Platon
Bardzo wiele założeń, z przekonaniem o istnieniu duszy oraz nadrzędnej roli wspólnoty wobec jednostki na czele, zaczerpnął oczywiście od Sokratesa, ale jego autorskie pomysły i próby interpretacji świata są co najmniej równie intrygujące. Chyba najpowszechniejsza w szerszej świadomości jest dziś jego metafora „jaskini”, której rozbudowany opis można znaleźć w siódmej księdze Państwa. Pokrótce, Platon zwracał tam uwagę na dwa niewspółmierne, a jednak egzystujące obok siebie światy: świat materialny i świat idei. Ten drugi był według niego uniwersum, na wzór którego ułożona jest nasza codzienność, stanowiąca jedynie cień, marne odbicie idealnej rzeczywistości. Podkreślał też, że świat jest tworem w pełni celowym i uporządkowanym – znamienitym projektem budowniczego, nazywanego przezeń Demiurgiem.
Funkcjonowanie państwa przyrównywał zaś Platon do… mechaniki ludzkiego organizmu, w którym każdy element ma konkretną rolę i dopóki spełnia ją poprawnie, działanie całości jest harmonijne. Jeśli jednak symboliczna wątroba (korupcja), trzustka (nepotyzm) bądź nerka (obłuda) okaże się wadliwa (obecna), cały organizm sypie się jak domek z kart. Stąd też, faworyzował wizję państwa, w którym odpowiedni ludzie będą zajmować zasadne ich kompetencjom miejsca – cóż za piękna utopia – co owe patologie z zasady uniemożliwi. I tak, mędrców/filozofów/myślicieli widział jako tych, którzy powinni zająć się rządzeniem, wojowników miał za obrońców granic i bezpieczeństwa, zaś rolników i rzemieślników postrzegał jako dostarczycieli dóbr umożliwiających komfortową egzystencję. Gdyby z kolei wgryźć się dokładniej w jego myśl polityczną, można by się w niej – oczywiście znów z lekkim przymrużeniem oka – dopatrzyć jednej z pierwszych jaskółek późniejszych, doprowadzonych w dwudziestym wieku do patologicznej formy, nacjonalizmów w kulturze zachodniej. Przypomnijmy, że Platon stwierdzał dosadnie, że obywatele to wyłącznie ci, którzy pochodzą z danego państwa, wyłączając z tego grona określanych ówcześnie metojkami „imigrantów” i niewolników. Wychowanek Sokratesa nie żywił też specjalnie ciepłych uczuć do demokracji, umożliwiającej decyzyjność jednostkom, które od jakiegokolwiek wpływu na losy państwa powinny według niego trzymać się jak najdalej. Na marginesie, w kontekście powyższej problematyki naprawdę warto zapoznać się z książką Anthony’ego Smitha pt. Kulturowe podstawy narodów, gdzie autor w ciekawy sposób, począwszy od barwnych opowieści o jednoczącej społeczeństwa roli wielkich bitew czy też istotnych dla konkretnych wspólnot miejsc pamięci, aż po amerykański zryw niepodległościowy i rewolucję francuską, przedstawia źródła i celne tropy wyjaśniające, skąd wyłoniły się widniejące na mapie po dziś dzień państwa.
Prywatnie, szczególnie zaciekawiło mnie zaś u Platona to, że gdzieś na drugim planie swoich rozważań odniósł się także do muzyki, głosząc tezę, że… powinno unikać się w niej wszelkich transgresji, a już pod żadnym pozorem nie wolno jej wykraczać poza przyjęte normy, gdyż rozzuchwala to rzekomo ludzkie umysły. Nietrudno o skojarzenie z myślą Jacques’a Attaliego, który dokładnie te same założenia, tyle że przystosowane do obowiązujących w latach osiemdziesiątych XX wieku metod dystrybucji, przedstawiał, piętnując je jednocześnie, w książce Noise: The Political Economy of Music (haniebnie spłycając: „Chcesz grać w masowych mediach? Musisz brzmieć jak wszystko inne, gdyż szum jest wywrotowy”). Nie lubili więc Platona, jak sądzę, ówcześni „awangardziści”, nie lubili też poeci, których, co akurat znane dość powszechnie, planował usunąć z państwa ze względu na to, że w żaden sposób nie przyczyniają się do jego rozwoju, ba, zarzut był jeszcze soczystszy: jako pseudoartyści i ludzie oderwani od rzeczywistości powodują wręcz jego regres. Mimo tych hipotetycznych i realnych tarć ze światem artystycznym, historia zapamiętała barczystego filozofa bardzo pozytywnie, choć musiał na to „poczekać” aż do średniowiecza. Jego najistotniejsze (nomen omen) idee okazały się bowiem z myślą wieków średnich niemal całkowicie kompatybilne. Zważywszy na powszechne w tym okresie „ureligijnienie” trudno się zresztą temu dziwić (wszystkim zainteresowanym zakulisowymi smaczkami epoki polecam znakomitą merytorycznie, a przy tym napisaną lekkim, dowcipnym językiem książkę Jacquesa Le Goffa pt. Kultura średniowiecznej Europy).
Intrygujący wątek idealnego świata, jak łatwo się domyślić, nie pozostał długo bez odzewu. Sprowokował bowiem ostatniego z myślicieli, których chciałem dziś przywołać – Arystotelesa – do wejścia z rozważaniami Platona w ostrą polemikę. O co dokładniej poszło? Przesłuchajmy Stagirytę.