17 kwietnia 2014 roku w Mieście Meksyk odszedł w wieku 87 lat Gabriel García Márquez. Kolumbijczyk, powieściopisarz, dziennikarz, Noblista, a w dziedzinie literatury przede wszystkim perfekcjonista. Ponad miesiąc wcześniej obchodził urodziny, o których niewielu, przyznajmy się, pamiętało. Podobno on właśnie, jak żaden inny twórca wywodzący się z Ameryki Łacińskiej, potrafił oddać świadomość i klimat tej części świata. Mimo że wiedzieliśmy, iż Márquez prawdopodobnie nic już nie napisze[1], choć przeczuwaliśmy, że ostatnie miesiące były swoistą kroniką zapowiedzianej śmierci, to żal jest dziś i tak przytłaczający. Czy opuszczeni przez Gabo, jak zwykło się pieszczotliwie nazywać pisarza, jesteśmy skazani na samotność?
García Márquez kojarzony jest na całym świecie z powieścią Sto lat samotności (Cien años de soledad, 1967). Jest to jego najważniejsze dzieło, a zarazem opus magnum realizmu magicznego – kierunku literackiego szczególnie związanego z kulturą i tożsamością Ameryki Łacińskiej. W tym dziele Marquez stworzył świat, w którym rzeczywistość i fantastyczność przenikają się w sposób sugestywny i obezwładniający, a zarazem subtelny i nieuchwytny. Dzieje rodu Buendiów z Macondo są paradygmatem historii całego kontynentu, gdzie przeciwstawne sobie światy realności i cudowności przenikają się w obrębie tej samej przestrzeni. W arcydziele Marqueza przeplatają się historie i postaci z dzieciństwa pisarza, urodzonego 6 marca 1927 roku w Aracatace. Ta karaibska miejscowość, sąsiadująca z rzeczywiście istniejącą wioską Macondo, stała się pierwowzorem dla fikcyjnego Macondo, na którego barwny literacki obraz wpływ mieli przede wszystkim wychowujący pisarza dziadkowie. Gabito powieści Sto lat samotności poświęcił wszystko. Wierzył w to, co pisze do tego stopnia, że na szali powodzenia swej książki złożył dobrobyt rodziny oraz przyszłą karierę. Jak głosi nieco zmitologizowana historia, Márquez w latach 60-tych, mieszkając już w Meksyku, zrezygnował z etatu dziennikarskiego, zamknął się na kilkanaście miesięcy w domu, którego prowadzenie i finansowanie pozostawił żonie, a sam oddał się pisaniu swego największego dzieła[2].
Jako powieściopisarz zadebiutował utworem Szarańcza (La hojarasca, 1955), powieścią w której najbardziej widać jego fascynacje twórczością Faulknera. Być może to wczesne naśladownictwo i brak własnego stylu sprawiły, że Szarańcza nie została dostatecznie doceniona, a to w niej właśnie po raz pierwszy pojawia się wioska Macondo. Tymczasem wśród najlepszych dzieł Marqueza wymienia się książkę Nie ma kto pisać do pułkownika (El coronel no tiene quien le escriba, 1961), którą Gabo uważał za najprostszą z jego powieści. Ale to właśnie prostota fabuły i zabiegów literackich czyni ją niezwykle poruszającą. Doceniamy również Kronikę zapowiedzianej śmierci (Crónica de una muerte anunciada, 1981), w której fenomenalny zabieg narracyjny sprawił, że została uznana jedną z najważniejszych powieści hiszpańskojęzycznych. Poza powieściami Márquez pisał też opowiadania. W ramach tego gatunku jego największym osiągnięciem zdaje się być Niewiarygodna i smutna historia niewinnej Erendiry i jej niegodziwej babki (La increíble y triste historia de la cándida Eréndira y de su abuela desalmada, 1972). To opowiadanie, w którym pojawia się problem prostytucji nieletnich, ale fabuła pełni też rolę swoistej metafory, jest bowiem symbolem wykorzystywania słabszych przez silniejszych. Warto także choćby wspomnieć Dwanaście opowiadań tułaczych (Doce cuentos peregrinos, 1992). Wszystkie z opowiadań zgromadzonych w tym tomie dotykają w pewnym stopniu poczucia obcości, wynikającego z życia poza własnym krajem. Uczucia, które przecież musiało być dobrze znane samemu Gabito.
Zastanawiamy się też dziś czy na pewno możemy stawiać Marquezowi pomniki. Zachwyt nad jego twórczością piśmienniczą, filmową i dziennikarską jest jak najbardziej uzasadniony. Ale pewne obiekcje budzić mogą moralne wybory kolumbijskiego pisarza. Jeszcze w latach 60-tych jako korespondent Prensa Latina w Nowym Jorku zaczął otrzymywać groźby od kubańskich dysydentów[3], wtedy po raz pierwszy przenosi się do Meksyku z powodów politycznych. Nie wiadomo też dlaczego Márquez poprosił o azyl w Meksyku w 1981 roku. Podobno obawiając się represji za rzekome powiązania z kolumbijską partyzantką M-19, która wówczas podejmowała liczne akcje terrorystyczne na terenie kraju. W rzeczywistości partyzanci wykorzystywali autorytet Marqueza, często w sposób nieuprawniony. Nie zmienia to jednak faktu, że zarzuca się mu ucieczkę z własnej ojczyzny, nie sposób też nie uznać, że rzeczywiście sympatyzował z lewicową ideologią. Nigdy nie przebaczono mu jego kontrowersyjnej przyjaźni z przywódcą kubańskiej rewolucji, Fidelem Castro. García Márquez mawiał, że z Fidelem łączą go wspólne wypady na ryby i rozmowy o książkach, a nie polityka. Jednak to właśnie jego związki z ideologią komunistyczną, poparcie udzielane Castro czy też Chávezowi, sytuują go po stronie wątpliwych moralnych wyborów. Te trudne przyjaźnie i polityczne inklinacje nie przeszkodziły mu w napisaniu jednego z najlepszych studiów dyktatury, czyli powieści Generał w labiryncie (El general en su laberinto, 1989) oraz wcześniejszego utworu, Jesień patriarchy (El otoño del patriarca, 1985), również opisującego schematy, jakimi kierują się rządy despotyczne. Być może dziś nie powinno się już z nadmiernymi emocjami podnosić kwestii moralnych, oceniajmy go więc za literaturę.
A Márquez był przede wszystkim pisarzem latynoamerykańskiej miłości. Jego najbardziej znaną książką poświęconą tej sferze życia jest Miłość w czasach zarazy (El amor en los tiempos del cólera, 1985), którą wielu mylnie traktowało jako utwór realizmu magicznego. Niespełna dekadę później napisał równie słynną O miłości i innych demonach (Del amor y otros demonios, 1994). Powieść ta została zainspirowana historią, którą Gabo opowiedziała babcia – legendą o dziewczynce, która po zarażeniu wścieklizną, zyskała cudowne moce, a jej czerwone włosy rosły nieprzerwanie nawet po śmierci. Cykl poświęcony miłości kończyć miała powieść Rzecz o mych smutnych dziwkach (Memoria de mis putas tristes, 2004), opowieść starszego, 90-letniego człowieka, na którego, jak by się zdawało, czeka jedynie śmierć, a który niespodziewanie spotyka miłość.
W 2002 roku pojawia się Życie jest opowieścią (Vivir para contarla), pierwsza część autobiografii opisująca życie pisarza od narodzin do 1950 roku i koncentrująca się przede wszystkim na karaibskiej przeszłości, która wpłynęła na ukształtowanie się stylu jego największych powieści. Ostatnią książką wydaną za życia Marqueza jest Nie wygłoszę tu mowy (Yo no vengo a decir un discurso, 2010), zbiór 22 wystąpień i prezentacji wygłaszanych przez autora publicznie od lat 40-tych. Pocieszeniem dla miłośników literatury Kolumbijczyka będzie z pewnością informacja, że pisarz pozostawił po sobie rękopis jeszcze jednej książki. Nie wiadomo, czy niewydana za życia En agosto nos vemos (Do zobaczenia w sierpniu) w ogóle się ukaże – zależy to od decyzji rodziny i ewentualnego wydawcy. Z niewielu informacji, które pojawiły się o tym utworze, wynika, że powieść miała zamykać cykl utworów poświęconych miłości. Pozostaje więc nadzieja, że Marquez jeszcze nas czymś zaskoczy. Jak powiedział pułkownik Aureliano Buendía: „Nie umiera się wtedy, kiedy trzeba, ale kiedy można to zrobić”. W końcu García Márquez nie skazał nas na samotność, jego Macondo i wszystkie inne miejsca przetrwają w wieczności. ¡Hasta siempre, Gabo!
- Sam Márquez wycofał się już dawno z życia publicznego. Poza tym, w 2012 roku brat Marqueza, Jaime, przyznał, że Gabo cierpi na demencję i raczej nic już nie napisze.↵
- Finał tej historii jest równie legendarny. Marquez, chcąc wysłać rękopis do wydawcy w Buenos Aires, zauważył, że nie ma wystarczającej kwoty. Rozpakował więc paczkę i nadał tylko część, jak się potem okazało, końcową, a nie początkową. Wystarczyło podobno jedno zdanie, by zachwycić dyrektora Wydawnictwa Sudamericana, który wysłał Marquezowi pieniądze na przesłanie brakującej części powieści.↵
- Marquezowi zarzucano, że wspierał rewolucję kubańską i nigdy nie pomógł represjonowanym na wyspie literatom. Najsłynniejszą była sprawa Herberta Padilli, która była również powodem końca przyjaźni z innym latynoamerykańskim noblistą – Vargasem Llosą.↵