Mógłby być jeszcze jednym aktorem z Hollywood, takim jak inni. Ale James Franco woli eksperymentować, przekraczać granice, podejmować ryzyko. A przy tym nie paraliżuje go strach przed porażką. Nic też dziwnego, że aktor, próbujący swych sił również po drugiej stronie kamery, bez wahania sięgnął po powieść trudną, która – ze względu na zastosowany strumień świadomości – może sprawiać trudności przeciętnemu zjadaczowi chleba. Tymczasem przełożenie książki Williama Faulknera Kiedy umieram na język filmu wydaje się przychodzić mu nadzwyczaj łatwo. Obraz, który polską premierę miał we Wrocławiu podczas zeszłorocznej edycji festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty i jesienią pokazywany był na 4. American Film Festival, od 11 kwietnia jest w regularnej kinowej dystrybucji. Warto wybrać się do kina.
Lata trzydzieste XX wieku, amerykańska prowincja na południu Stanów Zjednoczonych. Uboga, farmerska rodzina za wszelką cenę próbuje spełnić ostatnie życzenie matki i pochować ją na cmentarzu w odległym mieście. Bundrenów czeka długa i pełna niespodzianek podróż. Zaczynają wychodzić na jaw rodzinne sekrety: nie wszyscy z pięciorga rodzeństwa mają tego samego ojca, Dewey Dell (Ahna O’Reilly) spodziewa się dziecka, a pozornie spokojny Darl (James Franco) jest niepoczytalny. Jednocześnie rodziny Bundrenów pech nie opuszcza ani na krok – we rwącej rzece toną muły, Cash (Jim Parrack) łamie nogę, a ojciec, Anse (Tim Blake Nelson), sprzedaje ukochanego konia Jewela (Logan Marshall-Green), by kupić nowe zwierzęta. Zresztą w rachunku zysków i strat tylko chciwy i leniwy ojciec wychodzi na zero, a jego prawdziwą naturę świetnie puentuje finałowa scena filmu. Bliskość Burdenów jest tylko pozorna. Łączy ich tylko przywiązanie i wola zmarłej matki, której nikt, poza niepoczytalnym Darlem, nie odważy się sprzeciwić.
James Franco sięga po swoją ulubioną książkę z lat młodzieńczych i pozostaje jej całkowicie wierny. Doskonale udaje mu się odtworzyć polifonię narracji, przedstawiając historię z punktu widzenia kolejnych postaci. Franco dzieli ekran na pół, kładąc nacisk na symultaniczność. Aktorzy wygłaszają monologi wewnętrzne, patrząc wprost w kamerę z użyciem voice over. Również język, którego używają bohaterowie, zaczerpnięty jest z Faulknera, a charakterystyczny akcent i monotonny rytm wypowiedzi może czasem utrudniać odbiór filmu. Franco słusznie zauważa, że prosta linia fabularna pozwala mu na zabawę z formą. I choć początkowo pomysł z dzieleniem ekranu może drażnić, wraz z upływającymi minutami widz bez trudu odgaduje intencje reżysera i operatorki Christiny Voros. Franco przyznaje się do inspiracji kinem braci Dardenne (zwłaszcza filmami Syn i Dziecko), którzy są mistrzami kamery z ręki, długich realistycznych ujęć. W pracy z aktorami pozostaje zaś wierny stylowi Gusa Van Santa, dając ekipie aktorskiej tylko podstawowe wskazówki. Zaufanie do aktorów procentuje. I choć każdy z nich tworzy doskonałą kreację, w głowie najbardziej pozostanie Tim Blake Nelson w roli bezzębnego Anse. Kluczowy jest również dobór plenerów, w końcu Kiedy umieram to kino drogi. Piękna i dzika przyroda Missisipi wydaje się być idealną ilustrację dla filmowej wyprawy.
Jamesowi Franco odwagi nie brakuje. Rzuca rękawicę samemu Faulknerowi, a jedyną słuszną i skuteczną taktyką walki okazuje się dogłębne poznanie powieści, poddanie się jej. Ostatecznie Franco wygrywa pojedynek… i to trzykrotnie – jako aktor, jako współscenarzysta i, przede wszystkim, jako reżyser.
Ale nie wszystkie próby wyjścia poza aktorski fach kończyły się sukcesem. W 2012 roku Franco wraz z Ianem Oldsem wyreżyserował film Francophrenia, przed którym krytycy dowcipnie ostrzegali, że może grozić „francofobią”. Rok później, na festiwalu Berlinale, prezentował Interior. Leather Bar. W filmie, nakręconym z Travisem Mathewsem, skupił się na wyciętych scenach z obrazu Zadanie specjalne Williama Friedkina z 1980 roku, w którym Al Pacino wcielił się w rolę tajnego policjanta, prowadzącego dochodzenie w sprawie morderstwa w barze gejowskim w Nowym Jorku. Ale to nie próba odtworzenia zaginionych kontrowersyjnych minut filmu jest właściwym tematem Interior…, a raczej przekraczanie granic: społecznych, seksualnych, artystycznych, czyli tematy szczególnie bliskie Franco. W tym samym roku reżyser przekroczył kolejną granicę, ale jak twierdzą niektórzy – dobrego smaku. Pokazywany w konkursie głównym festiwalu filmowego w Wenecji Child of God ze scenariuszem opartym na książce Cormaca McCarthy’ego wzbudził głosy odrazy, a wielu krytyków przyznało mu zaledwie po jednej gwiazdce. Ale historia ukrywającego się w lasach Lestera Ballarda, który z czasem staje się seryjnym mordercą, ma również wielu zwolenników. Już wkrótce widzowie w Polsce będą mogli wyrobić sobie własną opinię, gdyż film zostanie pokazany w lipcu podczas 14.edycji MFF T-Mobile Nowe Horyzonty.
Można się śmiać, że James Franco cierpi na twórcze ADHD, co znajduje odzwierciedlenie w wielu projektach, wykraczających również poza przemysł filmowy. Z powodzeniem gra na Broadwayu, maluje i pisze książki. Na podstawie jego opowiadań, Palo Alto Stories, Gia Coppola niedawno nakręciła film, obsadzając go w roli dojrzałego mężczyzny uwikłanego w romans z nastolatką. Zabawne, że gdy tylko ruszyła promocja filmu w Stanach Zjednoczonych, niepokorny artysta dał się złapać w sieci na nakłanianiu do seksu nieletniej dziewczyny. Wpadka? A może kolejny chwytliwy, aczkolwiek kontrowersyjny, pomysł Jamesa Franco na budowanie swojej własnej legendy?
W dn. 15 kwietnia w niniejszym tekście pojawiła się informacja, wskazująca na inne autorstwo. Bardzo przepraszamy Autorkę oraz Czytelników za błąd.