W kościele zobaczyłem taki wielki kawał tkaniny z napisem „Bóg to wiatr pod Twoimi skrzydłami”. Świetne, co nie? Pożyczyłem sobie ten tekst […][1].
Przede mną niewielki white cube – świątynia sztuki. Na krzesełku dwóch panów w uniformach pilnuje wystawy. Jeden właśnie wrócił z dołu, obejrzał kawałek filmu i relacjonuje, że ten Hirst nie dostał się nawet do szkoły, na budowie pracował, a teraz sprzedaje czaszki za miliony. Pokazuję bilet bezpłatny, którego w popłochu, oderwana od kawy, szukała Pani-z-kasy – typ nieśmiertelny: sympatyczny, choć mocny i rzeczowy, z tapirem rodem z filmów Barei. Jeszcze tylko telefon podłączę, żeby zdjęcia było jak zrobić. Panowie, mogę się tu podłączyć z telefonikiem?
Chociaż Hirst rzeczywiście „nie dostał się do szkoły” i dorabiał na budowie, to właśnie ta – w cudzysłowie – porażka, była najlepszą rzeczą jaka mogła go spotkać. Mimo tego, że – jak wspomina Gregor Muir[2] – pod koniec lat osiemdziesiątych w Goldsmiths, gdzie ostatecznie zagrzał miejsce w latach 1986-89, odbywały się najnudniejsze cotygodniowe potańcówki w Londynie, to właśnie artyści z tej uczelni mieli wkrótce zatrząść całym artystycznym Londynem. I tak, zaczynające od dorywczych robót na budowie i tułania się po wybrzeżu, dzieci robotniczych rodzin z północy Londynu rozpętały prawdziwą rewolucję i dorobiły się marki, która zatrzęsła ówczesnym rynkiem sztuki. Od prowizorycznych instalacji w postoczniowych budynkach, przez targi młodej sztuki w Kolonii i Nowym Jorku, do milionowych kapitałów i szalonej popularności. Mimo całej rzeszy młodych nazwisk skupionych wokół środowiska artystów z Goldsmiths, to Hirst stał się szlagierem, żywym symbolem Young British Artists. Czy w przypadku tak szalenie popularnego nazwiska można zachować niezależność, czy zatonie ona w głębinach mitu, który artysta na przestrzeni lat wokół siebie zbudował?
By nie ulec mitowi już na wstępie, warto zaznaczyć, że prezentowane w CSW Łaźnia 1 w Gdańsku prace, wchodzące w skład projektu New Religion, nie są ani rewolucyjnym, ani najbardziej wyjątkowym projektem Hirsta. New Religion jest niczym gotowa wystawa w pudełku, którą można wysłać pocztą i nie brać udziału w jej dalszym życiu, które rozpoczyna się dopiero na etapie wypakowywania, w galerii. Artysta ustawił się w roli Boga, jeśli założymy, że stworzył świat, lecz od tej pory się nim już nie interesował. Ta doza nonszalanckiego lenistwa jest dla krytyka jak wyzwanie. Nikt nie lubi być ignorowany.
Ale czym jest to uniwersalne, podróżujące pudełko, gotowe dostosować się do każdych warunków niczym Fix Knorra? Biała skrzynia z przeszkloną pokrywą. Gdyby nie jej monumentalność, mogłaby przypominać najtańszy sort mebli z Ikei – białe studenckie regały, stoliki i boksy. Otwarta, wyściełana jest kremowym, trumiennym jedwabiem (a może satyną?); w specjalnych zagłębieniach spoczywają w niej artefakty: krzyż, dziecięca czaszka z patynowanego srebra, wielka tabletka aspiryny (w roli hostii), serce pokrwawione i cierniem ukoronowane oraz obrazek z motylem. Niżej rozsuwają się wąskie szuflady, w nich, w kolorowych filcowych kopertach, zmieścić można wszystkie wchodzące w skład ekspozycji grafiki.
W gdańskiej Łaźni pudełko stanęło na wprost wejścia, wyznaczając centralny punkt ekspozycji, centrum galeryjnego mikrokosmosu. To przecież z pudełka wyłoniły się i zbudowały świat wystawy wszelkie artefakty. Ostatecznie, z pudełka wyjęte, do pudełka zostaną włożone.
Skrzynia, choć wraz z ołtarzem rozstawionym pod ścianą i wiszącym przy wejściu krucyfiksem ułożonym z fotografii została umieszczona w centrum, wyznacza zarazem wyraźną linię podziału przestrzeni galeryjnej. Te trzy punkty stanowią symbole i fundamenty Nowej Religi, wokół zaś, na ścianach rozmieszczone zostają jej rekwizyty, rozpisane dogmaty. Tabletki, kapsułki i pigułki, czaszka, motyl oraz symbolika kościoła chrześcijańskiego – to motywy odgrzewane przez Hirsta raz za razem.
Jeszcze raz: pod sufitem wielki krucyfiks ułożony z fotografii, pod ścianą ołtarzyk Nowej Religii. Zatrzymajmy się najpierw pod krucyfiksem. Białe ramki, w które ujęte są fotografie, lokują ten obiekt bliżej szpitalnych sal, niż kościelnych naw. Zdjęcie zaropiałych stóp nieboszczyka z, nałożonymi komputerowo, otwartymi ranami po gwoździach. Na innej fotografii: operacja na otwartym sercu, granatowe fartuchy i białe jednorazowe rękawiczki – zarażeni sakralną optyką, widzimy gorejące serce Chrystusa. Ten osobliwy krucyfiks złożony został ze zdjęć, które Hirst kupił w Science Photo Library, a potem je zmodyfikował. Są to zdjęcia nieboszczyków, chociażby ofiary postrzału, która z rurką od respiratora w gardle znajduje się na granicy życia i śmierci. Zdjęcia są na tyle estetycznie niewygodne, że – jak przyznał sam artysta w jednym z wywiadów – „nie chciałbyś sobie tego powiesić w salonie”[3].
Pod ścianą stanął przenośny biały ołtarzyk, na którego blacie ułożono atrybuty Nowej Religii. Z dziecięcej czaszki odlanej ze srebra Hirst starł patynę tylko w jednym miejscu – odsłonił rząd stałych zębów, które czekały na swoją kolej ponad mleczakami. Prosty drewniany krzyż ozdobił rządkiem kolorowych pigułek, układających się jak koraliki w różańcu. Obok stanęła gigantyczna tabletka aspiryny odgrywająca rolę hostii. Wystawkę kończy odlew anatomicznego kształtu serca, owiązany cierniem i ponabijany lekarskimi igłami jak jeż. Nad ołtarzem zawisły symetrycznie trzy grafiki: motyl, gołębica i wykres kołowy, przedstawiający skład procentowy trójcy świętej. Wszystko razem wygląda tak ł a d n i e – kolorowo, symetrycznie, rytmicznie. „To kicz, stary dobry kicz” – mówi Hirst w wywiadzie. Kicz czy coś więcej? Skąd tak wielkie uwielbienie dla Hirsta – czy to ładność i uniwersalność kiczu mamiąca nawet świat sztuki, czy postmodernistyczna nonszalancja, która pozwoliła nam polubić kicz, gdy przechodzi on przez sito intelektualnych gier i kodów? To dylemat dotyczący wielu aspektów twórczości Hirsta, zwłaszcza, gdy uwzględnimy też rewolucję, jakiej dokonał artysta na rynku sztuki. Powołując się na „Forbes Life”: Hirst to artysta-symbol XXI wieku, a rola, jaką wywarł na rynek sztuki porównywana może być z tą, jaką odegrał w XX wieku Andy Warhol. Hirst, będąc świadomym zasad rynku, ostrożnie wybiera projekty, w których bierze udział, mając na uwadze wpływ jaki mogą one wywrzeć na ceny jego prac[4].
Wróćmy jednak do galerii. Na ścianach bocznych znajdziemy narrację Nowej Religi, opowieść snutą za pomocą medykamentów. Jest tam Chrystus i dwunastu Apostołów, jak możemy dowiedzieć się z wywiadu – każdemu odpowiada inna tabletka. Jest też genealogia Świętej rodziny, Stary i Nowy Testament, gdzie kluczowe postaci i nazwy ksiąg również odpowiadają odpowiednio skomponowanym konfiguracjom leków. Jest droga krzyżowa, której stacje symbolizują tabletki. Są kolory, które instynktownie karzą czytać historię Nowej Religii jako świętą: srebro, złoto, purpura, błękit, czerwień. Czym jest ta Nowa Religia? Otóż według Hirsta role religii w dzisiejszych czasach przejęła medycyna. Czyżby? Czy rzeczywiście to medycynie i zdrowiu oddajemy większy hołd niż młodości, pięknu, sławie?
Hirst to artysta „superstar”, który wie jak osiągnąć sukces i zarobić pieniądze. Jest bezkompromisowy i rozumie, że kontrowersja oznacza rozgłos, a rozgłos pieniądze. Jednocześnie bariery etyczne, które łamał raz za razem, przyzwyczaiły nas i oswoiły z szokującą estetyką oraz kontrowersyjną, bezkompromisową treścią, która nie raz balansowała na granicy kiczu. To mix, który z pewnością prowadzi do rozgłosu, ale czy jednocześnie nie prowadzi do banalizacji tematów ważnych – i zarazem do odbiorczego konformizmu? Tematy takie jak śmierć, Bóg, medycyna, która zaczyna spełniać rolę nowego boga, są doniosłe, uniwersalne, ale także wysoce patetyczne. Tasowane raz za razem ulegają banalizacji i stają się niestrawne, choć stanowią fundamenty naszego bytu. Być może z tego konfliktu bierze się u Hirsta estetyka kiczu – rozładowująca, pozwalająca na dystans, ale także pełna arogancji. Dlatego o „nowej religii w pudełku”, mówić można także w kategorii bardzo precyzyjnej i wysublimowanej estetycznie pracy. Bo bez wątpienia ta estetyka bazująca na szlagierach popkultury (wysuszone motyle, czaszki, cukierkowe kolory) stanowi przeciwwagę dla patetycznych i trudnych do przełknięcia „na sucho” treści. New Religion to także Hirst w pigułce, bo znajdziemy tu kulminacje wszystkich motywów przejawiających się w jego pracach na przestrzeni dwudziestu lat. Fascynacja śmiercią i medycyną, polemicznym bądź obrazoburczym dialogiem z religią. Znajdziemy tu wszystkie kiczowate, a zarazem uniwersalne – i właśnie dlatego przez artystę najbardziej lubiane – symbole: czaszkę, motyla, tabletki, krzyż, pudełko, podane w sterylnej, dopieszczonej formie.
W pewnym sensie jest to wystawa – czy też praca, bo sam Hirst sprzedaje komplet w cenie równej swojemu dużemu obrazowi w kropki – wtórna, a jednocześnie wciąż ciesząca oko, estetycznie zadowalająca. Jest też przewidywalna, bo w przypadku Hirsta przywykliśmy do pewnego stopnia kontrowersji, czy może arogancji. Ta zaś niewątpliwie kryje się pod ewangeliczną wolą zaprezentowania Nowej Religii, czerpiącej z repertuaru religii chrześcijańskiej. Także oszczędność form, rys minimalizmu, mimo soczystości barw i dbałości o szczegóły nie jest w przypadku Damienia Hirsta niczym nowym. Ostatecznie z odbioru New Religion wysnuć można kilka pytań. Odwołać się można do witkacowskiej teorii czystej formy. Czy te zdjęcia otwartego serca i gnijących stóp nieboszczyka zderzone z kiczową estetyką para-ewangelicznych artefaktów są jeszcze w stanie kogoś zaszokować? Czy powtarzalność środków formalnych i motywów stanowi dowód na konsekwencję i świadomość w budowaniu artystycznej postawy, czy świadczy o lenistwie, rynkowym konformizmie i prowadzi do zmęczenia materii? Wreszcie – czy w przypadku Damienia Hirsta zasadne jest rozdzielanie warstwy estetycznej od treści? Czy konsekwentnie kontrowersyjna treść nie stała się już obowiązkiem lub strategią gwarantującą sukces? Odpowiedzi na te pytania z pewnością mogą być różne. Ja mówiąc do widzenia panom w uniformach i odłączając telefon z kontaktu, pomyślałam, że mimo estetycznej przyjemności z jaką spotkałam się oglądając New Religion, po osławionym nazwisku spodziewałam się czegoś więcej.
- Publikacja towarzysząca wystawie Damiena Hirsta New Religion w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku. Wywiad Seana O’Hagena z Damienem Hirstem, red. A. szynwelska, s. 12.↵
- G. Muir, Lucky kunst. Rozkwit i upadek Young British Art, Kraków-Warszawa, 2013.↵
- Publikacja towarzysząca wystawie Damiena Hirsta New Religion w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku. Wywiad Seana O’Hagena z Damienem Hirstem, red. A. Szynwelska, s. 13.↵
- E. Poraszka, Rekin Sztuki [online], http://life.forbes.pl/artykuly/sekcje/Styl/rekin-sztuki,25578,1.↵