanych na formule Do It Yourself i internetowych filmach instruktażowych wideotutoriali pt. DIY (Destroy It Yourself) Macieja Olszewskiego (1989) czy wciągające wideo Adriana Kolarczyka (1990) pt. Kompresja. Również praca Marty Węglińskiej (1990) pt. Ponowione sytuacje była estetycznie i kompozycyjnie wyważonym obrazem, który na tle pozostałych realizacji wyróżniał się pomysłem, warsztatem oraz wyczuwalną dojrzałością. Warto dodać, że artystka przygotowała także unikatową publikację, którą wykonała przy użyciu pracochłonnych, tradycyjnych metod drukarskich (ołowiane czcionki). Także trójkanałowa projekcja wideo Justyny Misiuk (1989) pt. Euforion okazała się pracą interesującą, chociaż przy pierwszym kontakcie mogła wydać się dla większości nieco banalną rejestracją domowej imprezy. W rzeczywistości jednak była nośnikiem głębszego przekazu. Praca ta nagrana została kamerką komputerową, przedstawiając typowe spotkanie towarzyskie. I według mnie, interesującym był właśnie techniczny jej aspekt, a więc użycie komputerowej kamerki do rejestracji, co wpisuje pracę tę w charakterystyczną dla czasów dzisiejszych strategię wizualną oraz język wypowiedzi. Łącząc to z jej ideowym założeniem, można dostrzec wspomnianą przeze mnie wartość, w której mowa jest przede wszystkim o samotności współczesnego człowieka – złapanego w pułapkę internetowych znajomości, obawiającego się realnego zaangażowania i relacji czy w końcu pogubionego i zagłuszającego potrzeby wyższe. Uważam, że praca ta jest swoistą metaforą codzienności wielu młodych ludzi, przez co rzeczywiście można określić ją formą pokoleniowego, acz smutnego, rysu. Warto wspomnieć także o wrażeniowym, miłym dla oka i w pewnym sensie kojącym obiekcie Marii Stożek (1989) pt. Wzniesienie, rozbudowanej i nieco posępnej instalacji Agaty Kus (1987) pt. Zaginione. Wina pozostałego przy życiu oraz o wciągającym i przejmującym, nawiązującym do motywu trickstera cyklu fotograficznym Ireny Kalickiej (1986) pt. Co się stało, to się nie odstanie, który – co warto zaznaczyć – został wykonany przy użyciu małoobrazkowego automatycznego aparatu na kliszę.
Wystawa ta miała wobec tego również swoje mocniejsze strony, które jednak nie miały wpływu na odczucie, że młodzi artyści nie do końca wiedzą jeszcze o czym i w jaki sposób chcą mówić. Trochę jakby gubili się gdzieś pomiędzy chęcią a możliwościami i umiejętnościami. Ale też, jakby temat przez nich podejmowany nie był wystarczająco dobrze przeanalizowany i wymagał tym samym poświęcenia mu nieco więcej uwagi. Zadziwiające jest także to, że starsi koledzy – będący niegdyś w podobnym wieku – realizowali prace dojrzalsze, nie tylko w aspekcie podejmowanych problemów. Były bardziej zaskakujące i pogłębione, odważniejsze, w ciekawy sposób eksplorowały użyte medium i w końcu – co wydaje się być najbardziej istotne – przecierały szlaki, otwierając tym samym dla sztuki nowe możliwości. W przypadku prezentowanych we Wrocławiu realizacji te sfery nie są zauważalne. Młodzi artyści nie sięgają po możliwości wykorzystywanych w pracach narzędzi, opierając się na najprostszym ich działaniu, przez co medium staje się wyjątkowo transparentne i mało istotne. Zagadkowym staje się wobec tego pytanie, dlaczego młodzi twórcy coraz częściej wybierają drogę łatwej sztuki?
Na zakończenie warto dodać, że wbrew pozorom, wystawy tego typu są potrzebne. Nawet jeśli przez swój charakter nie mają możliwości pełnego odzwierciedlenia obrazu młodej polskiej sztuki, to z pewnością wskazują na podejmowane przez młodych problemy, zagadnienia, ścieżki i rozwiązania. A to z kolei daje pewien ogląd na ogólnie stosowane praktyki artystyczne i tendencje, które pokazują, że obecny czas nie jest niestety najlepszym okresem w sztuce polskiej.
- Patrz: http://rysopis.wrocenter.pl/ (dostęp: 27.11.2014 r.).↵
- Karolina Plinta, Sztuka na gorąco: Millenialsi we WRO, „Magazyn SZUM”, na: http://magazynszum.pl/krytyka/sztuka-na-goraco-millenialsi-we-wro (dostęp: 27.11.2014 r.).↵