Gdy polski archeolog, profesor Kazimierz Michałowski wbijał pierwszą łopatę w piasek nubijskiej pustyni (na dzisiejszym pograniczu Egiptu i Sudanu), spodziewał się odkopać świątynię faraonów. Mylił się – pod piaskiem odnalazł bowiem wczesnochrześcijańską katedrę o ciekawej architekturze, bogato zdobioną freskami.
Historyczna wyprawa
Zespół polskich archeologów pod kierownictwem profesora Michałowskiego w latach 1961-1964 brał udział w tzw. kampanii nubijskiej na próbę UNESCO. Międzynarodowa organizacja zorganizowała wykopaliska archeologiczne na terenie historycznej krainy Nubii, bowiem już wkrótce ziemie te miały zostać zalane w wyniku spiętrzenia wody po wybudowaniu w egipskim mieście Asuan Wysokiej Tamy. Wykopaliska miały służyć nie tylko odszukaniu zabytków dawnych kultur, ale też przeniesieniu ich w bezpieczne miejsce. Odkrycie wczesnochrześcijańskiej katedry na terenie dawnego miasta Faras było jednym z najważniejszych osiągnięć kampanii nubijskiej, jednym z najcenniejszych odkryć, dokonanych na tym terenie przez wszystkie archeologiczne zespoły z rożnych krajów. Najbardziej wartościowy okazał się zbiór fresków, powstających na ścianach świątyni od VIII do XI wieku.
Zgodnie z panującym wówczas prawem i obyczajem pieczołowicie zdjęte ze ścian nubijskiej katedry freski podzielili pomiędzy siebie Polacy i Sudańczycy – dzięki temu część z nich można dziś oglądać w warszawskim Muzeum Narodowym, część – w muzeum w Chartumie. 62 przywiezione do Polski malowidła trafiły najpierw pod opiekę konserwatorów zabytków, a w 1972 roku do sal muzealnych. Zostały udostępnione widzom wraz z elementami dekoracji architektonicznej katedry, z detalami z innych budowli z Faras, a także innymi cennymi znaleziskami, na przykład naczyniami ceramicznymi.
Galeria Faras jest jednym z najcenniejszych zbiorów archeologicznych w Polsce i zawsze cieszyła się popularnością wśród zwiedzających. Nietrudno się jednak domyślić, że opracowana wtedy ekspozycja po ponad 40 latach przestała spełniać wymogi współczesnego muzealnictwa. Jak wspomina kustoszka tych zbiorów, Bożena Mierzejewska, na przełomie lat 60. i 70. trudno było przekonać władze do eksponowania sztuki sakralnej – dlatego też Galeria Faras przypominała raczej… wystawę fotografii. Freski bowiem oprawiono w czarne passe-partout i prezentowano jako osobne obrazy, swego rodzaju pojedyncze ilustracje. Bożena Mierzejewska podkreśla, że choć części zwiedzających taka forma wystawy się podobała, trudno było się zorientować, że ma się do czynienia ze spójnym zbiorem malowideł ściennych, zdobiących jedną budowlę.
Przez lata kosztowny remont i nowa aranżacja galerii nie były możliwe. Sytuacja zmieniła się – co trzeba mocno podkreślić – gdy znalazł się prywatny fundator. Przemianę przestrzeni ekspozycyjnej Galerii Faras sfinansował poznański przedsiębiorca, Wojciech Pawłowski wraz ze swoją rodziną.
Nowa galeria
Prace nad opracowaniem nowej koncepcji wystawienniczej trwały dwa lata. Od strony merytorycznej opracowała ją kustoszka galerii, Bożena Mierzejewska, projekt architektoniczny – to dzieło Mirosława Orzechowskiego i Grzegorza Rytela. Jak podkreśla kustoszka, do współpracy przy projekcie galerii zaproszono architektów z doświadczeniem budowlanym – choć pozornie mieli oni zaaranżować tylko wystrój wnętrza, musieli posiadać dużą wiedzę techniczną. Trzeba było bowiem zaprojektować ukryty przed wzrokiem widzów, wytrzymały system mocowania ciężkich płyt z freskami, sale wyciszyć i uchronić przed drganiami, wywoływanymi przez jeżdżące obok muzeum tramwaje i pociągi, zaplanować przebieg mnóstwa instalacji (m.in. systemów wentylacji czy ogrzewania, urządzeń, utrzymujących odpowiednią wilgotność powietrza), komunikacji i ewakuacji. Wszystko to trzeba było „wcisnąć” w stosunkowo niewielką przestrzeń otoczonego opieką konserwatora zabytków gmachu Muzeum Narodowego.
Galeria Faras zupełnie zmieniła swój wygląd. Nie jest już „wystawą fotografii”, a starannie zaplanowaną ekspozycją o wielkich walorach edukacyjnych. Najważniejsza zmiana dotyczy prezentacji najcenniejszych fresków z wnętrza katedry. Główną galerię zaaranżowano tak, by przypominała nawy kościelne – freski ulokowano w niej, odtwarzając (na ile było to możliwe) ich pierwotny układ w nubijskiej świątyni. Teraz zwiedzający nie mają wątpliwości, że oglądają malarstwo, zdobiące niegdyś wnętrze sakralne. Obrazom przywrócono ich oryginalny porządek i hierarchię, zmieniła się wymowa tych dzieł: wcześniej postrzegane jako ozdobne ilustracje, teraz odzyskały swój religijny sens. Ekspozycja nadal zwiera także inne eksponaty, pochodzące z wykopalisk – detale architektoniczne, naczynia, przedmioty użytkowe, malowidła, jednak teraz łatwo się zorientować, które z nich są najcenniejsze, a które tylko uzupełniają wystawę.
Zmiana scenariusza wystawy i uporządkowanie zbiorów w nowej kolejności i układzie podniosły walor edukacyjny ekspozycji. Galerię Faras otwiera teraz makieta wykopanej spod piasku budowli – nubijskiej katedry. Widz poznaje w ten sposób skalę i charakter miejsca, z którego pochodzą freski. W kolejnej sali w świat prehistorii, ale i wykopalisk czy konserwacji zabytków wprowadzają multimedialne instalacje. Dla najmłodszych przygotowano na ekranach dotykowych gry i zabawy edukacyjne. Dzięki multimediom można poznać historię chrześcijaństwa w Nubii, biografię wybitnego archeologia i patrona galerii, profesora Kazimierza Michałowskiego, ale też zobaczyć metody zdejmowania fresków z murów, ich transportu i konserwacji. Pojawienie się multimediów jest nowością w tej galerii i atrakcją dla widzów, jednak ze względu na charakter prezentowanych tu dzieł ekrany dotykowe zdecydowano się zgromadzić tylko w jednej sali.
Proces modernizacji warszawskiego Muzeum Narodowego trwa od kilku lat. Poszczególne galerie są remontowane, wyposażane w nowoczesne oświetlenie, zmieniana jest aranżacja wystaw i układ dzieł. Wszystko po to, by placówka była atrakcyjna dla szerokiego grona widzów, by zarówno turystów, jak i zainteresowanych swoją kulturą Polaków. Galeria Faras wyróżnia się na tym tle, bo prezentuje sztukę z historycznej, już nieistniejącej krainy. Dzięki pieniądzom prywatnego fundatora oraz dwuletniej pracy grona specjalistów udało się wreszcie w pełni przybliżyć ją widzom – ze świetnym skutkiem.